Bartosz Szydłowski wyrasta na ulubionego reżysera w Gdańsku, będącego spoza Trójmiasta. Jeszcze żywe jest w nas wspomnienie jego inscenizacji „Hamleta”, który przyniósł mu zwycięstwo w Konkursie o Złotego Yoricka podczas tegorocznego, 25. Festiwalu Szekspirowskiego. Spektakl doceniono za udaną próbę zdiagnozowania polskiej rzeczywistości polityczno-społecznej z pomocą Szekspira, przy jednoczesnym niezwykle adekwatnym wykorzystaniu tekstów Stanisława Wyspiańskiego. Powstał dramat oparty na znakomitej, bezkompromisowej pracy reżysera z budzącymi w twórcach teatralnych nierzadko lęk tekstami, świeży, inteligentny, ale nie przeintelektualizowany, pełen wysmakowanego humoru, do tego opowiedziany ciekawym, współczesnym językiem teatralnym.
„Hamlet” pokazał możliwości tego reżysera w pełnej krasie - Szydłowski jawi się jako twórca o znakomicie wypracowanym warsztacie połączonym ze świadomie prowadzoną od początku do końca wizją. W swoich spektaklach umiejętnie wykorzystuje grę aktorów, którzy pod jego kierownictwem są zgranym zespołem, a nie zbiorem wybijających się pojedynczych jednostek, do tego dochodzi przykuwający uwagę ruch sceniczny, światła, scenografia i muzyka. Tym samym reżyser ten tworzy dzieła kompletne i bardzo dojrzałe, czerpiące zarówno z kultury wysokiej, jak i niskiej, której elementy wplata do swoich inscenizacji w najmniej oczekiwanych momentach, nadając całości lekkość, dystans, powiew awangardy i pewien wymiar absurdu.
Jego najnowsze dzieło, „Śnieg”, budził więc wielkie oczekiwania, choć i pewien niepokój - Szydłowski miał już okazję prezentować spektakl z okazji Święta Wolności, co paradoksalnie, zdaje się, odebrało mu rodzaj twórczej wolności. Pomimo ambitnych prób zmierzenia się z postaciami przywódców na przestrzeni wieków - „Wałęsa z Kolonos”, o którym mowa, odwoływał się do „Edypa” Sofoklesa - i umiejętnego wykorzystania formy audiowizualnej, uderzały braki fabularne, a i aktorstwo, ze względu na postawienie obok siebie artystów profesjonalnych z tymi bez doświadczenia, było bardzo nierówne. Całość przybierała niekiedy także formę laurki - nic zatem dziwnego, że o tym spektaklu Bartosza Szydłowskiego w Gdańsku raczej szybko zapomnieliśmy.
Czy ten sam los spotka pierwszą polską adaptację sceniczną dzieła tureckiego noblisty? Zdecydowanie jest to spektakl, który plasuje się pomiędzy nieco rozczarowującym „Wałęsą z Kolonos” a znakomitym „Hamletem”, którego wspominać będziemy przez lata jako jedną z najlepszych współczesnych polskich inscenizacji tego, wyeksploatowanego wydawałoby się dzieła Szekspira. „Śnieg” z jednej strony zachwyca, i to wieloma elementami: rozmachem inscenizacyjnym, rozbudowaną, wieloplanową scenografią Małgorzaty Szydłowskiej, fantastyczną, dynamiczną choreografią i ruchem scenicznym przygotowanymi przez Dominikę Knapik. Kolejny raz sprawdza się w spektaklu także muzyka skomponowana przez Dominika Strycharskiego, która buduje bogate tło, i podbija emocje, bądź przyspiesza tempo akcji, gdy jest taka potrzeba. Cały kilkunastoosobowy zespół aktorski jest bardzo zgrany, zaangażowany i wypada dobrze szczególnie w scenach zbiorowych - Bartosz Szydłowski bardzo pilnuje, by nawet postaci majaczące w dalszych planach nie wykonywały przypadkowych gestów, ale i by nie stanowiły jedynie nieruchomego elementu żywej scenografii. Efektowny, ale nie efekciarski, przyjemny dla oka obraz dopełnia wideo Macieja Szczęśniaka i Przemysława Czepurko prezentowane na dużym, zawieszonym nad sceną ekranie kinowym, i na mniejszym ekranie z tyłu sceny.
Gdyby za bogactwem środków teatralnych i ciekawą formą nadążała sama opowieść, mielibyśmy spektakl na miarę „Hamleta”. Niestety, adaptacji scenicznej powieści Orhana Pamuka, przygotowanej przez Mateusza Pakułę, wyraźnie czegoś brakuje - i to da druga, mniej chlubna strona tego spektaklu.
Niech jednak to stanowi usprawiedliwienie, że nie miał Pakuła łatwego zadania, by z liczącej 800 stron książki wydobyć fragmenty składające się na zgrabną całość, zwłaszcza biorąc pod uwagę silne osadzenie tej opowieści w tureckich realiach, historii i polityce. „Śnieg” to poetyckie, niezwykle rozbudowane dzieło o potrzebie wolności i pragnieniu życia po swojemu, które brutalnie ścierają się z autorytarną wizją świata, fanatyzmem religijnym i polityką. Turecki pisarz komentuje najważniejsze dylematy i dramaty życia społecznego w swojej ojczyźnie, odnosząc się m.in. do kwestii integracji Turcji z Unią Europejską. Duet Pakuła i Szydłowski udanie wydobywają te fragmenty, które dziś odnoszą się także do Polski, spolaryzowanej wewnętrznie i będącej ojczyzną coraz większych konfliktów i wyraźnych starć między dwoma frakcjami, które w dużym uproszczeniu można określić jako przedstawicieli kultur Wschodu i Zachodu. Wszelkie te przejmujące odniesienia do sytuacji w naszym kraju i celne spostrzeżenia są w „Śniegu” widoczne, ale nie nadąża za nimi tło fabularne, zarysowane pobieżnie i naprędce. Niestety.
Być może Pakuła i Szydłowski starali się zbyt wiele naraz powiedzieć, przedstawiając jak najpełniejszy obraz - w końcu wzięli sobie na barki prapremierę powieści Pamuka. Ambitne założenie, poniekąd zrealizowane, ale ostatecznie nie wyszło najlepiej: pojawiają się dłużyzny, przebiegu niektórych zdarzeń widz musi się sam domyślać, zdarzają się luki w fabule i brakuje rozbudowanych bohaterów, za którymi mogliśmy chcieć podążać. Mogło być lepiej, jednak i tak warto zobaczyć - po gdańskiej premierze spektakl prezentowany będzie jeszcze w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie od 3 do 5 września, w Teatrze Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Warszawie od 28 do 30 października, i w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach od 19 do 21 listopada.