Izabela Biała: Skąd pomysł by zająć się akurat przestrzenią przy ul. Podmłyńskiej?
Michał Szymański, zastępca dyrektora Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni ds. przestrzeni publicznej: - Impulsem była propozycja firmy Euronet, która postanowiła przeznaczyć 140 tys. złotych na działania w przestrzeni publicznej Gdańska. Analizując obszar śródmieścia w zakresie potrzeb ingerencji w przestrzeni, zwróciliśmy uwagę właśnie na ulicę Podmłyńską.
Dlaczego?
- Ta krótka uliczka jest częścią głównego ciągu komunikacyjnego historycznego śródmieścia, który rozciąga się od ulicy Rajskiej aż po Garbary. Położona w samym środku głównej osi Starego i Głównego Miasta, z siermiężnym murkiem obsadzonym zielenią, wąskim chodnikiem (typowym reliktem zagospodarowania z czasów PRL) nie miała jakości, która odpowiadałaby randze tego traktu.
Zwróciliśmy też uwagę, że w perspektywie ulicy Rajskiej, a zwłaszcza właśnie Podmłyńskej pojawia się spektakularne otwarcie widokowe na monumentalne zabytki Głównego Miasta. Z prawej strony uliczki jest zabudowa historyczna, z lewej współczesny budynek z czasu odbudowy, komponujący się z otoczeniem. Razem tworzą kadr na ceglane zabytki. Na bryłę kościoła św. Mikołaja przede wszystkim, ale na pierwszym planie mamy także Basztę Jacek i halę targową, a nad tym góruje wieża Bazyliki Mariackiej. To niepowtarzalny widok, dla którego warto było stworzyć miejsce dające warunki do jego kontemplacji. Uznaliśmy, że przestrzeń ta powinna mieć bardziej charakter “placowy”, niż stricte zieleńca - a szczególnie takiego zieleńca bez funkcji jakim był dotąd - żeby można się było tam zatrzymać, pooglądać widoki, odpocząć.
No, ale trawnika i róż (choć rosną teraz w innym miejscu w śródmieściu) niektórym żal…
- Każdy ma prawo do własnej oceny projektu, jednak uważam, że zasługuje on na ocenę w szerszej perspektywie, niż tylko liczenia, ile było tam metrów zieleni, a ile jest dzisiaj. Nie dostrzega się często innych aspektów tej realizacji, czyli wykreowania przestrzeni pieszej i miejsca do obserwacji zabytków, ale też zwyczajnie do spędzania czasu i komunikacji. Przy realizacji projektu usunięto stamtąd wszystkie miejsca parkingowe - legalne w zatoczce i te “patologiczne”, na przestrzeni utwardzonej dotychczasowego skweru. To miejsce nie istniało jako element przestrzeni publicznej.
Teraz mamy tu szpaler 16 drzew z drobnymi elementami niskiej zieleni. Być może dla części odbiorców zmiana proporcji w przestrzeni od kilkudziesięciu lat zajętej głównie przez zieleń (niezależnie od jej jakości) i powiększenie jej o dużo większą powierzchnię kamiennego chodnika jest trudna do natychmiastowego zaakceptowania?
- Powstało miejsce, które jest podporządkowane systemowi przestrzeni publicznych śródmieścia, a nie - samodzielnym bytem, traktowanym jak coś oderwanego od otoczenia. To nie miał być zieleniec, to miał być skwer - może bardziej rozumiany “z angielska” niż "z polska”. W naszym języku trudno znaleźć nazwę na tego typu miejsce. Nie jest to przecież plac, ale mocno poszerzony chodnik przy ulicy.
Każdy, kto ma potrzebę obcowania z zielenią, po przebyciu 50 metrów właściwie w każdym kierunku może obcować z nią do woli: czy to na Placu Kobzdeja (który jest właściwie parkiem), czy na skwerze Jana Heweliusza, czy też w będącym jego przedłużeniem ciągu rekreacyjnym wzdłuż kanału Raduni ciągnącym się do Motławy (który także wymaga zmian w przyszłości).
Biorąc pod uwagę charakter tych lokalizacji, a także dlatego, że chcieliśmy stworzyć miejsce do obserwacji zabytków, postawiliśmy na przestrzeń dla pieszych. Dzięki temu można też z różnej perspektywy patrzeć na zabytki. Widok na Główne Miasto prezentuje się inaczej w zależności od punktu, w którym staniemy na skwerze. Obiekty wchodzą ze sobą w relację i dla osób wrażliwych na takie krajobrazy jest to cenne. Wprowadziliśmy także funkcję wypoczynkową, stąd ławki. Ale zależało nam też bardzo na zieleni, szczególnie tej wysokiej, w postaci drzew, które w miastach pełnią ważną rolę. Wprowadzając je braliśmy przede wszystkim pod uwagę chęć zachowania widoków, czy też ich kadrowania. Dlatego posadzono 16 drzew, właśnie w takim układzie.
Nie mogło być ich więcej, skoro stanowią teraz główny, dominujący element zieleni na skwerze?
- Chętnie nasadzilibyśmy kilka egzemplarzy więcej, ale nie pozwoliły na to przebiegające pod skwerem sieci, w szczególności gazowe. Można powiedzieć, że mimo tego, że sieci są dość gęsto ulokowane, udało się posadzić aż 16 drzew, co jak na stosunkowo niewielki skwer nie jest wcale małą liczbą. Rosną w często bardzo małej odległości od sieci. Ustalenie dogodnej lokalizacji wymagało wiele wysiłku od projektanta, a później zastosowania z jednej strony systemów mocowania brył korzeniowych, a z drugiej strony - zabezpieczenia infrastruktury w bliskim sąsiedztwie drzew. Takich rozwiązań w Gdańsku dotąd nie stosowano.
A dlaczego wybraliście jarząb, a nie na przykład - historyczne dla sąsiedniego Głównego Miasta - lipy?
- Wybraliśmy zaproponowany przez projektanta jarząb z uwagi na jego efektowne kwitnienie i na jego wielkość - wysokość do pięciu - sześciu metrów i rozpiętość koron do trzech metrów, tak żeby drzewa nie wystrzeliły ponad dach hali targowej i nie wpływały istotnie na panoramę. Jednocześnie był to postulat mieszkańców ul. Podmłyńskiej, z którymi konsultowaliśmy koncepcję. Nie chcieli, żeby drzewa zacieniały im mieszkania.
Czy technologia zastosowana przy nasadzeniach ma też ma coś wspólnego z retencją, której brak zarzuca się nowemu skwerowi?
- Zieleń przed przebudową w ogóle nie miała tutaj charakteru retencyjnego. Pochłaniała wodę, która spadła na jej powierzchnię, ale w żadnym stopniu nie pochłaniała wody spadającej na powierzchnie utwardzone, ponieważ była ponad nie wyniesiona. Projektant w stworzył przestrzenie zielone, do których w sposób przemyślany spływać będzie woda odpadowa z powierzchni utwardzonych. Oczywiście nie cała, lecz jej nadmiar. Woda przy “normalnych” opadach będzie gromadzić się, by podlewać rośliny, a podczas deszczów nawalnych część wody będzie przejmowana przez powierzchnie zielone, które tam powstały.
Przez te malutkie “ogródki deszczowe”, które powstały przy siedmiu drzewach?
- Powierzchnie retencjonujące wodę to nie tylko zieleńce, które widzimy gołym okiem, ale także warstwy gruntu pod drzewami. Warstwy gruntu są nie tylko pod kratami zabezpieczającymi drzewa, ale także pod częścią płyt kamiennych, które są przy nich ułożone na ruszcie. Przez otwory między tymi płytami woda także będzie spływać do gruntu i będzie magazynowana dla drzew. Będzie to jednocześnie sposób na odbiór części wody spadającej na skwer.
W jaki sposób?
- Grunt, który był w tym miejscu, wymieniony został na specjalną mieszankę o niskim stopniu zagęszczenia, stanowiącą drenaż. Jego chłonność jest znacznie większa niż typowego gruntu stosowanego przy nasadzeniach. Z całym przekonaniem możemy nazwać zastosowane rozwiązanie formą mikroretencji. Do nasadzeń dobrano gatunki drzew i innych roślin, które dobrze radzą sobie z nadmiarem wody.
Zgodnie z obliczeniami projektanta pojemność retencyjna tych zieleńców, które powstały jest dwa razy większa niż przyjmowany przy projektowaniu zieleni retencyjnej standard. Ta ilość zieleni mogłaby zapewnić odprowadzenie wody z dwukrotnie większej powierzchni utwardzonej, niż mamy na placu. (schemat rozwiązania zobaczyć można pod tekstem - red.).
Nie ma tu typowej niecki retencyjnej, która jest kojarzona z ogrodem deszczowymi. Zastosowaliśmy nieco inne podejście, bardziej właściwe dla przestrzeni historycznej ulicy. Udało się nam pogodzić wysoki standard z funkcją mikroretencji, zbliżoną do osiąganej przy typowych ogrodach deszczowych.
Czy właśnie te niewidoczne gołym okiem rozwiązania retencyjne i te, zastosowane przy nasadzeniach spowodowały, że modernizacja kosztowała blisko milion złotych?
- Oczywiście rozwiązania techniczne kosztują, jednak w przypadku tego projektu udało się pogodzić jakość z racjonalnością ekonomiczną. Dla większości z nas milion złotych to dużo, ale w skali inwestycji w reprezentacyjną przestrzeń publiczną to nie jest kwota zawrotna. Przebudowy przestrzeni publicznych w centrach miast to zwykle inwestycje wielomilionowe.
Warto podkreślić, że wszystkie elementy skweru zostały zaprojektowane indywidualnie, specjalnie dobrane dla tej przestrzeni. Wykorzystaliśmy występującą tu różnicę poziomów. Dzięki zastosowaniu murku, obniżającego się z obu stron, uzyskaliśmy pełną dostępność placu dla osób z niepełnosprawnościami i łatwiejszy dostęp do lokali usługowych w parterach budynków. Murek przebiega w formie fali, a jednocześnie przecina go prosta linia nasadzeń drzew, które pojawiają się na obu tarasach. Jest to zabieg kompozycyjny z użyciem kamienia, stali corten, zieleni wysokiej i niskiej, który jest w naszym mieście czymś nowym na taką skalę i wprowadza, jak myślę, wysoką jakość architektoniczną w to miejsce. W ten sam murek wkomponowano siedem siedzisk z wysokiej jakości drewna i stali.
Corten współgra z cegłą występującą w otoczeniu, a symbolicznie łączy się także z budynkiem Europejskiego Centrum Solidarności. Idąc dalej za tą symboliką - skwer otrzymał imię Ruchu Młodej Polski, która jest elementem dziedzictwa ruchu opozycyjnego, o którym “opowiada” ECS - to wszystko układa się w pewną całość.
W przetargu wyłoniono wykonawcę dokumentacji projektowej dla skweru, ale pracował on nad koncepcją, która powstała w Dziale Rozwoju Przestrzeni Publicznej Gdańskiego Zarząd Dróg i Zieleni. Dlaczego wybraliście taką drogę?
- Dla naszego działu od lat ważne jest kształtowanie przestrzeni publicznej w Gdańsku w sposób kreatywny, indywidualny. Chcemy, żeby miasto wyróżniało się nie tylko swoją architekturą, ale także właśnie przestrzeniami publicznymi, żeby one także stanowiły o jakości przestrzeni miejskiej. Ten skwer jest kolejnym - po między innymi ul. Stągiewnej, Grobli IV i ul. Chmielnej, miejscem, nad którym intensywnie pracowaliśmy, by stała się atrakcyjną przestrzenią publiczną.
Nadania imienia Ruchu Młodej Polski na etapie koncepcji z pewnością nie mogliście się spodziewać. A jest jakiś scenariusz na przyszłość tego skweru?
- Nie każda przestrzeń publiczna musi być miejscem, w którym dzieje się coś nadzwyczajnego. Miasto żywe, dobrze zaprojektowane, to takie, w którym przestrzeń publiczna żyje jako całość. Oczywiście są pewne miejsca węzłowe, gdzie życie się koncentruje i są bardziej zwyczajne przestrzenie komunikacyjne, do krótkiego wypoczynku, czasem spojrzenia na otoczenie.
Ten skwer, z uwagi na zacny patronat Ruchu Młodej Polski, zyska rangę symboliczną i będzie pewnie miejscem wydarzeń upamiętniających patrona. Być może stanie się nowym miejscem dla słuchaczy letniego festiwalu carillonowego w kościele św. Katarzyny, może przeniesie się tu, wykorzystywany także przy tym wydarzeniu, mobilny carillon?
Ale na co dzień ma być to zwyczajny element przestrzeni publicznej śródmieścia. O jego przeznaczeniu zadecydują użytkownicy - mieszkańcy i odwiedzający miasto.
Na razie bardzo spodobał się między innymi deskorolkarzom.
- Przyznam, że osobiście nie przewidziałem tego, że stanie się atrakcyjny dla młodzieży, dla skaterów. Ale nasi architekci mieli takie przeczucie z uwagi na ciekawe krawędzie, które tam powstały. Na tym polega fenomen życia miejskiego, że ludzie pewne przestrzenie wykorzystują często w nieoczekiwany sposób. Odnosząc się do współczesnych trendów projektowania przestrzeni publicznej, warto wspomnieć Jana Gehla, który jest guru w tym temacie. Wyróżnia on różne rodzaje aktywności w przestrzeniach publicznych i te podstawowe, i te wyższej rangi - opcjonalne i społeczne (związane z budowaniem relacji społecznych). Z dużym optymizmem obserwuję, co dzieje się na skwerze. Cieszy mnie pojawienie się młodzieży, w szczególności dzieciaków na hulajnogach. Nie są one tak problematyczne jak deskorolki, które nieco hałasują i tutaj mam pewne obawy o konflikt z mieszkańcami. Mam nadzieję, że gdy skwer powszednieje, tych deskorolkarzy będzie mniej, pewnie zaczną korzystać z kolejnych przestrzeni, które gdzieś powstaną. To, że młodzież się pojawia, pojawiają się rowerzyści i piesi, którzy sobie tam siadają, by wypić kawę, świadczy o tym, że ta przestrzeń żyje tak, jak żyć powinna. I niczego więcej się po niej nie spodziewam.
Jest to zwykły kawałek przestrzeni publicznej w systemie przestrzeni w mieście, która z roku na rok staje się coraz bardziej atrakcyjna i różnorodna. I taka też powinna być, by każdy znalazł miejsce dla siebie.
Na południu Europy, ale też w miastach niemieckich widzimy, że takich placyków i skwerów, większych i mniejszych, jest mnóstwo i tam rzeczywiście odbywa się życie miasta. Oczywiście są też przestrzenie zieleni, ale musi występować odpowiedni balans. Jestem zupełnie spokojny, że u nas ten balans w kierunku “zabetonowania” absolutnie nie ciąży i tej zieleni zawsze będziemy mieli dużo więcej niż inne miasta historyczne.
KLIKNIJ W ZDJĘCIE ABY POWIĘKSZYĆ
RETENCJA MIEJSCOWA NA NOWYM SKWERZE, trochę szczegółów technicznych Na skwerze RMP posadzono 16 drzew, siedem z nich ulokowano bezpośrednio w mini ogrodach deszczowych. Drzewa są posadzone we wnękach głębokości 90 cm wypełnionych ziemią urodzajną z drenażem zapewniającym im optymalne warunki. W ogrodach deszczowych obsadzonych bylinami i roślinami okrywowymi grunt wymieniono na głębokości 75 cm stosując warstwy drenażu. Łączna kubatura wymienionego gruntu wynosi ok. 42 m. sześc. Powierzchnia zaprojektowanych mini ogrodów deszczowych oraz przyjęty system sadzenia drzew zapewnia możliwość przyjmowania i przefiltrowania wody z powierzchni ok. 2500 mkw., czyli ponad dwa razy więcej niż wynosi powierzchnia skweru. |