Izabela Biała: Wojna na Ukraine trwa od początku 2014 r. Pan został merem Mariupola w grudniu 2015 r. Dlaczego zdecydował się pan kierować miastem w tak trudnych czasach?
Vadym Boichenko: - Nigdy nie myślałem o tym, że zostanę politykiem, czy merem miasta. Pracowałem w biznesie, a decyzja o starcie w wyborach wynikła bezpośrednio z sytuacji na Ukrainie i w Mariupolu, w mieście, w którym się urodziłem i które bardzo dobrze znam. Wcześniej byłem wicedyrektorem ds. personelu w miejscowym zakładzie metalurgicznym zatrudniającym 37 tys. pracowników. W styczniu 2015 r. jedna z dzielnic Mariupola została ostrzelana przez separatystów. Zginęło wówczas 30 osób, setka odniosła rany, zniszczonych zostało wiele budynków. Zaangażowałem się w odbudowę dzielnicy i muszę powiedzieć, że było to doświadczenie, które przeżyłem bardzo emocjonalnie i osobiście. I właśnie ono bezpośrednio zaważyło na podjęciu decyzji o starcie w wyborach.
Czy mieszkańcy przyzwyczaili się do życia w bliskości działań wojennych? Czy też cały czas wasza codzienność toczy się w ramach stanu wyjątkowego? Jak zarządza się miastem w czasie wojny?
- Nie powiem, że jest to łatwe zadanie. Najpierw trzeba było wyciszyć niepokój, który panował w mieście po styczniowym ataku. Oczywiście, nie jest to zdarzenie, o którym należy zapomnieć. To część naszej historii, o której musimy pamiętać i co roku czcimy pamięć ofiar. Ale życie idzie do przodu i żeby uspokoić mieszkańców, trzeba było zagwarantować im bezpieczeństwo. Wypracowaliśmy w Mariupolu dwa programy: bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego.
Na czym polegają?
- W ramach pierwszego współpracowaliśmy z naszymi partnerami, ambasadorami krajów zachodnich na Ukrainie. Kontaktowaliśmy się z nimi, systematycznie opisując sytuację panującą w mieście, żeby byli świadomi, jak czują się ludzie w mieście na linii frontu. W ramach rozmów Czwórki Normandzkiej (formalna grupa złożona przedstawicieli Ukrainy, Rosji, Francji i Niemiec, jej celem jest rozstrzygnięcie konfliktu we wschodniej Ukrainie - red.) udało się nam wynegocjować odsunięcie linii frontu i podziału między Ukrainą a separatystami prorosyjskimi o 30 km od miasta.
Żeby zagwarantować bezpieczeństwo wewnętrzne przy wsparciu naszych europejskich i amerykańskich partnerów stworzyliśmy w mieście system smart kamer. Bez przerwy fotografują pojazdy i osoby poruszające się po Mariupolu. Dane z kamer trafiają do centrum analitycznego. Jeśli jakieś osoby czy pojazdy są podejrzane, albo poszukiwane, pracownicy centrum zgłaszają sytuację policji lub innym służbom.
Trzeba było też zmienić ogólną atmosferę w mieście, dlatego też - znowu przy wsparciu partnerów, ale także lokalnych organizacji pozarządowych - zaczęliśmy organizować w Mariupolu festiwale i inne otwarte wydarzenia, bo chcieliśmy żeby ludzie przestali myśleć tylko o wojnie, żeby poczuli, że w Mariupolu już jej nie ma.
Udało się osiągnąć takie poczucie wśród mieszkańców?
- Zdecydowanie tak, kwestie bezpieczeństwa zostały odsunięte z pierwszego miejsca na dziesiąte wśród naszych priorytetów. Udało się to osiągnąć także dzięki wsparciu ukraińskiego wojska. Teraz w mieście jest bardzo spokojnie i faktycznie Mariupol należy do najbardziej bezpiecznych miast w naszym kraju.
Skoro wspomniał pan o zmianie priorytetów - jakie są w takim razie te główne dla Mariupola obecnie?
- Właściwie to bardzo się cieszę, że teraz problemy gospodarki komunalnej i kwestie społeczne są u mieszkańców na pierwszym miejscu. To świadczy o tym, że ludzie myślą w kategoriach życia w pokoju, o kwestiach prostych, codziennych. Muszę podkreślić, że Mariupol bardzo skorzystał na procesie decentralizacji na Ukrainie, który dał nam nie tylko więcej niezależności w działaniach, ale też przyniósł dodatkowe środki finansowe. Chętnie z nich korzystamy i wiemy na jakie cele je przeznaczyć.
Udało się nam zmodernizować nasze przedsiębiorstwa komunalne. Policja też świetnie pracuje, zapewniając nam bezpieczeństwo, ale niestety są inne czynniki, które nie pozwalają nam rozwijać się tak dynamicznie, jak byśmy chcieli. To co powstrzymuje teraz najbardziej rozwój miasta, i co także jest jednym z naszych priorytetów, to zapewnienie lepszej komunikacji Mariupola z resztą kraju. Potrzebujemy lotniska, lepszych dróg i połączeń kolejowych.
To już jest niestety zależne nie tylko od was. Rozbudowa dróg, lotnisko, kolej - to inwestycje, w których samorząd potrzebuje wsparcia władz centralnych...
- Absolutnie tak. Mówimy o tym, a właściwie krzyczymy, już od dwóch lat. Uważam, że powrót terytoriów, które nie są obecnie kontrolowane przez Ukrainę w granice państwa zależy od tego, na ile silny będzie właśnie Mariupol. Jeśli nasze miasto stanie się prężnym europejskim miastem pod ukraińską flagą, oczywiście będzie to zachęcać ludzi do działania i mur, który oddziela Mariupol od Doniecka (a dzieli nas od siebie 120 km), upadnie.
Ukraiński rząd co roku przeznacza ogromną sumę 47 miliardów hrywien na budowę dróg. Tylko, że na liście planowanych zadań wciąż nie ma żadnego związanego z poprawą sieci dróg wokół Mariupola. Jako polityk nie jestem w stanie tego pojąć i uważam, że brak dobrej drogi łączącej np. nasze miasto z Zaporożem bardzo ogranicza nam możliwość rozwoju. Dlaczego otwiera się lotnisko w Zaporożu, a w Mariupolu nie?
Możecie jednak liczyć na pomoc partnerów zewnętrznych. Ciągle pan o nich wspomina - proszę powiedzieć więcej o jakie projekty chodzi?
- Po biedzie, która przyszła do Mariupola przez wojnę nie wiedzieliśmy co robić. Jak na przykład podejść do osób, które uciekły przed wojną do naszego miasta? Liczba mieszkańców Mariupola i Gdańska była bardzo podobna, ale teraz do dotychczasowych 420 tys. mieszkańców doszło nam jeszcze 70 tys. emigrantów wewnętrznych, którzy uciekli ze strefy wojny. Przy wsparciu finansowym i organizacyjnym Unii Europejskiej otworzyliśmy specjalnie centra pomocy, gdzie okazujemy pomoc psychologiczną i organizacyjną nowym mariupolczykom. Również dzięki środkom z UE udało nam się zabezpieczyć mieszkania dla przesiedleńców. Wybudowaliśmy nowoczesne, energooszczędne domy i to stało się już trendem w Mariupolu, obecnie powstają jeszcze dwa takie budynki.
Zaangażowanie nasze i partnerów we wsparcie dla nowych mieszkańców doceniła Wysoka Komisja Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR). Ogłosiła nas pierwszym miastem solidarności na Ukrainie.
Z kolei z pomocą rządu niemieckiego, tamtejszych NGO`sów i UNICEF udało się rozwiązać problem z zaopatrzeniem miasta w wodę. Mieliśmy stare wodociągi, wymieniono ponad 80 km rur, teraz już nie ma problemu.
Do Mariupola przyjechali także eksperci USAID (amerykańska agencja rządowa - red.), którzy wykształcili naszych pracowników w zakresie przejrzystych procedur obsługi mieszkańców. Wdrażamy je w życie i bardzo dobrze funkcjonują.
Spędził pan wraz ze swoimi współpracownikami trzy intensywne dni w Gdańsku, poznając mechanizmy funkcjonowania miasta - jak sobie pan wyobraża dalszą współpracę Mariupol - Gdańsk?
- Gdańsk to wspaniałe miasto ze świetnym prezydentem, który nie tylko ma ogromne doświadczenie, ale jest też chętny by się nim dzielić. Cieszymy się, że będziemy mogli się od Gdańska uczyć i takie jest nasze oczekiwanie w zakresie dalszej współpracy między naszymi miastami. Potrzebujemy wielu reform i usprawnień. W sferze usług komunalnych mamy już swój plan, ale jeśli chodzi o inne usługi dla mieszkańców jest jeszcze wiele do zrobienia. Chcemy być miastem bardziej otwartym i tak jak Gdańsk zajmować czołowe pozycje w międzynarodowych rankingach. Chcielibyśmy się tego u was nauczyć, bo macie doświadczenia i sukcesy. Wdrożyliście już w życie to, co my dopiero zaczynamy robić.
Gdańsk jest partnerem Mariupola także w innym zakresie. Mówię oczywiście o lokalnym biurze Europejskiego Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Demokracji Lokalnej (ALDA), które działa w Mariupolu od grudnia 2017 r., żeby wspierać wasze organizacje pozarządowe. Jak widzi pan ich rolę w rozwoju miasta i jak działają obecnie?
- Organizacje pozarządowe są bardzo ważne dla miasta i mogą odgrywać ogromną rolę w jego rozwoju. W naszym przypadku dotyczy to obecnie zwłaszcza współpracy w zakresie pomocy nowym mieszkańcom oraz tworzenia nowych procedur i narzędzi zarządzania miastem. Potrzebujemy oczywiście pieniędzy, ale nie one są najważniejsze. Najważniejsza jest wiedza na temat dobrych narzędzi, które już istnieją i NGO`s mogą nam bardzo w tym pomóc.
Niedawno lokalne i zagraniczne organizacje pozarządowe zaangażowane były w opracowanie planu rozwoju miasta do 2021 roku. W realizacji projektu wsparła nas mocno firma konsultingowa Deloitte. Wspólnie wypracowaliśmy wizję rozwoju i branding dla Mariupola. Widzimy siebie w przyszłości jako miasto otwarte, studenckie, miasto kultury i sportu, które może się stać symbolem odrodzonego Donbasu.
Dziękuję tłumaczce, pani Marcie Koval za pomoc w przeprowadzeniu rozmowy