
Osoby, z którymi rozmawialiśmy, mówiły, że nie mają uchodźcy ani wśród znajomych, ani za sąsiada. Na gdański cmentarz przyszli, bo czuli, że obecnie jest to jedyna rzecz, jaką mogą zrobić w geście solidarności z uciekającymi przed wojną Syryjczykami i mieszkańcami krajów afrykańskich.
Giną, uciekając przed wojną
– Sprawa imigrantów i emigrantów jest nam bliska. Mamy pewien dług do spłacenia. W latach 70. i 80. sami oczekiwaliśmy pomocy od Europy i świata. Do kościołów przychodziły paczki z ubraniami i z żywnością. Setki tysięcy Polaków wyjeżdżało za granicę, gdzie tworzyli Polonię – przypomniała Magdalena Mistat.
Pani Anna Wacławek podkreślała z kolei, że wesprzeć trzeba przede wszystkim człowieka. Jego wiara czy kultura nie są w tej sytuacji najważniejsze. – Moim zdaniem, tylko pojedynczy ludzie są dziś gotowi przyjąć tych, którzy muszą uciekać ze swoich domów. Coś dziwnego stało się z wieloma osobami, trzeba w nich obudzić empatię. Mam nadzieję, że takie inicjatywy, jak dzisiejsza, poruszą ich sumienia – mówiła pani Anna.
Zuzanna Pikiel i Łukasz Stęplewicz także przyznawali, że czują potrzebę włączenia się w ruch pomocy uchodźcom. – Wydaje nam się, że modlitwa w tym momencie jest bardzo ważna i na tym etapie jest to konkretna rzecz, którą możemy zrobić. Jesteśmy też otwarci, jeśli przyjdzie czas na inne działania – podkreślała pani Zuzanna. Wtórował jej pan Łukasz: – Uchodźcy są przedstawicielami innej kultury, a inność budzi w niektórych strach, sprzeciw. Wydaje nam się jednak, że więcej jest osób, które są „za”.
– Jesteśmy poruszeni sytuacją na świecie, dlatego uznaliśmy, że należy się pomodlić za ludzi, którzy zginęli, uciekając przed wojną. Jesteśmy jak najbardziej za tym, by Polska przyjęła uchodźców – mówili zgodnie Hanna i Marek Wideł.
Jedni są otwarci, inni nienawidzą
23 września w spotkaniu na gdańskim cmentarzu wzięło udział kilku obcokrajowców. Między innymi Karolina Lopez, która pochodzi z Kolumbii. Jest imigrantką i... żoną Polaka. Mieszka tu już siedem lat i nie ukrywa, że początki życia w grodzie nad Motławą były trudne. – Nie chcę generalizować, jeśli chodzi o postawy tutejszych mieszkańców wobec obcokrajowców. Niektórzy są otwarci, ale zdarza się i mowa nienawiści. Myślę, że wszelkie takie inicjatywy, różne spotkania międzykulturowe są bardzo potrzebne i pozytywne, bo czasami potrzeba po prostu kontaktu z innymi ludźmi – podkreślała Karolina.
W Gdańsku od 2,5 roku mieszka także Khedi Alieva. Jest czeczeńską uchodźczynią. Podczas spotkania opowiadała zgromadzonym o trudnych i tragicznych losach jej rodziny i o tym, jak trafiła do Polski. – Chciałabym lepiej mówić po polsku i dobrze znać waszą historię, tradycję, by być pełnoprawną mieszkanką Polski. Nie było mi specjalnie trudno przestawić się na polskie warunki. My, Czeczeńcy, też jesteśmy Europejczykami – mówiła pani Alieva.
Kobieta, o charakterystycznej wschodniej urodzie, przyznała nam, że od czasu, kiedy głośno zrobiło się o wojnie w Syrii, a w mediach nagłaśniane są przypadki aktów terroryzmu, tutaj w Gdańsku spotyka się czasem z nieprzyjemnościami. Nie chciała jednak o tym rozmawiać.
Olgierd Chazbijewicz, przewodniczący zarządu Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej w Gdańsku, zapewniał nas z kolei, że nie odczuwa żadnych „negatywnych symptomów” ani niechęci ze strony polskiego społeczeństwa. – Moim zdaniem, ważną kwestią jest pozytywny przekaz medialny. By nie był to obraz w krzywym zwierciadle, by uchodźcy nie byli pokazywani przez pryzmat terroryzmu. Ci, którzy przyjadą do Gdańska, nie powinni mieć problemów z asymilacją. Z naszej strony dołożymy do tego wszelkich starań. Przyjmiemy tych ludzi i zapewnimy im wsparcie duchowe oraz moralne – podkreślał Olgierd Chazbijewicz.
Umrzeć z nadziei
Środowa modlitwa w Gdańsku to „inicjatywa oddolna”, zorganizowana przez wiernych. Jej inicjatorką była gdańszczanka Zofia Lisiecka. Na Cmentarzu Nieistniejących Cmentarzy przypomniała, że jeśli sięgniemy pamięcią do losów naszych dziadków, to okaże się, że w każdej rodzinie wiadomo, co oznacza wojna i wygnanie ze swojego domu. Jak stwierdziła, trudno powiedzieć, czy mieszkańcy Gdańska, Trójmiasta, są gotowi mentalnie przyjąć większą grupę uchodźców o tak odmiennej od naszej kulturze. – Zamierzam przyjąć taką rodzinę w domu. Na razie muszę się jednak zapisać na kurs językowy, żeby w ogóle móc się porozumieć i być pomocną chociaż w minimalnym zakresie – przyznała Zofia Lisiecka.
W środowy wieczór podobne spotkania modlitewne w intencji uchodźców odbyły się w kilku miastach Polski. Wydarzenie zatytułowano „Umrzeć z nadziei. Modlitwa za uchodźców, którzy zginęli w drodze do Europy”. Na gdański cmentarz, poza wiernymi, przyszli też duchowni. Byli to przedstawiciele kościołów: Ewangelicko-Augsburskiego, Polskokatolickiego, Rzymskokatolickiego i muzułmanie. Duchowni innych kościołów funkcjonujących w Trójmieście, którzy nie mogli zjawić się na tym spotkaniu, przysłali listy z modlitwą. Te zostały odczytane przez wiernych.
Zobacz także:
Sybiracy przypominają o gehennie wojny
Gdańsk: 200 mieszkań dla uchodźców?