Anna Umięcka: Ubiegły rok musiał być dla pana trudny - kierował pan jednocześnie Operą Bałtycką i Gdańskim Teatrem Miniatura.
Romuald Wicza-Pokojski, dyrektor Opery Bałtyckiej: Przede wszystkim był to dla mnie, pod wieloma względami, rok bardzo ważny. W operze poznawaliśmy się, sytuacja wymagała stabilizacji, która pozwoliłaby nam skupić się na pracy. W efekcie zrealizowaliśmy siedem działań, które przyniosły nam dużo radości, a mnie poczucie, że jesteśmy w stanie wiele razem zrobić. Pewne premiery były już zakontraktowane - jak “Hrabina“ Moniuszki w reż. Krystyny Jandy, a pewne chcieliśmy zrobić z Maestro José Maria Florêncio [do red.: dyrektor muzyczny Opery Bałtyckiej], aby zapowiedzieć nasze dalsze poszukiwania, tego przykładem były "Thaïs" i “Wieczór latynoamerykański”. Dokończenie zobowiązań teatru było dla nas istotne, bo to buduje zaufanie. Nasi artyści baletu odnosili sukcesy, zostaliśmy też zaproszeni na 50. edycję Festiwalu Operowego do Starej Zagory właśnie z "Thaïs". To wszystko spowodowało, że opera jest dla nas ważna jako miejsce twórczej pracy. Ale wiem, że jest jeszcze wiele do zrobienia.
W efekcie zostaje Pan na stanowisku na kolejne sezony.
Taka zapadła decyzja. Wybrano drogę powołania - opinię musiały wyrazić związki zawodowe działające w operze - są tutaj cztery - oraz dwa niezależne stowarzyszenia twórcze. Przy pierwszym powołaniu ważna jest też zgoda Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wszystkie były na tak.
Skoro decyzje personalne już zapadły czy wiadomo też, co z budową bądź rozbudową teatru?
- Jesteśmy cały czas w dialogu, nasz organizator [od red.: Marszałek Województwa Pomorskiego] zna i rozumie nasze potrzeby. Zrobiliśmy pełną inwentaryzację, wiemy w jakim stanie jest budynek i szukamy wszelkich rozwiązań, aby wyremontować lub wybudować operę. Wiemy już, że musimy na ten cel pozyskać 280 mln zł. Z naszych kalkulacji wynika, że różnice w nakładach pomiędzy budową a rozbudową nie są duże. Opera to nasza wspólna sprawa, a ponieważ rozmawiamy o bardzo dużych pieniądzach - potrzebny jest współorganizator.
Czy może to być skarb państwa?
- Są prowadzone rozmowy.
A szanse na pieniądze unijne?
- Z tym jest dużo gorzej. Nie ma w tej chwili tak bezpośrednio dedykowanych środków, jak jeszcze kilka lat temu.
To może prywatny darczyńca? Jakiś miejscowy Rockefeller?
- To nie jest takie proste. W naszym systemie instytucje kultury są dziedzictwem narodowym, co daje artystom pewne minimum komfortu pracy i chroni przed myśleniem tylko w kategoriach komercyjnych. Taki jest wybór społeczeństwa. I chociaż chciałbym, żeby pojawił się jakiś Rockefeller, miałbym jednak obawy, w jakim kierunku zmierzał by taki teatr.
Jeśli mówię, że opera to nasza wspólna sprawa, to myślę o tych, którzy przychodzą na spektakle, o biznesie, ale i o rządzie. Bo jeśli dla nas ważna jest sprawa dziedzictwa narodowego, to jego głównym nośnikiem są właśnie instytucje kultury i warto o nie zadbać. Tu nie ma łatwych rozwiązań, ale ważna jest decyzja.
A czy jest w perspektywie jakaś data, kiedy zapadnie decyzja: rozbudowa czy budowa, a co z tym się wiąże - lokalizacja?
- Trudno mi mówić za innych, mogę powiedzieć o mojej perspektywie. W przeciągu kolejnego albo dwóch sezonów powinniśmy wiedzieć, czy żegnamy się z myślą o nowej operze, czy budujemy i gdzie. Nie można w nieskończoność przeciągać tej decyzji. Mamy w Gdańsku nowe teatry, muzea, do zrobienia została opera.
Ale z budynkiem czy bez, obiecywał Pan rok temu, że Opera Bałtycka znajdzie się wśród najlepszych teatrów operowych w Europie. Co więc zobaczymy w tym sezonie?
- Cele trzeba sobie stawiać wysokie, a szansa na to jest [uśmiech]. Czeka nas pięć premier. Jedna baletowa (tytuł jest w trakcie ustaleń) i cztery operowe, w tym jedna z nich będzie operą dla dzieci (”Wehikuł czasu”). W wieczorze Czyża (“Czyż in memoriam”) jest „Judyta” Honeggera i „Syn Marnotrawny” Debussy’ego oraz poważna pozycja baletowa - “Święto wiosny”, więc można powiedzieć, że to pozycja operowo-baletowa.
Sezon rozpoczniemy operą współczesną. Wystawiamy “Olgę”, bo chcemy pokazywać sztuki, które zdobywają laury na świecie. W Gdańsku odbędzie się europejska prapremiera tego dzieła. To pozycja ku refleksji - konfrontuje człowieka wobec idei - i wyjątkowa pod względem muzycznym. Będziemy na przykład grać na maszynach do pisania, a scenografię zaprojektuje Hanna Szymczak.
Dbając o różnorodność gatunkową wystawimy też "Don Bucefalo" Antonia Cagnoniego - XVIII-wieczną operę komiczną. Wyreżyseruje ją Paweł Szkotak, znany z pracy nad „Sądem Ostatecznym” Krzysztofa Knittla czy "Cyrulikiem sewilskim”. Wznowimy też kilka ważnych pozycji repertuarowych: “Straszny dwór”, “Traviatę”, ”Hrabinę”, “Thais”, “Giselle”.
Staramy się wzbudzić ciekawość naszych widzów i umożliwić poczucie spełnienia nawet najbardziej wysublimowanym gustom.
Opera dla dzieci to nowość w gdańskim teatrze.
- Sztuka “Wehikuł czasu” zajęła drugie miejsce w konkursie na Operę dla dzieci i młodzieży w wieku 8-15 lat, ogłoszonym przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS, a my wystawimy ją prapremierowo. To rzecz bardzo interesująca, ale nie jedyna propozycja dla dzieci. W kolejnym sezonie planujemy wystawienie skomponowanej specjalnie dla nas opery dziecięcej.
Będzie to opera młodych, którą przygotujemy z dziećmi i młodzieżą. Zapewniamy koordynację pedagogiczną, ale chcemy, aby dzieci uczestniczyły w jej pisaniu, a potem ją wykonały. Przez cały obecny rok odbywać się więc będą warsztaty dla wybranych osób z konkretnych szkół i klas.
Czy dzieci będą śpiewały głosami operowymi?
- To opera współczesna i zobaczymy jakimi talentami dysponują młodzi ludzie, ale część libretta na pewno będzie melorecytacją.
Taki rodzaj działania jest dla nas nowy. Chcemy wspólnie z nimi przejść proces powstawania dzieła, aby włączenie miało rzeczywisty charakter. Wychodzimy więc od samego procesu powstawania dzieła. Warsztaty mają dotyczyć umiejętności, ale mogą też być poszerzające odbiór języka sztuki.
To za rok, a co na koniec tego roku kalendarzowego? Czy wielbiciele teatru będą mogli spędzić wieczór sylwestrowy w operze?
- Tak, i będzie to wieczór pełen niespodzianek. Wystąpi Katica Illényi — artystka grająca na thereminie. Gra na nim jest niezwykle widowiskowa, bo instrument wytwarza fale elektromagnetyczne, a dźwięk powstaje, gdy artysta wykonuje gesty dłońmi uniesionymi nad instrumentem. Na scenie pojawi się też dwoje solistów musicalowych Agnieszka Przekupień i Marcin Franc.
Czy to sposób na przybliżenie teatru operowego widzom?
- 400 lat temu opera powstała w wyniku pewnego eksperymentu - twórcy chcieli spleść słuchanie i oglądanie, aby powstało dzieło pełne, totalne. I my też tak chcemy - tworzyć dzieło.