Ciągniki od Śródmieścia do Wrzeszcza
Trwało to około siedem godzin. O godz. 10 do Gdańska wjechały ciągniki z trzech kierunków: od strony Kartuz, Pruszcza Gdańskiego i Przejazdowa. W sumie około 170 maszyn. Wszystkie potężne, niemal w komplecie przyozdobione biało-czerwonymi flagami. 20 z nich stanęło przed Pomorskim Urzędem Wojewódzkim na Okopowej, gdzie przez kilka godzin trwał wiec na liczbę od kilkudziesięciu do 100 osób, rozdawano ulotki.
150 ciągników pojechało w miasto - ze Śródmieścia do Wrzeszcza. Zawracali na rondzie pod Galerią Bałtycką i jechali znowu do Śródmieścia. Zatrzymywali się na czerwonych światłach, nie blokowali skrzyżowań.
Rozsądek mieszkańców i rolników
Protest był zapowiedziany kilka dni wcześniej w mediach. Mimo obecności kawalkady 150 ciągników na głównej arterii komunikacyjnej miasta, większych korków drogowych nie było.
- Po pierwsze, mieszkańcy mieli czas, żeby się do tej sytuacji przygotować - stwierdza Krzysztof Domagalski, zastępca dyrektora Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miejskiego w Gdańsku. - Wiele osób po prostu we wtorek zrezygnowało z jazdy prywatnymi autami do Śródmieścia i Wrzeszcza. Po drugie: rolnicy pokazali klasę. Zależało im na tym, by ludzie ich zauważyli, zainteresowali się ich problemami.
NASZA FOTOGALERIA:
Taka postawa budzi szacunek
Już kilka dni wcześniej organizatorzy protestu byli w kontakcie z policją i Urzędem Miejskim w Gdańsku.
- Rozmawiali z nami dwaj liderzy protestu - mówi Krzysztof Domagalski. - Inteligentni ludzie, którzy rozumieją wartość współpracy. Umówiliśmy się, że ciągniki mogą jeździć lewym i środkowym pasem jezdni, ale prawy zarezerwowany jest dla komunikacji miejskiej i samochodów osobowych. I tego rolnicy na ogół się trzymali. Taka postawa budzi szacunek.
Wtorkowy protest w Gdańsku, zgodnie z zapowiedzią, trwał do godz. 17. Następnie wszystkie ciągniki skierowały się na drogi wyjazdowe z Gdańska.