• Start
  • Wiadomości
  • „Punkt zero” z Mirosławem Baką - trudny, ale i zabawny spektakl. RECENZJA

„Punkt zero” z Mirosławem Baką - trudny, ale i zabawny spektakl. RECENZJA

Pierwsza tegoroczna premiera Teatru Wybrzeże - „Punkt zero” Radosława Paczochy w reżyserii Adama Orzechowskiego, nie jest lekką propozycją, ale nie brakuje elementów komediowych, które przypadną do gustu szczególnie rodzicom nastoletnich dzieci.
18.01.2023
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
czworo aktorów na scenie, wykonują różne czynności
„Punkt zero” w reżyserii Adama Orzechowskiego to pierwsza tegoroczna premiera Teatru Wybrzeże. W głównej roli występuje Mirosław Baka
fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

„Punkt zero” w reżyserii Adama Orzechowskiego to dramat obyczajowy autorstwa Radosława Paczochy, opowiadający o przedstawicielu pokolenia polskiej transformacji - obciążonym kredytem we frankach człowieku, który w pogoni za pragnieniem osiągnięcia wysokiego statusu materialnego, stracił poczucie sensu.

Radosław Paczocha, autor sztuki „Punkt zero”, o everymanie polskiej transformacji. ROZMOWA

Główny bohater sztuki, Marcin (w tej roli Mirosław Baka), pozornie ma wszystko: dobrą pracę, piękną żonę, dwoje już prawie dorosłych dzieci, przestronne i urządzone ze smakiem mieszkanie. Ale to „wszystko” okazuje się być nie takie, jak powinno - syn spędza dni w swoim świecie przy komputerze, córka - „wisi na telefonie” rozmawiając z koleżankami. Wyciągani przez ojca „za uszy” do rozmowy odpowiadają zdawkowo, niemożliwe więc staje się stworzenie prawdziwej więzi.

młoda dziewczyna w dresie leży na sofie, obok oparty o mebel mężczyzna w garniturze
Katarzyna Borkowska jako zbuntowana nastolatka i Michał Jaros jako przyjaciel z przeszłości
fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

Bardzo udanie w inscenizacji Adama Orzechowskiego w role stereotypowych nastolatków wchodzą Paweł Pogorzałek - aktor znany m.in. z „Koła Sprawy Bożej” w reżyserii Radosława Stępnia, i debiutująca na scenie Teatru Wybrzeże Katarzyna Borkowska. Grani przez nich syn i córka głównego bohatera, żyją pogrążeni w świecie typowych dla nastolatków problemów z płcią przeciwną czy kontaktami z rówieśnikami. Widowiskowo kłócą się między sobą tworząc nieustanne napięcia na tej linii, a jednocześnie równie niezłomnie walczą na drugim froncie, odrzucając autorytety - w tym także te rodzicielskie.

Oś konfliktu nastolatki-rodzice jest w „Punkcie zero” najzabawniejszym elementem, który docenią szczególnie rodzice dorastających dzieci. Kłótnie o łazienkę, wzajemne wyzwiska, a nawet szarpaniny, głośne słuchanie muzyki, szantaż emocjonalny - to wszystko wygląda bardzo znajomo. Nietrudno tu o przerysowanie, ale twórcom udaje się zgrabnie zaprezentować lustrzane odbicie „klasycznej” polskiej rodziny, w której rządzi dwoje nastolatków.

kobieta w białej bieliźnie siedzi na biurku, za nią chłopak w czapce przy komputerze
Sylwia Góra jako znudzona wszystkim i wszystkimi żona i matka, i Paweł Pogorzałek jako nastoletni syn
fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

Znacznie poważniejszy od problemu międzygeneracyjnego jest w spektaklu Teatru Wybrzeże ten małżeński - związek z żoną Moniką (w tej roli Sylwia Góra) wydaje się być zupełnie wypalony i... nieautentyczny. Towarzyszka życia głównego bohatera jest postacią odczłowieczoną - bardzo mocno określoną, negatywną, skupioną wyłącznie na sobie. Do całkowitego przerysowania w tej kwestii dochodzi, kiedy proponuje głównemu bohaterowi, by zaczęli spotykać się z innymi osobami. Niestety, zabrakło Sylwii Górze przestrzeni do zbudowania ciekawej postaci z krwi i kości.

Nieautentyczny wydaje się też wątek miłości z młodości, podobnie jak inne rozterki bohatera dotyczące przeszłości. Ale wypadają one ciekawie formalnie - wizualnie i muzycznie - głośna muzyka i nagłe pojawianie się wszystkich aktorów na scenie, orbitujących wokół głównego bohatera, udanie obrazują chaos panujący w jego głowie i natręctwa myśli. Wśród nawiedzających w ten sposób protagonistę wspomnień i duchów przeszłości prym wiedzie dawny przyjaciel, który niczym w „Opowieści wigilijnej” przypomina, co jest w życiu ważne. W tej roli znakomicie odnajduje się rewelacyjny Michał Jaros, który przyćmiewa nawet samego Mirosława Bakę.

mężczyzna trzyma saksofon w rękach
Michał Jaros w spektaklu gra także na saksofonie
fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

Co do Mirosława Baki - aktor nie zawodzi miłośników swojego talentu, choć nie buduje tu wybitnej roli. Wobec innych postaci jego bohater jest zupełnie bezwolny i bezradny. Radosław Paczocha w rozmowie przed premierą zaznaczył: „chciałbym, żeby widz po obejrzeniu tego spektaklu powiedział: trzeba wstać i patrzeć w oczy własnemu przeznaczeniu.” To się udało, ale z pewną stratą dla aktorskiego talentu Baki, który niewiele ma gestów do zbudowania swojej postaci, nie dostaje też ciekawych sytuacji, z którymi mógłby się skonfrontować.

„Punkt zero” to udana, choć nie oszałamiająca inscenizacja z przyjemną scenografią Magdaleny Gajewskiej, stawiająca na opowieść o człowieku w kryzysie, który utknął w tytułowym „punkcie zero”, czyli miejscu, które chciałby jak najszybciej opuścić, by ruszyć w poszukiwaniu utraconego sensu - ale nie potrafi.

„Plac Bohaterów”. Intelektualna uczta z brawurową rolą Doroty Kolak. RECENZJA

TV

Nowi mieszkańcy na Ujeścisku