Koniec wystawy APARATY made in POLAND
Zakończyła się prezentowana w Wozowni Hevelianum wystawa czasowa “APARATY made in POLAND” prezentująca przed i powojenny sprzęt fotograficzny rodzimej produkcji z kolekcji Grzegorza Mehringa i Mariusza Jedynaka. W ciągu niespełna 2,5 miesiąca odwiedziło ją ponad 15 tysięcy osób.
W niedzielę, 3 września, odbył się finisaż poświęcony Markowi Mazurowi, twórcy całej kolekcji unikatowych aparatów, z których dziewięć prezentowano na wystawie.
Druh i inne “Aparaty made in Poland” - pierwsza tak duża wystawa polskiego sprzętu fotograficznego
Marek Mazur, gdański twórca aparatów fotograficznych
Marek Mazur mieszkał i tworzył w Gdańsku, a specjalizował się przede wszystkim w miniaturowych aparatach fotograficznych ukrytych np. w piórze, broszce, czy lusterku. Jego dziełem jest też m. in. obiektyw z bursztynową soczewką.
Zmarłego w 2015 roku artystę i konstruktora wspominali jego przyjaciele:
- Krzysztof Borowski - w latach 80-tych kolega z pracy Marka Mazura w jednej z gdańskich szkół zawodowych, później wyemigrował do Niemiec
- Michał Juszczakiewicz - aktor, producent filmów dokumentalnych i wydarzeń, autor scenariuszy
- Michał Kochańczyk - podróżnik, fotograf
- Grzegorz Mehring - gdański fotoreporter (obecnie portalu gdansk.pl), kolekcjoner polskich aparatów fotograficznych
Rozmowę poprowadziła dziennikarka Katarzyna Żelazek, która na początek zapytała uczestników rozmowy:
- Jak poznaliście Marka Mazura?
Krzysztof Borowski:
- Na początku (a pracę w szkole rozpocząłem w 1985 roku) byliśmy po prostu kolegami z pracy, uczyliśmy obaj przedmiotów zawodowych. Marek był człowiekiem, z którym zaprzyjaźnić się było dość łatwo. Każdy, kto go znał, chciał być jego przyjacielem. Z nim chciało się być i ja miałem to samo.(...) Kiedy wyjechałem z Polski, Marek zaczął już robić swoje pierwsze aparaty, które wzbudzały zainteresowanie w Niemczech i ja, mieszkając już tam, po prostu byłem pośrednikiem, wybrał mnie na swojego “agenta” w Europie Zachodniej.
Michał Kochańczyk:
- Kiedyś potrzebowałem, żeby ktoś naprawił mi statyw do aparatu przed wyprawą. Poszedłem wtedy do Marka i zrobił to perfekcyjnie. Od dnia odwiedzin w jego pracowni Retro Kamera przy al. Grunwaldzkiej rozwinęła się między nami więź. Przyznam, że szpetnie wykorzystywałem Marka, bo potrafił zrobić wszystko: naprawić dwuobiektywowy rzutnik, ale też naostrzyć kosiarkę, zamontować wiązania narciarskie, naprawić ster - z jakąkolwiek rzeczą do niego przyszedłem, wszystko potrafił zrobić. Jeździliśmy na wycieczki rowerowe na Kociewie i Kaszuby, także na plenery fotograficzne.
Michał Juszczakiewicz:
- Poznałem Marka, gdy na świecie trwała rewolucja DSLR, czyli wspaniałych aparatów fotograficznych, które mogły też filmować. Używaliśmy cudownych obiektywów, ale żeby kamera cyfrowa połączyła się z takim obiektywem, trzeba było go adaptować. Marek jeden obiektyw mi zniszczył podcza takiej adaptacji (nie mam mu tego za złe), drugi działał wspaniale. W sumie adaptował mi kilka obiektywów, które do tej pory używam.
Poznałem Marka, gdy przeniósł się już na ul. Chlebnicką. Marek stał się takim “miejscem spotkań” - przez cały dzień przychodzili do niego przyjaciele i znajomi. Był hojny, aż za hojny, bo dysponował olbrzymią ilością czasu dla nas - a przecież wtedy nie mógł pracować. To było też w nim wyjątkowe, że żył w przestrzeni dawnych rzemieślników, czas nie był dla niego istotny. Miał swoje tempo, toczyliśmy rozmowy o tym, co on robi i o nas samych, to były nieocenione spotkania.
Grzegorz Mehring:
- Poznałem Marka w 2004 roku i długo zbierałem się na odwagę, by wejść do jego Retro Kamery, wtedy jeszcze przy al. Grunwaldzkiej. W “Rejsach” pojawił się artykuł o Marku, do którego Adam Warżawa zrobił przepiękne zdjęcie. “No nie mogę! Muszę tam wejść”, pomyślałem wtedy, ale żeby to nie było takie wejście “na pusto”, wziąłem z domu zabytkową niedziałającą kamerę filmową 16 mm - uznałem, że to wyzwanie właściwe dla niego.
Jak wszedłem, tak zostałem przez następne 11 lat. Nigdy nie zapomnę tego pierwszego spotkania: zostałem przytulony, na stole wylądowała zielona herbata, została mi pokazana teczka z publikacjami z całego świata i facet mnie po prostu “rozwalił”. Kiedy odebrać kamerę - zapytałem. ”Nie wiem, pytać” - odpowiedział i to było najlepsze, co mogłem usłyszeć. Cały proces naprawy trwał pewnie z rok czasu, a ja miałem pretekst, by zachodzić i pytać. Kamera naprawiona, działa perfekcyjnie, ale jakże mogło być inaczej?
Jakim człowiekiem był Marek Mazur?
Michał Kochańczyk:
- Udało mi się zabrać Marka na żagle, na jezioro Wdzydzkie. Oczywiście, podobało mu się na jachcie, ale zaraz w kabinie znalazł gitarę. Nastroił ją, grał i śpiewał przez cały rejs. Był w tym taki swojski - i to właśnie był Marek.
Tak jak powiedział Michał - Marek miał czas pochylić się nad każdym, kto przyszedł. Każdemu szczegółowo pokazywał swoje albumy zdjęć, mówił co robi, jaka była procedura powstawania poszczególnych aparatów. Miał w sobie spokój. Każdy człowiek był u niego doceniony.
Grzegorz Mehring:
- Kiedyś zapytałem go wprost o to nasze wielogodzinne przesiadywanie: “powiedz szczerze, czy my ci nie przeszkadzamy w pracy, może ograniczymy trochę wizyty?” Powiedział, że nasza obecność jest mu niezbędna, by mógł dobrze funkcjonować, że potrzebuje tego.
Krzysztof Borowski:
- Widywaliśmy się tylko kilka razy w roku, ale były to spotkania bardzo intensywne. Marek był gawędziarzem niespotykanym. Jego opowieści o rodzinie, o dawnych czasach i niejakiej Antoniowej, która mieszkała w jego rodzinnym mieście były niesamowite. Ale opowieść o wujku, który skracał sobie kożuch i wyszła mu z tego kamizelka… Spadłem z fotela u niego w mieszkaniu. Ze śmiechu.
Potrafił zjednać człowieka. Jego pracownia to była oaza, do której zmierzali spragnieni jego towarzystwa. To nawet nie chodziło o rozmowę. Wystarczyło tam być. To była magia, którą tworzył Marek.
Michał Juszczakiewicz:
- Marek wymyślił sobie, że stworzy bursztynowy obiektyw. W pracowni bursztynniczej dostał dwie bryły bursztynu. A surowy bursztyn to tajemnica - jest szary z zewnątrz, nie wiesz, jaki w środku będzie. Rozpoczął szlifowanie, żeby uzyskać dwie sfery, jak w zwyczajowej szklanej soczewce. Zabrało mu to trzy do czterech miesięcy pracy, a nie wiedział przecież, co z tego wyniknie. W środku bryły mógł być brud przecież. Skutek jest niesamowity. Na wystawie są jego zdjęcia wykonane tym obiektywem, nieostre, rozmyte. Kiedy usiłowałem ostrzyć bursztynową soczewkę, mówił - “nie, odostrzaj jeszcze bardziej, niech zdjęcia będą abstrakcyjne”.
Kim był dla Ciebie Marek Mazur?
Grzegorz Mehring:
- Nauczył mnie kolekcjonować aparaty, dał mi wiele życiowych rad… Miał ogromny wpływ na moje życie, na to kim dzisiaj jestem. Nie wiem, czy mógłbym z kimś bliżej się przyjaźnić. Kochałem go.
Michał Kochańczyk:
- Myślę, że byliśmy szczęściarzami, że go znaliśmy. To był nie tylko wybitny Polak i gdańszczanin, ale też człowiek wielu talentów. Takich ludzi: o takich cechach charakteru, zdolnościach, predyspozycjach, wyobraźni, po prostu nie ma na świecie.
Krzysztof Borowski:
- Marek był balsamem na moją duszę. Byliśmy przyjaciółmi Marka Mazura, jak też i wiele osób, które dziś tu są z nami (na widowni - red.). Uważam, że teraz jesteśmy sierotami po nim.
Michał Juszczakiewicz:
- To prawda… I ten moment kiedy odszedł, był bardzo trudny… Wojtek Ostrowski, także przyjaciel Marka, był wtedy w restauracji Mon Balzac vis a vis Retro Kamery. Przy drzwiach do galerii był dzwonek, bo Marek w pierwszej części lokalu miał dużo wartościowych rzeczy, a w drugiej swoją pracownię, gdzie siedział na ogół. Ten dzwonek informował go, że ktoś wszedł do środka. Wtedy drzwi były uchylone, a powinny być zamknięte. Widząc to Wojtek zaniepokoił się i poszedł do Marka. A on po prostu siedział na krześle. Usnął…
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z FINISAŻU
Sylwetkę Marka Mazura przygotowaliśmy w 2018 roku, kiedy na fasadzie kamienicy przy ul. Chlebnickiej 43/44 rodzina i przyjaciele odsłonili poświęconą mu pamiątkową tablicę. Pod tym adresem mieściła się galeria Retro Kamera.
Tablica upamiętniająca Marka Mazura - od rodziny i przyjaciół twórcy bursztynowego obiektywu