Jadwiga Wiza, z domu Gałka, urodziła się 1 lutego 1919 roku. Wtedy jeszcze tego nieświadoma, swoimi narodzinami zrobiła wyjątkowy prezent dedykowany ojcu. Urodziła się bowiem w imieniny Ignacego, a tak miał na imię jej tata. Pani Jadwiga przyszła na świat w Lublinie, wychowała się w Poznaniu. Wojna przerwała jej studia. W czasie wojny wraz z rodziną została wysiedlona. Jechała przez Oświęcim, ale szczęśliwie dojechała do Starachowic, gdzie działała w Armii Krajowej. Do Gdańska przyjechała w latach czterdziestych ubiegłego wieku, już po wojnie. Od tej pory jest gdańszczanką.
- Mama przyjechała do Gdańska, bo miała problemy z tarczycą i pomyślała, że nadmorski klimat będzie jej służył - mówi Irena Teodorczuk, córka pani Jadwigi. - Poza tym, podobno zawsze była fanką morza. Tutaj mama związała się z moim ojcem, który pierwotnie też mieszkał w Poznaniu. Znali się bardzo pobieżnie, tata był kolegą jej starszego brata. Tata miał mniej szczęścia niż mama. Trafił do niewoli, około 1947 roku przyjechał do Gdańska, a w 1949 ja się urodziłam.
Pani Jadwiga pochowała męża w 1991 roku. Pochowała także syna, który w wieku nastoletnim zginął w wypadku samochodowym. Zawodowo związana była z Akademią Medyczną. Przez większość czasu pracowała jako sekretarka na wydziale farmaceutycznym. Pani Jadwiga jest w dobrej formie. Mieszka dalej sama, bo takie jest jej życzenie.
- Babcia jest bardzo uparta w tym postanowieniu - wyjaśnia Paweł Teodorczuk, wnuk pani Jadwigi. - W dużym stopniu jest nadal samodzielna, ale dzielimy się doglądaniem babci. Codziennie ktoś z rodziny do niej przychodzi, a raz w tygodniu babcia nas odwiedza. Lubi patrzeć na swoje prawnuki, których ma troje.
Opiekuńcza, spokojna i wrażliwa na drugiego człowieka - tak o pani Jadwidze mówi rodzina. Wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju - tak określa ją wnuk.
- Babcia opiekowała się mną, gdy byłem dzieckiem, jeździła ze mną na wycieczki, była aktywną babcią - przyznaje Paweł Teodorczuk. - Pamiętam, że miała znajomych rozsianych po całym kraju. Jeździła do nich w odwiedziny, a oni przyjeżdżali do Gdańska z rewizytą. Aktywna podróżniczka. Prowadzili z dziadkiem otwarty dom. Często odbywały się tam się tam spotkania, którym towarzyszyły karty czy po prostu ciasto i kawa. Ja jako szkrab także uczestniczyłem w tych spotkaniach. Babcia to dusza człowiek, nigdy nie narzuca swoich poglądów. Nauczyła mnie ciekawości świata. Co prawda nie mogę pamiętać tych czasów, ale wiem, że była harcerką. Może to przypadek, a może nie, ale harcerstwo też było ważną częścią mojego życia.
Pani Jadwiga była niezmiernie wzruszona podczas swoich setnych urodzin.
- Jestem szczęśliwa, że mogę tu być z moją rodziną - krótko powiedziała jubilatka, ocierając łzy.
200 lat pani Jagwigo!