- Katyń dzisiaj kojarzą wszyscy, a Ponary mało kto, choć życie straciło tam niewiele mniej Polaków - mówi gdańszczanka Maria Wieloch, córka jednego z zamordowanych.
Uroczystość, która co roku gromadzi co najmniej 150 osób, kompanię honorową wojska i poczty sztandarowe, tym razem była kameralna - ze względu na obostrzenia związane z epidemią. Prócz wymienionych osób, na cmentarzu było jeszcze zaledwie kilku strażników miejskich i organizatorzy dnia pamięci. Kwiaty złożono po godz. 10. przed obeliskiem upamiętniającym zbrodnię w Ponarach, który znajduje się tuż obok pomnika ofiar Golgoty Wschodu.
Ponary w czasie wojny były niewielką miejscowością letniskową pod Wilnem. W tamtejszym lesie Niemcy i litewscy nacjonaliści zamordowali w latach 1941-1944 około 100 tysięcy osób, obywateli II Rzeczpospolitej. Zdecydowaną większość - 70 tysięcy - stanowili polscy Żydzi. Prócz nich prawie 20 tys. Polaków (m.in. profesorowie Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie) życie stracili tam także przedstawiciele innych narodowości - m.in. Rosjanie i Romowie.
W Gdańsku mieszka wiele rodzin, które mają korzenie w Wilnie i na Wileńszczyźnie, część z nich straciła bliskich właśnie w Ponarach.
Maria Wieloch jest prezeską Rodziny Ponarskiej. W Gdańsku mieszka od 1968 roku, z zawodu i zamiłowania jest ornitologiem. Jej ojciec Stanisław Wieloch ps. “Ryszard” był oficerem wywiadu Armii Krajowej, został aresztowany i zamordowany w Ponarach 18 lutego 1943 roku. Miał wówczas 40 lat. Maria urodziła się półtora miesiąca po śmierci ojca.