Roman Daszczyński: Po co Gdańskowi finał Ligi Europy UEFA 2021?
Bogusław “Bobo” Kaczmarek: - Chociażby po to, żeby o Gdańsku usłyszało 300 milionów ludzi na całym świecie, którzy ten mecz będą oglądać w telewizji. Przecież transmisję wykupiło ponad 80 krajów. Gdańsk będzie pokazywany, o Gdańsku będzie się dobrze mówić. Wiele miast większych i bardziej znanych chciałoby mieć dla siebie taki wieczór. I od razu trzeba powiedzieć, że ten sukces nie wziął się znikąd. Byłem przy tym wszystkim, widziałem na własne oczy, jak Gdańsk zaczynał przygodę z wielką piłką.
EURO 2012?
- Tak, dokładnie. Mistrzostwa Europy w piłce nożnej w 2012 roku. To przede wszystkim zasługa prezydenta Pawła Adamowicza i zespołu ludzi, których sobie dobrał. Adamowicz miał wizję i żelazną konsekwencję w dążeniu do celu. Wielu myślało, że porwał się z motyką na słońce, a on krok po kroku robił swoje. Zaczął od konsultacji z gdańskim środowiskiem piłkarskim i pomorskim biznesem. Ja byłem drugim trenerem w sztabie Leo Beenhakkera, który był wówczas selekcjonerem reprezentacji Polski. Chodziło o to, że Beenhakker z jego dorobkiem i kontaktami międzynarodowymi mógł przybliżyć Gdańsk do realizacji tego planu. Pamiętam, jak Adamowicz wynajął statek, taki stylizowany na stary galeon, i wywiózł gości na Zatokę Gdańską. Statek zatrzymał się gdzieś na wysokości Nowego Portu. Adamowicz wskazał ręką w stronę lądu i powiedział: “Tam stanie nasz stadion, który sprawi, że zostaniemy współgospodarzami EURO. Prace już się rozpoczęły”. Spojrzałem akurat na Beenhakkera i zobaczyłem jego wyraz twarzy.
Uśmiechnął się z niedowierzaniem?
- To była raczej życzliwość, ale też obawa, czy na pewno zdajemy sobie sprawę, jak daleka jest droga do realizacji tego wszystkiego. Sytuacja jak z tej piosenki braci Golec: “Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco”.
Beenhakker pomógł?
- Zdecydowanie tak. Jego nazwisko otwierało wiele drzwi w piłkarskim świecie. Razem z nim, w lobbowaniu na rzecz Gdańska zaangażowali się Jan De Zeeuw, menedżer Jerzego Dudka i Nicolaus Doderheim, jeden z dyrektorów dużej międzynarodowej agencji, która zajęła się promocją. Kluczem do sukcesu było jednak to, co tutaj na miejscu robił Adamowicz ze swoją ekipą. Gdy pokazywał ze statku miejsce, gdzie będzie stadion, tam już naprawdę trwały prace - wielka maszyna spuszczała z wysokości betonową gruchę, która ubijała ziemię, żeby wzmocnić grunt pod budowę.
Który to był rok?
- Wiosna 2007. W mieście rządził Paweł Adamowicz, ale w kraju trwały pierwsze rządy Prawa i Sprawiedliwości, wojewoda z PiS, Piotr Karczewski. I to było niesamowite, że jakoś się dogadywali. Wojewoda Karczewski miał swój wkład w to przedsięwzięcie, wspierał Gdańsk. Sytuacja, którą trudno dzisiaj sobie wyobrazić.
W kwietniu 2007 roku prezydent UEFA Michel Platini ogłosił, że organizatorami EURO 2012 będą wspólnie Ukraina i Polska.
- Dobrze pamiętam ten dzień i transmisję telewizyjną z Cardiff. Tam na miejscu był Jerzy Dudek jako nasz ambasador, bardzo popularny po tym, jak Liverpool z nim w bramce w 2005 roku pokonał AC Milan w finale Ligi Mistrzów. Niepewność, co do rozstrzygnięcia w Cardiff, była duża. Zbigniew Boniek powiedział mi, że rozmawiał z Platinim i wszystko jest przesądzone, organizację mistrzostw dostaną Włochy. Przyjechałem do domu, włączyłem telewizor… Platini rozwija karteczkę i czyta, że organizatorami będą Ukraina i Polska. Ręce mu lekko zadrżały, głos się zmienił, ale musiał trzymać fason przed kamerami. Tak to zapamiętałem. Radość była wielka w całej Polsce, a w Gdańsku chyba szczególnie. Ja aż miałem łzy w oczach.
Zdaje się, że bez Ukrainy, to nic by z tego EURO nie wyszło. Kluczową postacią był Hryhorij Surkis. Po ogłoszeniu werdyktu Michała Listkiewicza tak poniosło, że publicznie Surkisa ucałował w czoło.
- Tak, to była gra na wielu poziomach. I zakończyła się dla nas szczęśliwie.
Następne lata to ciężka praca. Na ściernisku zaczęło rosnąć San Francisco.
- Adamowicz był szefem, który dzięki świetnej załodze radził sobie lepiej niż inni. Gdańsk zebrał grono urzędników, którzy umieli sprawy poukładać, napisać wnioski o środki pomocowe z kasy Unii Europejskiej. Dużo zrobili wiceprezydenci Andrzej Bojanowski i Wiesław Bielawski. Dzisiejsza prezydent Aleksandra Dulkiewicz była wtedy pełnomocnikiem Miasta Gdańska do spraw EURO 2012. Doświadczenia organizacyjnego w działaniach na rzecz EURO zaczął nabierać dzisiejszy wiceprezydent Piotr Grzelak, wtedy jeszcze bardzo młody. Gdańsk też miał do dyspozycji Ryszarda Trykosko, mojego przyjaciela który wcześniej był wiceprezesem Lechii, kiedy ja po raz pierwszy byłem trenerem drugoligowej Lechii. Trykosko jako inżynier i menedżer wspaniale wybudował stadion.
Po drodze były wybory do parlamentu, utrata władzy przez PiS i rządy ekipy Donalda Tuska. Gdańsk miał dzięki temu w Warszawie partnerów do rozmowy.
- Pomoc z Unii Europejskiej, wsparcie rządu. Zgadza się, to był świetny czas dla Gdańska. Dzięki EURO 2012 nasze miasto niesamowicie rozwinęło infrastrukturę. Mieszkańcy mają tego świadomość. Te wszystkie drogi, węzły komunikacyjne, Pomorska Kolej Metropolitalna, Port Lotniczy. Przecież Rębiechowo przed 2010 rokiem i Rębiechowo od 2012 roku to są dwie różne epoki. EURO stało się naprawdę kołem zamachowym rozwoju Gdańska. Kolejne sukcesy są pochodną podjętych wtedy decyzji. Gdańsk wyrobił sobie dobrą markę, o czym świadczy popularność miasta wśród turystów z całego świata. Gdybyśmy wtedy nie wykorzystali swojej szansy, jaką było EURO 2012, UEFA nie miałaby dziś ochoty organizować tutaj żadnego finału.
W środowy wieczór na gdańskiej murawie zmierzą się Villarreal CF i Manchester United. Świetne drużyny, ale to jest trochę jakby pojedynek Dawida z Goliatem. Serwis internetowy Transfermarkt wycenia Manchester United na ponad 700 milionów euro. Wartość Villarrealu to niecałe 250 milionów. Kto pańskim zdaniem wygra ten mecz?
- Nie lubię wróżyć z fusów, ale coś mi się wydaje, że decydująca może być nie tylko jakość zawodników, ale też klasa trenerów. Ole Gunnar Solskjaer ma swoje sukcesy z Manchesterem United, ale wciąż jest trenerem na początku drogi. Natomiast Unai Emery to gość, który jadł chleb z niejednego trenerskiego pieca i ma wiele sukcesów. Dość powiedzieć, że w półfinale Ligi Europy Villarreal nie dał pograć Arsenalowi. I to może być zapowiedź tego, co zobaczymy w Gdańsku. Stawiam na 2:1 dla Villarrealu albo remis po dogrywce i karne. Ale przede wszystkim spodziewam się, że będzie to prawdziwa uczta dla kibiców.