Poniższy tekst jest drugą częścią relacji z wyjazdu gdańskiej delegacji do Berlina na obchody 35. rocznicy upadku muru berlińskiego. Część pierwszą przeczytasz tutaj: 35 lat po po upadku muru, goście z Gdańska witani jak bohaterowie
35. rocznica upadku muru berlińskiego zbiegła się z rozpadem rządzącej w Niemczech koalicji. Liberałowie z FDP wyszli z rządu, zostawiając w nim socjaldemokratów z SPD i Zielonych. To było małe trzęsienie ziemi w Niemczech. Rozgorączkowane media pytały, co dalej z rządem mniejszościowym, kiedy odbędą się przedterminowe wybory (prawdopodobnie 23 lutego 2025) i jak odbije się to na gospodarce?
Tymczasem na 7 listopada prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier miał wyznaczoną w pałacu prezydenckim Bellevue uroczystą galę właśnie z okazji 35. rocznicy upadku muru berlińskiego. Mieli na niej być historycy, dziennikarze, a przede wszystkim opozycjoniści - ci z NRD, ale także z Polski: Bogdan Borusewicz, Ewa Kulik-Bielińska, Bogdan Lis, Grażyna Staniszewska i mecenas Jacek Taylor.
Napięcie było wyczuwalne. Dlatego, kiedy Steinmeier wszedł do sali pełnej gości, powiedział: - Zastanawiałem się, czy nie odwołać dzisiejszej uroczystości.
Prezydent Niemiec miał bowiem jeszcze tego samego dnia przyjąć dymisję czterech ministrów z partii liberalnej. W tej samej sali za kilka godzin miał się pojawić na konsultacje kanclerz Olaf Scholz. Bieżące sprawy nagliły.
Ale Frank-Walter Steinmeier wziął głęboki oddech i powiedział: - Mamy kryzys, ale to nie koniec świata. Niemiecka Konstytucja ma rozwiązania na kryzysy rządowe. Nasza demokracja jest mocna.
I dodał: - Nie odwołałem dzisiejszej uroczystości, ponieważ upadek muru berlińskiego to dla nas wszystkich mocny punkt odniesienia w tych trudnych czasach. Dziś, gdy liberalna demokracja jest atakowana i krytykowana, warto wrócić do tamtego ducha optymizmu i radości z 1989 roku. 35 lat temu obywatele Niemiec opowiedzieli się za wolnością, pokojem i demokracją. Zjednoczone Niemcy oznaczały zjednoczoną Europę.
To był unikalny na skalę świata eksperyment: skleić dwa narody w jeden tak, aby powstał z nich nowy organizm. Niemcy 2.0. Nie było na to zbyt dużo czasu, nie było też gotowych wzorców.
Świat obawiał się tego połączenia. Bogdan Lis, gdański opozycjonista, a w czerwcu 1989 roku świeżo upieczony senator, powiedział mi: - Zostałem wezwany jako polski polityk do Londynu do Foreign Office. Anglicy pytali nas, co sądzimy o zjednoczeniu Niemiec. Powiedziałem, że się zgadzamy, choć oczywiście bardziej ufaliśmy Niemcom z RFN niż komunistycznym towarzyszom z NRD.
Niemcy do dziś są wdzięczni Polakom za to co dla nich wtedy zrobili. Wskazując na gości z Gdańska, prezydent Niemiec powiedział: - Nasz przełom nie byłby możliwy bez walki Polaków. To “Solidarność” pierwsza uwierzyła, że demokratyzacja naszej części Europy jest nie do zatrzymania. Ta wiara z Polski rozprzestrzeniła się z czasem na NRD.
To nie były jedyne słowa pochwały dla Polaków tego popołudnia. Jeszcze dalej poszedł niemiecki pisarz i opozycjonista Marko Martin, który przemawiał po prezydencie Niemiec.
- Pierwszy kamień z muru berlińskiego wypadł tak naprawdę w Stoczni Gdańskiej - powiedział Martin. - A przecież wielu Niemców z NRD krzyczało wtedy, że co ci Polacy robią, dlaczego strajkują, niech się wezmą do roboty! Uważali "Solidarność" za zagrożenie dla pokoju.
Przywódca NRD, Erich Honecker, krzyczał z mównicy, że "kół historii nie da się zawrócić, więc Polska pozostanie socjalistyczna". Kilka lat później Honecker musiał ustąpić ze stanowiska pierwszego sekretarza partii, a mur runął.
Prof. Klausmeier: mamy dziś więcej murów niż dawniej
14 października 2024 roku Manfred N., były funkcjonariusz Stasi, został skazany przez niemieckie sąd na 10 lat więzienia za zabicie w Berlinie z zimną krwią Polaka, Czesława Kukuczki w 1974 roku, a więc 50 lat wcześniej. Śledczy przez lata pieczołowicie odtwarzali pocięte przez oficerów Stasi dokumenty i dzięki temu dowiedzieli się, kto strzelił Polakowi w plecy z odległości dwóch metrów na stacji kolei Friedrichstrasse. Kukuczka, strażak spod Krakowa, próbował uciec z Berlina Wschodniego do Zachodniego.
Żona Kukuczki dostała urnę z jego prochami bez wyjaśnienia, co się stało w Berlinie. Manfred N. dostał medal.
Zdjęcie Kukuczki można zobaczyć przy Bernauer Strasse w Berlinie. Stoi tam zachowany kawałek muru, a także ściana z cortenu, na której umieszczono zdjęcia osób zabitych przy próbie przekroczenie muru. Jest ich 140.
Tym miejscem opiekuje się Fundacja Muru Berlińskiego. Jej dyrektorem jest prof. Axel Klausmeier. To wielki przyjaciel Gdańska i Polski. Wraz z Basilem Kerskim, dyrektorem Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku, 9 listopada ratyfikowali w Berlinie umowę o współpracy. W dokumencie jest mowa o projektach edukacyjnych dla młodzieży, wspólnych badaniach naukowych, konferencjach, wystawach, filmach dokumentalnych i wydawnictwach.
Spotkałem się z Klausmeierem w siedzibie Fundacji. Zapytałem, czy pamięta gdzie był, gdy upadał mur w 1989 roku.
- Byłem studentem w Bochum, w RFN, i tam zastały mnie wieści o tym co się dzieje - mówi Klausmeier. - Nie wierzyliśmy, że dojdzie do tego za naszego życia. Wiedzieliśmy, że w Polsce były w czerwcu 1989 wolne wybory, wiedzieliśmy, że w NRD trwają protesty, ale, że upadnie mur?! Nigdy! Nie wierzyłem, że to się stanie za mojego życia. Przecież tuż pod Berlinem, w Wünsdorf, Sowieci mieli swój garnizon, a w nim 104 tysiące żołnierzy! Dlaczego mieliby wyjeżdżać? A jednak to wszystko się wydarzyło.
Klausmeier dorastał jako dziecko w brytyjskim sektorze, w cieniu muru. Później jego rodzina wyprowadziła się do RFN, do Essen.
Gdy miał 16 lat, wraz z trójką przyjaciół z liceum wybrali się z Essen autostopem do Berlina. Zainspirował ich nauczyciel historii sztuki - namówił ich, by odwiedzili muzea w stolicy Niemiec. Najpierw odwiedzili te w Berlinie Zachodnim, do którego wjechali przez Checkpoint Bravo.
- A później wsiedliśmy do metra po stronie zachodniej i wysiedliśmy na Friedrichstrasse, już w NRD. Zapłaciliśmy 25 marek zachodnich za przepustki, bo NRD potrzebowała dewiz. Przelicznik jeden do jednego - śmieje się Klausmeier. - To była podróż do przeszłości, jakbyśmy cofnęli się o 20 lat. Mało samochodów, puste ulice, a jeśli już, to te ich głośne “trabi”. I kopcące piece węglowe. Jakbym słyszał opowieści ojca z lat 50., a to był przecież 1980 rok.
Klausmeier wspomina stację przy Friedrichstrasse, skąd odjeżdżał jedyny pociąg do Berlina Zachodniego: - To był labirynt, od razu się w nim gubiłeś. Tory były przedzielone murami. Wchodziłeś z jednej strony, trafiałeś na jakieś bariery, przepierzenia, chodziłeś zygzakiem. Wszędzie wieżyczki pełne strażników, kontrole. Koszmar!
Wydawało się, że tamten świat jest na szczęście dawno za nami. Tymczasem Niemcy znów wprowadzili kontrole na granicy z Polską; zatrzymują samochody w poszukiwaniu nielegalnych imigrantów. Polska z kolei umacnia barierę na granicy z Białorusią, gdzie Łukaszenka prowadzi swoją wojnę hybrydową, wysyłając zimą do polskiej puszczy nieprzygotowanych na mrozy uchodźców.
Pytam, jak dyrektor Fundacji Muru Berlińskiego widzi przyszłość naszej części Europy?
Prof. Klausmeier: - Wydaje mi się, że mamy dziś jeszcze więcej murów niż dawniej. Ale historia muru berlińskiego mówi nam, że żaden mur nie jest zbudowany na wieki. Każdy prędzej czy później traci powód istnienia. Systemy, które budują mury, rozwiązują za ich pomocą problemy tylko na chwilę. To jest tylko kupowanie czasu. Komuniści kupili sobie czas, gdy zbudowali mur w Berlinie w 1961 roku. 28 lat później mur upadł. Chęć życia w wolności jest silniejsza od wszystkiego. Nie dało się powstrzymać ludzi pragnących żyć w wolności w Gdańsku, nie udało się w Berlinie.
Rada profesora na czasy nowych podziałów?
Klausmeier: - Budujemy mury fizyczne, ale budujemy je także w naszych głowach. Oddzielamy się od siebie, ale to nie działa na dłuższą metę. Musimy więcej ze sobą rozmawiać, musimy się nawzajem szanować. To jedyna droga do wyjścia z impasu.
Cichanouska: Unia Europejska jest jak Berlin Zachodni dla Białorusi
Berlin łączy z Gdańskiem jeszcze jedno. Stolica Niemiec przedstawia się jako Miasto Wolności, a dokładnie Stolica Wolności - Hauptstadt der Freiheit.
Berlin wspiera wszelkie inicjatywy, mające promować wolność, demokrację i prawa człowieka. Dlatego Berlin jest np. miastem partnerskim Kijowa i współpracuje z merem Witalijem Kliczko.
Podczas obchodów 35. rocznicy upadku muru berlińskiego burmistrz Berlina Kai Wegner gościł u siebie dwa pokolenia opozycjonistów. Z jednej strony zaprosił bohaterów Solidarności 1980 roku z Gdańska. Ale z drugiej strony zaprosił także współczesnych rewolucjonistów z Iranu, Chin, Hong Kongu, Wenezueli, Ukrainy, Białorusi i Iranu.
Irańska opozycjonistka Masih Alinejad przypomniała, że kobiety w Iranie walczą o swoje podstawowe prawa, choćby o prawo do zrzucenia hidżabu i pokazania włosów, bo nawet to jest tam zabronione przez reżim fundamentalistycznych ajatollahów.
Z kolei Swiatłana Chichanouska z Białorusi, która nie ma żadnych wiadomości od uwięzionego męża od 600 dni i nie wie nawet czy on żyje, apelowała by Europa nie odwracała się od Białorusi. Mówiła, że wierzy, że mur oddzielający jej kraj od Unii Europejskiej też wreszcie upadnie.
Gdy stałem 9 listopada pod berlińskim murem z grupą opozycjonistów z Polski, pośród młodych ludzi z Berlina, Gdańska i Strasburga, zapytałem dyrektorkę Fundacji Batorego, byłą opozycjonistkę Ewę Kulik-Bielińską, jak widzi przyszłość solidarności?
Kulik-Bielińska: - Wahadło historii przechyla się w drugą stronę, a przestrzeń krajów demokratycznych się kurczy. Zapomnieliśmy przez 35 lat o solidarności, koncentrując się na wartościach materialnych. Potrzebna jest nam przede wszystkim troska o dobro wspólne, bo tylko ono gwarantuje dobro prywatne. Potrzeba nam nowej solidarności ze słabszymi, wykluczonymi i pozbawionymi praw. I na pewno potrzeba nam w Europie solidarności z Ukrainą, bo teraz to ona walczy za naszą wolność.
Zobacz fotorelację Grzegorza Mehringa z 35. rocznicy upadku muru: