- Wciąż musimy pracować, by poprawić naszą grę, bo jesteśmy ze sobą niedługo - mówił przed spotkaniem o Superpuchar rozgrywający PGE Skry Grzegorz Łomacz, jeden z trzech mistrzów świata, którzy dołączyli do drużyny z Bełchatowa tydzień przed rozpoczęciem sezonu ligowego.
Braki w zgraniu bełchatowian były widoczne kilka dni wcześniej - w sobotę, 20 października - kiedy wygrali w meczu ligowym z Treflem po tie-breaku. W środę, 24 października, w Ergo Arenie spotkanie między obu drużynami nie było już tak wyrównane.
W końcu w składzie PGE Skry jest trzech aktualnych mistrzów świata: Łomacz, Artur Szalpuk i Jakub Kochanowski (prezentują wysoki poziom nawet gdy są nie co przemęczeni) oraz dwóch sprzed czterech lat: Karol Kłos i Mariusz Wlazły. Gdańszczanom szczególnie we znaki dał się ten ostatni.
Wlazły ma już 35 lat, ale ciągle jest zawodnikiem klasy światowej. Znakomicie atakuje z każdej pozycji, jest czujny pod siatką i potrafi przebić piłkę na drugą stronę w sytuacji jeden na jeden, piekielnie silnie i celnie zagrywa - serwisy po jego uderzeniach lecące z prędkością powyżej 110 km/godz to nic niezwykłego.
I tak właśnie grał Wlazły w Ergo Arenie w meczu o Superpuchar.
Gdańszczanie - siatkarze na parkiecie a kibice na trybunach - na pewno mieli nadzieje na dobry wynik, może nawet końcowy sukces. Podopieczni trenera Andrei Anastasiego prowadzili 7:5, jednak, gdy Szalpuk przebił się się przez potrójny blok (7:9), to szkoleniowiec Trefla poprosił o przerwę.
Gdy Ruben Schott próbował przerzucić podwójny blok - Wlazły, Kochanowski - a Kochanowski przebił piłkę na gdańską stronę na 10:14, Anastasi po raz drugi wziął czas. Ponownie bez efektu.
Wlazły w pierwszym secie zdobył 6 punktów, podobnie jak Kochanowski. Po cztery mieli Kłos i Szalpuk. W Treflu nikt nie dotrzymywał im kroku.
W drugiej partii nadzieje ponownie prysły dość szybko. Było 6:5, potem odzyskane prowadzenie na 13:11.
Swojego dnia nie miał Maciej Muzaj, po jego błędnym ataku (na bloku zatrzymał go Kochanowski), po którym zrobiło się 16:19, poirytowany Anastasi ściągnął swojego zawodnika z boiska. Niewiele to zmieniło. Po drugiej stronie szalał Wlazły, który w tej części gry dołożył kolejne 9 punktów.
W trzecim secie gdańszczanie mieli świetną serię od stanu 4:4. Im więcej punktów po kolei zdobywali, tym kibice w Ergo Arenie byli w coraz większej euforii. Było 7:4, 7:7, 9:9, 12:9. "Gdańskie lwy" prowadziły jeszcze 15:13, ale bardziej doświadczeni, więcej ograni siatkarze z Bełchatowa nie pozwolili na rozegranie czwartego seta.
Superpuchar po raz czwarty trafił do PGE Skry Bełchatów. Gdańszczanie walczyli, ale tym razem byli bez szans. MVP spotkania wybrany został oczywiście Wlazły, który zanotował 63 proc. skuteczności w ataku.
Trefl Gdańsk - PGE Skra Bełchatów 0:3 (17:25, 20:25, 20:25)
Trefl: Janusz 1, Mijailović 12, Muzaj 7, Schott 7, Nowakowski 7, Niemiec2, Olenderek (libero) oraz Jakubiszak 2, Grzyb 1, Kozłowski, Sasak
PGE Skra: Łomacz 1, Wlazły 22, Kochanowski 11, Ebadipour 9, Kłos 7, Szalpuk 7, Piechocki (libero) oraz Katić 1