Chodzi o Szkołę Podstawową nr 42 na Suchaninie. Dyrektor Mirosław Michalski w środę 14 września podjechał do najbliższego komisariatu policji i poinformował o podejrzeniu popełnienia czynu, który ma znamiona molestowania seksualnego.
Pewności, czy rzeczywiście coś zaszło - nie ma nikt.
- To już nie szkoła powinna rozstrzygać takie kwestie, ale organy zewnętrzne: policja, prokuratura i w razie potrzeby sąd - mówi dyr. Michalski. - Obowiązkiem szkoły jest szybko i zdecydowanie reagować, jeśli tylko pojawią się wątpliwości, co do zachowania osoby dorosłej w kontakcie z uczniami lub uczennicami. Musimy sobie poradzić z tą sytuacją, zależy nam na dobrym imieniu szkoły, a przede wszystkim na bezpieczeństwie dzieci.
Nadopiekuńczość - też zła
Do incydentu miało dojść w czwartek, 8 września. Uczniowie jednej z klas szóstych (wiek 11-12 lat) swoje obawy zgłosili nauczycielce w poniedziałek, 12 września. Ta z kolei zrelacjonowała wszystko dyrektorowi Michalskiemu. Wersja uczniów: “Pan dziwnie nam się przyglądał, dotykał włosów niektórych chłopców. Czuliśmy się niekomfortowo. Jednego z chłopców klepnął w bok, innego przygarnął ramieniem”.
Trzeba było szybko rozeznać się w sytuacji. Dyr. Michalski wezwał na rozmowę pana z basenu.
- Ten człowiek nie potwierdza zachowań, które są mu przypisywane przez uczniów - relacjonuje dyrektor szkoły. - Był totalnie zdumiony tą sytuacją: nikogo nie klepał, nikogo nie obejmował, nikomu się dziwnie nie przyglądał. Owszem, w niektórych przypadkach dotykał włosów, ale sprawdzanie, czy są wysuszone należy do jego obowiązków.
Dyrektor próbował się zorientować, co o tym sądzą inni pracownicy basenu - w tym sprzątaczka, która krytycznego dnia była z tym panem w pracy na jednej zmianie.
- Nie zauważyła nic niepokojącego, przez te wszystkie dni, od początku września - podkreśla dyr. Michalski. - Jej zdaniem można mówić co najwyżej o nadopiekuńczości tego pracownika.
Wcześniej, od początku września, nikt nie miał do niego żadnych zastrzeżeń.
Chłopcy lubią rozrabiać
Już w zeszłym roku dyrektor SP 42 zgłosił do Urzędu Miejskiego w Gdańsku zapotrzebowanie na dodatkowy etat dla mężczyzny, który przypilnowałby porządku i bezpieczeństwa w szatniach chłopców, a dodatkowo dbałby, aby nikt nie wychodził z basenu mokry - nawet z wilgotną głową. Dlaczego akurat mężczyzna? Uczniowie w szatni potrafią rozrabiać, więc od czasu do czasu alarm musiały wszczynać sprzątaczki, które jako kobiety nie mają wstępu do części, w której przebierają się chłopcy.
- Te panie biegły po wuefistę, który akurat prowadził zajęcia ze swoją grupą i dopiero poproszony o pomoc nauczyciel miał prawo interweniować - tłumaczy dyr. Michalski. - Taka sytuacja była potencjalnie niebezpieczna i na dłuższą metę nie do utrzymania. Wystarczy pomyśleć, co by było gdyby któryś z uczniów złamał sobie rękę pod nieobecność nauczyciela interweniującego na basenie…
Przez ostatnie dwa lata porządku na basenie pilnował młody pan, którego zatrudniono na pół etatu. To było jednak zbyt mało: basen jest duży - korzysta z niego regularnie 700 uczniów SP 42.
Magistrat (konkretnie - Wydział Rozwoju Społecznego) przydzielił szkole potrzebny etat. Dyrektor Michalski czekał na kogoś, kto już pracował w oświacie i ma już doświadczenie w obchodzeniu się z dziećmi. Niestety, nikogo takiego nie udało się znaleźć, a rozpoczęcie roku szkolnego zbliżało się wielkimi krokami.
- Wtedy przypomniałem sobie, że kiedyś pracowałem z pewną panią, której mąż mógłby się nadawać - mówi dyr. Michalski. - Strażak na emeryturze. To małżeństwo ma trójkę własnych dzieci, dorosłych już, i dochowało się pięciorga wnuków. Większość z wnuków mieszka pod jednym dachem z dziadkiem. Uznałem, że to wystarczające referencje.
Trauma i dmuchanie na zimne
Dyrektor Michalski ma 23 lata doświadczenia zawodowego w kierowaniu szkołami. Wie lepiej niż inni, że to ciężki chleb i wielka odpowiedzialność. W 2006 r. był dyrektorem Gimnazjum nr 2 przy Kartuskiej - 14-letnia Ania, uczennica tej placówki, popełniła samobójstwo. Zaczęło się śledztwo. Ówczesny minister oświaty w rządzie Jarosława Kaczyńskiego - Roman Giertych - zrobił ze sprawy polityczne przedstawienie, co gorliwie relacjonowali dziennikarze. Kilku szkolnych kolegów Ani mogło mieć wpływ na tragiczną decyzję dziewczyny - poniżyli ją częściowo obnażając w klasie i nagrali to na telefon komórkowy. Minister grzmiał, że winni będą ukarani. Co najmniej dla kilku rodzin zakończyło się to traumą, której skutki odczuwane są do dziś.
- Od tamtego czasu wolę dmuchać na zimne - przyznaje dyr. Michalski. - Takie decyzje należy podejmować szybko i zdecydowanie. Mam nadzieję, że w sprawie pana z basenu wszystko wyjaśni się pozytywnie. Muszę jednak pochwalić uczniów za to, że są świadomi zagrożeń i potrafią na nie zareagować. Zachowują się przy tym odpowiedzialnie. Powiedzieli nauczycielce, co ich zaniepokoiło i zaufali szkole, że to wyjaśni.