Orunia. Po co budować warsztat dla kowala?

Skoro Orunia ma swoją kuźnię, to powinna mieć i profesjonalnych kowali. Z takiego założenia wyszli miejscy działacze, a pomysłowi przyklasnęły władze samorządowe. Warsztat dla rzemieślników powstanie więc w podwórku, za zabytkowym budynkiem przy ul. Gościnnej 10.
18.10.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Czy kuźnia i kowale na Oruni staną się kolejną atrakcją dzielnicy?

Nowy warsztat kowalski powinien być gotowy na początku przyszłego roku. W sobotnie przedpołudnie, 17 października, symboliczną łopatę na placu budowy wbili przedstawiciele gdańskiego samorządu oraz pracownicy Centrum Innowacji i Aktywizacji Społecznej, które ma swoją siedzibę w urokliwej, dawnej kuźni.

 

Początek rewitalizacji Oruni

Wyremontowany zabytek służy mieszkańcom od października 2012 r. Ta inwestycja zapoczątkowała też trwającą rewitalizację tej dzielnicy.

- To bardzo ważne miejsce, tutaj naprawdę dużo się dzieje. Staramy się o tym przypominać mieszkańcom, stąd też sobotnie wydarzenie "Oruńskie Kujemy". To święto samej kuźni, ale chcemy również pokazać ginący, niestety, zawód kowala – tłumaczy Piotr Wróblewski z Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej, realizator CIAS, zarządzająca kuźnią.

Wróblewski przypomina, że w tej kuźni kowale przed laty faktycznie podkuwali konie, wykonywali zamówienia na broń białą bądź meble. Dzisiaj, w takich warunkach, nie da się już odtworzyć tych funkcji. Dlatego za tym budynkiem powstanie nowy, dla współczesnych kowali. Na co dzień będą oni pracować komercyjnie, by zarobić na utrzymanie swoje i kuźni. Ale będą też wyznaczone dni, kiedy uczniowie gdańskich szkół będą przyjeżdżać tu na bezpłatne pokazy kucia czy warsztaty z kowalstwa.

 

By uchronić ginący zawód

Jednym z uczestników sobotniej uroczystości był Remigiusz Bystrek, który zawodowo zajmuje się kowalstwem. Jego zdaniem, w tym zawodzie można się utrzymać, bowiem moda na ładne rzeczy nie przemija. Ludzie wciąż chętnie zamawiają balustrady, ogrodzenia, meble. Nadal podkuwane są konie, zamawiana jest też biała broń. Bystrek prowadzi obecnie swój warsztat na fortach napoleońskich, na terenie Centrum Hewelianum.

- Pomysł na warsztat kowalski w Oruni narodził się już cztery lata temu. Podpisałem porozumienie z prezydentem Gdańska, a także jedną z organizacji oruńskich, na tej podstawie stworzymy miejsce, w którym znajdzie się nie tylko zakład pracy dla rzemieślników, ale gdzie będą mogły przychodzić dzieci, młodzież czy zorganizowana wycieczka - mówi Bystrek. - Tutaj będą mogły zobaczyć, jak ten fach wyglądał kiedyś. Metody kucia są dziś oczywiście nowocześniejsze niż w czasach, kiedy działała ta kuźnia. Mimo to, staram się kultywować starą technikę, by nie zaginęła.

W tym miejscu mają być też przyuczani wszyscy ci, którzy będą chcieli zawodowo zająć się kowalstwem.

 

Dla wizerunku dzielnicy

Prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz, przypomina, że tej kuźni jeszcze kilka lat temu groziła rozbiórka.

- Świętej pamięci prof. Jerzy Samp mówił, że to serce Oruni, że to najstarszy oryginalny zabytek. To mnie przekonało, żeby wydać publiczne pieniądze na odnowienie kuźni. Dzisiaj jest ona miejscem, które tętni życiem. Jest miejscem spotkań mieszkańców Oruni, i nie tylko – podkreśla prezydent Adamowicz.

Prezydent zaznacza, że miastu zależy nie tylko na odnowieniu dzielnicy, ale też na stworzeniu tutaj nowych miejsc pracy.  Stąd pomysł na warsztat dla rzemieślników.

- Chcemy tworzyć miejsca charakterystyczne dla Oruni, które będą przyciągały też innych inwestorów, a także mieszkańców innych dzielnic czy miast. By chcieli tu przyjechać, pozwiedzać, coś kupić czy zjeść - tłumaczy prezydent Gdańska.

Miasto negocjuje obecnie z Agencją Mienia Wojskowego zakup budynku przy ul. Gościnnej, w którym przed laty działał tzw. oruński ratusz.

- Mamy pomysł, by "zagnieździły się" tu organizacje pozarządowe. Chcemy, by ten budynek stał się domem obywatelskim, ale nie tylko dla Oruni. Dla całego Gdańska. Chcemy umiejscowić tu funkcje ponaddzielnicowe, by w ten sposób ta dzielnica zaczęła odzyskiwać prestiż, ale też budować nową tożsamość - podkreśla prezydent.

Zdaniem Adamowicza, wciąż funkcjonują niegatywne stereotypy na temat Oruni: - One miały rację bytu kilkadziesiąt lat temu. Obecnie bardzo się to zmieniło.

 

Kuźnia dziś tętni życiem

W zabytkowym, odrestaurowanym obiekcie od trzech lat, z powodzeniem, działa kawiarnia.

- To lokal, który ma podwójne znaczenie - podkreśla Piotr Wróblewski. - Dbamy o to, by było to miejsce przyjazne dla klientów, zarówno cenowo, jak i klimatycznie. Ale jest też drugie tło, chyba nawet ważniejsze. To miejsce staży i pierwszej pracy dla mieszkańców domów dla dzieci, które prowadzi nasza fundacja. Dzięki temu miejscu poznaliśmy specyfikę branży gastronomicznej, która pozwoliła nam z kolei na uruchomienie, pół roku temu hotelu trzygwiazdkowego, w którym także nasza młodzież uczy się fachu. Jest to nasz kolejny projekt społeczny.

Agnieszka Bartków, przewodnicząca zarządu Dzielnicy Orunia - Św.Wojciech - Lipce, uważa, że kuźnia jest dziś sercem tej dzielnicy.

- To właściwie jedyne kulturalne miejsce, gdzie organizowane są teatrzyki dla najmłodszych, różne warsztaty. Swoją rolę spełnia też kawiarnia. Mieszkańcy mogą tu przyjść po pracy, odpocząć i napić się np. kawy. I przychodzą tu chętnie - podkreśla Agnieszka Bartków.

Mariola Chabowska pracuje w tym lokalu od 1,5 roku. Jest byłą podopieczną GFIS. W tym miejscu, jak przyznaje, poznała zasady barmaństwa i obsługi klientów.

- Kuźnia sama w sobie ma fajną, specyficzną atmosferę - mówi Mariola. - Nie zamieniłabym pracy w tej kawiarni na inne miejsce. Mieszkańcy lubią tu przychodzić, posiedzieć przy kawie, poczytać książkę. My stąd nikogo nie przepędzamy, jeśli za długo siedzi. Stawiamy na dobry klimat. Chcemy, żeby ludzie wychodzili stąd zrelaksowani.

 

Kuźnię przy ul. Gościnnej trudno przeoczyć. To typ wiejskiego budynku mieszkalnego z charakterystycznym podcieniem, wysuniętym przed zasadniczą część domu. Historycy wciąż spierają się co do daty budowy obiektu. Jedni twierdzą, że powstał w 1800 r., inni - że 80 lat później. Szczęśliwie przetrwał do naszych czasów, do rejestru zabytków wpisano go w 1983 r. 

TV

Nowi mieszkańcy na Ujeścisku