Narracje 2023. Nowa edycja festiwalu odbędzie się dzisiaj i w sobotę, na Oruni
Jak bardzo festiwal Narracje wrósł w tkankę miasta, świadczy liczba osób, absolutnie w każdym wieku, które podczas każdej edycji, późną jesienią przemierzają po zmroku nieoczywiste zakątki kolejnej z gdańskich dzielnic.
- Według podziału administracyjnego miasta Gdańsk liczy 35 dzielnic, właśnie trwa 14. edycja Narracji, więc jeszcze wiele takich spacerów przed nami - pocieszała tradycyjnie już zmarzniętych i przemokniętych uczestników pierwszego dnia festiwalu, Marta Bańka z Instytutu Kultury Miejskiej, organizatora wydarzenia, która wcieliła się na ten wieczór w przewodniczkę po festiwalowej trasie.
Fakt, że pada i temperatura nie rozpieszcza, w żaden sposób nie odstręczało publiczności, która stawiła się w piątek, 17 listopada, tłumnie w punkcie startu, w Dworze Oruńskim w parku, wyposażona w parasole i termosy.
Zobacz galerię zdjęć
Powidoki historii
Trasa tegorocznego festiwalu prowadzi przez 14 punktów, w których znajdują się dzieła artystów. Tę edycję zdominowały kobiety, do nich należy większość realizacji. Kuratorskie zalecenia artyści zinterpretowali jak zawsze bardzo różnorodnie, jednak ta edycja wydaje się być szczególnie mocno osadzona w przeszłości miejsca.
Do takich realizacji należy na przykład praca Magdaleny Franczak, "Podżycie". Artystka przywraca w niej pamięć o historii kobiet z oruńskiego Magdalenenheim, azylu sióstr magdalenek. W tzw. „azylu dla upadłych dziewcząt”, jak o nim mówiono dawniej, rezydentki pracowały ciężko w pralni. Trudno nie mieć skojarzeń z podobnymi instytucjami działającymi w Wielkiej Brytanii i Irlandii, które opisano w filmie "Siostry Magdalenki". Jeszcze bardziej wprost historyczny kontekst ciąży w pracy Grażyny M. Olszewskiej "Europę zwiedzałem, oglądając tę telewizję". Ta instalacja jest zabawna i nostalgiczna, przywołuje fenomen telewizji Sky Orunia, jednej z pierwszych prywatnych telewizji w Polsce, która działała połowy lat 90. Ale mocno wprost.
Zdecydowanie bardziej oniryczny charakter ma wideo pt. "Ta, która patrzy w niebo" Liliany Zeic. Artystkę zainspirował XVIII wieczny botanik i meteorolog Gottfried Reyger, który prowadził obserwacje pogody na tym terenie, założył też ogród botaniczny w Parku Oruński i dokonał spisu roślin. Łącząc jego życiowe dokonania z danymi pozyskanymi z instytutu meteorologii dotyczącymi wartości temperatur na obszarze Oruni w ciągu ostatnich 300 lat, artystka skomponowała utwór zamieniając liczby na dźwięki. Na filmie Natalia Pancewicz wyśpiewuje wysokie i niskie tony, linia melodyczna ilustruje właśnie te wahania. Dostrzegamy, jak w miarę upływu lat, ton głosu kobiety jest coraz wyższy.
Kolejnych dwóch instalacji również szukać należy w parku Oruńskim. To imponująca praca “Wspomnienie festynu” Marty Krześlak - każdy kto zanurzy się bajkowym wystroju sceny muszli, poczuje się jak gwiazda lat 90. telewizji Sky Orunia oraz dużo bardziej introwertyczna choreografia Alicji Czyczel, która w romantycznym otoczeniu parku zachęca do wsłuchania się w dźwięki instalacji. Gardłowe tony przenikające przez gałęzie drzew i taflę stawu, zatrzymują nas na chwilę, wyciszają.
Trasa festiwalu prowadzi również na drugą stronę dzielnicy przeciętej Traktem św. Wojciecha, bardziej surowej niż bajkowa przestrzeń parku Oruńskiego.
Jedna z najciekawszych prac po tej stronie, kieruje nas do opuszczonej szklarni. Cezary Poniatowski stworzył tu zaskakującą, pełną metafor niby teatralną scenę, używając do jej zbudowania zużytych dywanów, które pozyskał od mieszkańców Oruni. Zwinięte w rulony, pomalowane na zielono dywany “zasadził” w świeżo zagrabionej ziemi. Dywany już “kiełkują” łącząc to, co stare, z nadzieją rodzenia się nowego. Mówią o wzrastaniu i zakorzenieniu, ale też o przemianie, oczekiwaniu na przebudzenie. Ten zaskakujący kontekst tworzy wiele możliwości interpretacyjnych.
Poruszająca jest też praca drugiego z artystów, biorących udział w wydarzeniu, Daniela Kotowskiego. Jego "Człowiek, który nie posługuje się mową, nie jest człowiekiem” to wideo z 2020 roku. Kotowski zadaje pytanie o kwestie porozumiewania się, czy dokładniej trudności z tym związanych - słuchamy, ale czy się słyszymy? Niezrozumiałe dźwięki płynące z głośnika uzupełnia zwielokrotniony obraz dłoni poruszającej się w geście oznaczającym gadanie, plecenie, takie “bla, bla”. Artysta chciał również zwrócić uwagę na wykluczenie osób z niepełnosprawnościami, na konieczność budowania wspólnego języka. Dla pełnego zrozumienia pracy ważne jest miejsce jej ekspozycji. Aby tu dotrzeć wchodzimy na ulicę, którą domykają akustyczne ekrany chroniące budynki i ich mieszkańców przed hałasem przejeżdżających pociągów.
Po raz pierwszy, trzy prace zrealizowano we współpracy z Wolne Słowo Gdańsk Miasto Literatury. To instalacje Kateryny Badianowej, Ingi Levi i Iji Kiwy oraz Liliany Zeic.
Narracje tradycyjnie łączą pożar artystycznych emocji z listopadową ciemnością i chłodem. To trochę zew przygody, a trochę podchody, gdy uzbrojeni w mapki przemierzamy nieznane ulice. Opuszczamy metaforycznie wnętrza galerii, aby zakradać się na podwórka kamienic, gapić w rozjaśnione blaskiem telewizorów okna, od czasu do czasu znikając w czeluściach opuszczonych garaży czy szklarni. Ciekawość wygrywa z niedogodnościami, nagrodą jest wymiana emocji, wspólne doświadczanie sztuki.