- Szanowni państwo, nie będę się wypowiadał na temat sztuki współczesnej, bo jestem skromnym ignorantem, ale wiem jedno - że sztuka jest najważniejsza - powiedział w 2017 roku, podczas inauguracji projektu „Nowe Muzeum Sztuki oddział Muzeum Narodowego w Gdańsku w budowie” św. pamięci prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. - Jako samorządowiec od 27 lat, a prezydent Gdańska od 17 lat, doskonale rozumiem, że sztuka jest w pełni autonomiczna, w pełni niezależna od władzy politycznej, od władz ideologicznych. I tak musi być.
Tego dnia, jesienią 2017 roku w Europejskim Centrum Solidarności, idea i koncepcja powstania NOMUS jako kolejnego oddziału Muzeum Narodowego w Gdańsku została ogłoszona publicznie, na jego siedzibę przekazano budynek do remontu przy ul. Jaracza 14. Ogłoszno także obietnicę corocznej puli finansowej ze środków Miasta Gdańska w wysokości 400 tysięcy zł na pozyskiwanie dzieł deponowanych w zbiorach muzeum. Miasto także podjęło decyzję o przekazaniu środków na remont tej, należącej do gminy, nieruchomości.
Remont siedziby jest w trakcie - w 2017 wymieniono dach, w listopadzie 2018 zamontowano nowe okna, otwarcie zaplanowano na listopad przyszłego roku po zakończeniu prac remontowych, a zakup dzieł postępuje.
Wtedy też Paweł Adamowicz apelował do wszystkich o jedność, wskazując na wspólny wysiłek w tworzeniu nowej instytucji kultury w mieście i prosił o wysyłanie w świat komunikatów afirmatywnych: - Żebyśmy się skupili wokół tego celu, jakim jest budowa na Pomorzu muzeum sztuki współczesnej, przy wszystkich różnicach estetycznych, ambicjonalnych..., a decydenci rządowi widzieli, że my w Gdańsku przy całym pluralizmie i zróżnicowaniu skupiamy się wokół idei stworzenia muzeum, bo jest pewnym wstydem, moim wstydem, że jeszcze instytucji muzeum sztuki współczesnej nie posiadamy.
Sztuka i polityka - niebezpieczne związki
To symptomatyczne, ale sztuka współczesna rzadko pojawia się na pierwszych stronach gazet, chyba że chodzi o zuchwałą kradzież albo niebotyczną cenę, za którą wylicytowano dzieło. Oczywiście, może jeszcze urazić czyjeś uczucia, wtedy nagłówki gwarantowane.
Kuratorzy od lat głowią się, jak dotrzeć do odbiorców, przyciągnąć ich do galerii, jak zapewniać widzom edukację, której nie dostarcza współczesna szkoła, a to politycy mają największe sukcesy w nadawaniu rozgłosu dziełom sztuki. Szkoda tylko, że zazwyczaj jest to czarny PR.
Wystarczy przypomnieć ostatnie wydarzenie - w kwietniu tego roku nowo mianowany dyrektor Muzeum Narodowego, prof. dr hab. Jerzy Miziołek, nakazał usunąć dwie instalacje wideo artystek: Natalii LL i Katarzyny Kozyry z galerii, z powodów obyczajowych. Tłumaczył decyzję rzekomymi naciskami z Ministerstwa Kultury (ministerstwo zaprzeczyło), i opinią - jak przyznał potem - “pań pilnujących ekspozycji”, gdyż to one zwróciły mu uwagę na "nieobyczajne" jedzenie bananów w stworzonym przez jedną z artystek filmie.
Przez media społecznościowe przetoczyła się “bananowa” batalia wsparcia dla wolności sztuki i afera zakończyła się po dwóch dniach przywróceniem instalacji na ich miejsce.
To groteskowy przykład, ale były i poważniejsze w skutkach przypadki. Jeden z najsłynniejszych, w którym ofiarą padło samo dzieło - miał miejsce w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w Warszawie, w 2000 roku. W galerii wrzało w tym czasie. Jego dyrektorką była wówczas Anda Rottenberg (od 1993 r.), gdy dwoje posłów Porozumienia Polskiego: Halina Nowina-Konopka i Witold Tomczak postanowiło “uratować papieża”. Mowa o zamachu na instalację "La Nona Ora" Maurizio Cattelana, która była częścią wystawy "100 lat sztuki polskiej", a przedstawiała postać przygniecionego meteorytem papieża. Tomczak głaz usunął i uszkodził rzeźbę. Proces o odszkodowanie dla światowej sławy artysty toczył się latami. Miesiąc wcześniej Daniel Olbrychski szarżował z szablą na pracę “Naziści” Piotra Uklańskiego, a pół roku później Julita Wójcik (wkrótce znana jako autorka słynnej „Tęczy”), w Małym Salonie Zachęty obrała 50 kg ziemniaków. Jej performance rozsierdził nawet lewicowe gazety. Dyrektorka Zachęty, po antysemickiej nagonce zrezygnowała ze stanowiska.
Od wtorku, 25 czerwca opinię publiczną rozgrzewa do czerwoności temat “Rydwanu” Joanny Rajkowskiej - instalacji, która w zbiorach NOMUS jest od września 2018 roku.
“Urzędnicy z Gdańska wydali prawie 150 tys. złotych na… drewniany rydwan” - możemy przeczytać na portalu wPolityce.pl i w innych prawicowych mediach.
Skąd to nagłe zainteresowanie sztuką?
Anda Rottenberg nie ma wątpliwości: - To nie jest rozmowa o sztuce i ani przez chwile nie była. To jest rozmowa polityczna, w której nie chodzi o to, czy to jest rydwan czy samolot. Chodzi o to, że to są “nasze pieniądze” wydane przez prezydent Dulkiewicz [w rzeczywistości decyzję o zakupie podjęła specjalna komisja za czasów prezydentury Pawła Adamowicza - red.]. To jest nagonka na panią prezydent. Opowiadanie o tym, na czym polega dzisiejsza sztuka, kim jest Joanna Rajkowska, dlaczego jej ceny wynoszą 150 tysięcy, na czym polega rynek sztuki na świecie - to nie są rozmowy i nie są argumenty, które trafią do osób, które rozhulały tę kampanię.
Podobnego zdanie jest Aneta Szyłak, pełnomocniczka i autorka koncepcji NOMUS Nowego Muzeum Sztuki oddziału Muzeum Narodowego w Gdańsku w Budowie.
- Kiedy taki tekst dystrybuuje radny opozycji na swoim profilu FB, to już jest sprawa ewidentnie polityczna. To próba używania polityki kulturalnej Gdańska jako narzędzia okładania się między politykami i nie jest to słuszne. Środki na zakupy do kolekcji przyznali przecież gdańscy radni, to była ich świadoma decyzja. Nie jest to widzimisię pojedynczych osób, tylko świadoma polityka kulturalna, które jest wielkim osiągnięciem rady miasta. Pamiętajmy, że celem jest powstające muzeum, a jego system wyboru dzieł sztuki jest bardziej złożony niż osobiste preferencje estetyczne, o czym wypadałoby pamiętać. Muzea to trwałe instytucje, politycy przemijają. Dla 15 minut internetowej sławy i uszczypliwości wobec politycznych przeciwników nie warto się wygłupić. Zwłaszcza, że nonsensy wypisywane o sztuce wraz z nazwiskiem autora przechodzą do anegdoty historii sztuki. Można się skompromitować na wieki. Apelowałabym o zaufanie fachowcom, bo oni są zawsze na bieżąco.
NOMUS - inauguracja nowego oddziału Muzeum Narodowego. Muzeum ze stemplem wolności [ROZMOWA]
Sztuka - ile to kosztuje i dlaczego tak dużo
Gdańska Kolekcja Sztuki Współczesnej tworzona jest sukcesywnie od 2016 roku. Pieniądze na zakupy dzieł pochodzą na razie tylko z budżetu miasta.
- W tej chwili są to tylko środki miejskie, ponieważ projekt jest wciąż w budowie - tłumaczy Aneta Szyłak. - NOMUS nie jest jeszcze formalnie oddziałem Muzeum Narodowego i dlatego nie może pozyskiwać pieniędzy od swojego organizatora. W przyszłości będziemy się też starali utworzyć fundusz zakupowy, który - jak mamy nadzieję - powstanie ze środków niepublicznych, ale są to długotrwałe procesy. Brak funduszu na interwencyjne zakupy, gdy coś nagle pojawia się na rynku, na którym konkurujemy z prywatnymi kolekcjonerami, zmniejsza nasze szanse i bardzo utrudnia nam zadanie. Nie wspominając już o tym, że niektóre z krajowych instytucji mają z przyczyn formalnych dostęp do większych środków na zakupy sztuki współczesnej, więc mogą kupować szybciej, drożej i budować swoje kolekcje w większym tempie.
Pieniądze z budżetu to jak dotąd 400 tysięcy rocznie. Za te pieniądze Miasto kupuje około 16, 17 prac w każdym roku i przekazuje depozytem do Muzeum Narodowego w Gdańsku na rzecz powstającego oddziału.
Zasady, na których pozyskuje się dzieła są ściśle określone - wnioski o zakup dzieł rozpatruje Komisja ds. Zakupu Dzieł Sztuki powołana przez Prezydenta Miasta Gdańska, a procedury związane z procesem zakupu są zapisane w regulaminie Zakupu Dzieł Sztuki przez Gminę Miasta Gdańska.
W skład Komisji wchodzą m.in. niezależni eksperci: Hanna Wróblewska – dyrektor Narodowej Galerii Sztuki “Zachęta”; Jarosław Suchan – dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi; Krzysztof Polkowski – rektor Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku a także przedstawiciele gdańskich instytucji artystycznych: Wojciech Bonisławski – dyrektor Muzeum Narodowego w Gdańsku; Jadwiga Charzyńska – dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia; Aneta Szyłak – pełnomocniczka ds. Nowego Muzeum Sztuki NOMUS oraz Piotr Stasiowski – dyrektor Gdańskiej Galerii Miejskiej.
- Zwykle kupujemy dzieła, które były już wystawiane, mają swoją wagę, których autorzy to ważni artyści dla polskiej i gdańskiej sceny - wyjaśnia Szyłak. - Będziemy też kupować artystów zagranicznych, to bardzo ważne dla budowania naszej instytucji. Muzeum to część oferty kulturalnej miasta, mamy bardzo dużo turystów z całego świata, którzy bardzo się interesują zbiorami sztuki współczesnej.
Statystyki dowodzą, że muzea przeżywają dziś renesans. Cieszą się coraz większym zainteresowaniem i są magnesem dla turystów odwiedzających miasto. Muzeum Gdańska (dawniej: Muzeum Historyczne Miasta Gdańska, Muzeum Historii Miasta Gdańska), które zostało utworzone w 1970 r. ma dziś 10 oddziałów, zbiory liczące ok. 25 tys. obiektów (stan na początek 2018 r.) i opiekuje się niemalże wszystkimi pozostałościami średniowiecznych murów miejskich okalających Główne Miasto, notuje stały wzrost odwiedzin. W ubiegłym roku padł rekord - 407 tysięcy osób przyszło do muzeum, o kilkadziesiąt tysięcy więcej niż w 2017 roku.
ECS, Muzeum II Wojny Światowej - to już wręcz ikoniczne wizytówki miasta.
- Muzea są dziś lokomotywami rozwojowymi dla miast i dobrze też służą środowisku - potwierdza Szyłak. - Ekonomia sztuki jest rzeczą bardzo złożoną. Z jednej strony zachłystujemy się, gdy polski artysta - Sasnal czy Althamer - sprzeda pracę za duże pieniądze, a z drugiej strony, gdy ten miernik sukcesu musimy przyłożyć do naszego muzeum - to jest problem. Mecenat miasta i państwa to w Europie bardzo ważne wyznaczniki życia kulturalnego. Nie mieszkamy w USA, gdzie system podatkowy promuje modele muzeów prywatnych. Pamiętajmy też, że muzea pełnią bardzo ważną rolę w edukacji społeczeństwa. Stwierdzenia: “Też bym tak umiał” wynikają najczęściej z niewiedzy, dlatego w NOMUS będziemy prowadzić też działalność edukacyjną, która pozwoli zrozumieć, jak dzieło sztuki powstaje, a także co składa się na jego wartość artystyczną oraz na jego cenę.
Palma i Rydwan Joanny Rajkowskiej
Artystka studiowała malarstwo ścienne na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w pracowni prof. Jerzego Nowosielskiego, którą ukończyła w 1993 roku. Rok wcześniej otrzymała dyplom magistra historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Studiowała też na nowojorskim uniwersytecie SUNY w ramach programu Studio Semester Programme w 1994 i 1995 roku. Rzeźbi, fotografuje, rysuje, tworzy obiekty i instalacje.
Jej najsłynniejszą w Polsce pracą jest chyba palma, która stanęła w 2002 roku na środku ronda de Gaulle'a, na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i Nowego Światu w Warszawie. Tytuł tej pracy brzmi "Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich". Niewinny pomysł, który narodził się po pierwszej wizycie artystki w Izraelu, już wkrótce, jak to w Polsce, zaczął obrastać znaczeniami. Rajkowska chciała w ten sposób upamiętnić poczucie braku po społeczności żydowskiej w Polsce. Palma drażniła od początku: “dlaczego tutaj? dlaczego palma?” Ówczesny prezydent Warszawy Lech Kaczyński planował jej demontaż. Dziś należy ona do symboli współczesnej Warszawy i jest nieodłącznym elementem jej miejskiego pejzażu.
„Rydwan” powstał w 2010 roku we współpracy z galerią The Showroom w Londynie i jest to właściwie nie jeden obiekt, a zestaw obiektów, na który składają się rzeźba “Rydwan”, film, seria fotografii oraz praca na papierze o tym samym tytule, a także zestaw sześciu rysunków na papierze pt. „Jak zbudować rydwan”.
-”Rydwan” pokazywany był dotąd głównie za granicą, w Polsce chyba tylko w Gdańsku, na festiwalu Alternativa - opowiada Szyłak. - Gdańsk stara się wspierać wybory prac zgodnych z wartościami, które wyznaje: równość, solidarność, demokracja, prawa człowieka. Ta praca pokazuje wielokulturowość Europy, to że migracje tworzą kraje i miasta. Migracja jest nieodłączną częścią rozwoju kulturalnego, technologicznego, społecznego. Ludzie przemieszczali się zawsze. Rydwan jest znakiem tego, że mobilność jest siłą napędową świata.
Obiekt należał do zestawu wydarzeń kulturalnych POLSKA! YEAR, realizowanych w 2009-2010 roku przez Instytut Adama Mickiewicza w Warszawie (zaangażowane były też Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych) na Wyspach Brytyjskich. Miały one przybliżyć brytyjskiej publiczności najciekawsze dokonania polskiej kultury i twórczość wybitnych polskich artystów.
Cena “Rydwanu“ (wart 250 000 zł obiekt Miasto kupiło po negocjacjach za 147 600 zł) wynika z notowań artystki na rynku sztuki.
- Rajkowska jest marką, jedną z największych polskich żyjących artystek, osobą o wielkich osiągnięciach i już niemałych cenach rynkowych - tłumaczy Anita Szyłak. - Takie ważne prace musimy kolekcjonować, bo one są świadectwem naszych czasów.
- Tak, to dzieło jest warte tych pieniędzy - potwierdza Anda Rottenberg. - Taka jest jego cena rynkowa, a Joanna Rajkowska jest wybitną artystką i chcemy jej dzieło mieć w zbiorach muzeum. Żadne muzeum nie tłumaczy się przed światem z zakupów do swoich zbiorów. Wnioski zakupowe są analizowane przez komisje profesjonalistów, przez ludzi, którzy znają się na rynku, na potrzebach muzeum i to jest wiarygodne i miarodajne grono, które może ocenić wartość dzieła.
Polityka muzeum. Jakie dzieło warto kupić?
- Ważne jest, żeby takie osoby jak Rajkowska dołączały do naszej kolekcji, ponieważ działa to jak sprzężenie zwrotne - tłumaczy Szyłak. - Kupujemy ważnych artystów, ponieważ oni budują nam markę, ale też artystów, których uważamy za istotnych, ale jeszcze nie tak rozpoznawalnych, bo ich markę my będziemy budować a obecność uznanych nazwisk świata sztuki ich widoczność wspiera. Ponieważ coś było bardzo wartościowe, ale z jakichś względów nie przekroczyło granic pewnego pułapu, artysta popadł w zapomnienie. Na przykład w ostatnim naborze udało nam się kupić od jednego z członków grupy TotArt - Pawła Paulusa Mazura, bardzo ciekawe obiekty, które po działalności tej grupy pozostały. Grupa jest rozproszona i różne artefakty związane z jej działalnością są rozproszone w Europie, a częściowo zaginęły. A było to niesłychanie ważne zjawisko w sztuce gdańskiej, które chcielibyśmy pokazać światu, udokumentować je najlepiej jak się da i pokazać w innych muzeach.
Ponieważ siedziba NOMUS wciąż jest w remoncie, kolekcja przechowywana jest w depozycie w Muzeum Narodowym w Gdańsku.
Po co komu sztuka współczesna
Dlaczego sztuka współczesna tak ludzi drażni?
- Zawsze tak było - stwierdza Anda Rottenberg. - 150 lat temu kiedy wystąpili impresjoniści, też drażnili publiczność. Dzisiaj na ich wystawy ustawiają się kolejki, ale wtedy budzili protesty. Van Gogh za życia nie sprzedał prawie niczego ze swojej twórczości, Picasso przez pierwsze 30 lat też słabo sprzedawał, więc to jest normalne. Rynek na świecie przyspieszył, ale politycy nie chcą się kształcić w dziedzinie historii sztuki, to skąd mają czerpać wiedzę o tym, co jest dzisiaj sztuką? Poza tym, bardzo łatwo jest takie rozmowy prowadzić, bo to nic nie kosztuje. Pytanie: “dlaczego wydajemy na taką rzecz pieniądze?” - może zadać każdy. I nie po to, żeby wysłuchać odpowiedzi. Gdyby ktoś chciał, to by się dowiedział kim jest Rajkowska, czym się zajmuje, jak rzadko produkuje materialne dzieła, które można wziąć do ręki i kupić. W Polsce są w tej dziedzinie zaległości edukacyjne, nie ma poznawczych nawyków, a więc też nie ma potrzeb. Można napisać dużą dysertację na temat: dlaczego jest tak, że Polacy nie czują sztuki - nie chodzą do galerii, nie chodzą do muzeum, ale za to mają dużo do powiedzenia.
A zależność pomiędzy sztuką a tożsamością miasta - istnieje?
Anda Rottenberg: - Dobra sztuka dzisiaj ma charakter uniwersalny. Nie jest robiona z myślą o Kościele Mariackim czy o społeczności gdańska, tylko po to, żeby tę społeczność poruszyć. Tożsamość miasta dzisiaj to jest świadomość jego tysiącletniej historii. Jeśli się ma świadomość historii miejsca i następstw rozmaitych wydarzeń, które w tym mieście zaistniały, to znaczy, że się rozumie tożsamość tego miasta. Oczywiście łącznie z historią najnowszą, czyli jego skłonnością do rebelii.
Aneta Szyłak: - Każda praca, którą kupujemy, jest dla nas ważna. Zawsze mamy jakiś powód, który jest istotny dla integralności tej kolekcji, dla wartości samych prac. Mamy już prace Doroty Nieznalskiej, Zuzanny Janin, Krzysztofa Wróblewskiego. Agaty Nowosielskiej, Bogny Górskiej, Elżbiety Jabłońskiej, Ani i Adama Witkowskich, Julity Wójcik i wielu innych artystów. Wybory są kolegialnie, ale podpisuję się z pełnym przekonaniem pod każdym, którego dokonaliśmy. Niestety czasami musimy zrezygnować z zakupu ze względu na ograniczenia budżetowe, i to są bardzo trudne sytuacje, bo chcielibyśmy mieć w Gdańsku kolekcję wyjątkową. I ku temu będziemy dążyć. Bardzo poważnie traktujemy to zadanie.
Pierwsza wystawa prac NOMUS
Odbyły się już trzy nabory do kolekcji i zanim NOMUS zostanie otwarty na dobre, już za miesiąc będziemy mogli obejrzeć część zakupionych prac.
Zobaczymy na niej wybór wszystkich artystów z pierwszego i drugiego naboru, z czego dwie prace już znajdują się w ekspozycji plenerowej – „SOS” Jerzego Szumczyka eksponowane jest przed Działem Sztuki Dawnej MNG przy ul. Toruńskiej 1, a Nowe Życie w swojej docelowej lokalizacji – na remontowanym obecnie budynku NOMUS przy ul. Jaracza 14. Ten neon można zobaczyć np. z Placu Solidarności, ul. Jaracza czy Nowomiejskiej.
Wystawa pod tytułem „NOMUS. kolekcja w budowie” zostanie otwarta w Zielonej Bramie 1 sierpnia.
- Z powodu wielkości galerii w tym obiekcie, dokonamy pewnej selekcji, czasami kupowaliśmy serie rysunków lub zdjęć jako zestaw – wyjaśnia Szyłak. - Pokażemy ich część, tak aby nie pominąć żadnej artystki i artysty a jednocześnie zmieścić się z wystawą. Druga prezentacja zbiorów odbędzie się w listopadzie 2020 w związku z otwarciem naszej wyremontowanej siedziby w stoczni.
Planuje się, że otwarcie odbędzie się w trakcie konferencji CIMAM – międzynarodowej organizacji działającej pod auspicjami UNESCO, które zrzesza kuratorów i dyrektorów kolekcji sztuki współczesnej na całym świecie.
- To bardzo prestiżowe wydarzenie, które pozwoli umieścić NOMUS w sieci najważniejszych muzeów sztuki współczesnej na świecie - zapewnia Szyłak. - Wydamy z tej okazji katalog pokazujący nasze zakupy z wszystkich czterech naborów. Myślę, że dzięki tym wystawom stanie się zrozumiałe, co kupujemy i dlaczego. Sztuka współczesna to świadectwo naszych czasów. Nie zawsze ją od razu rozumiemy, ale to język wizualny, którego można się nauczyć. I nad tym będziemy pracować.