Roman Daszczyński: Wojewoda pomorski i środowisko lekarskie wnioskowali do ministra zdrowia o utworzenie szpitala tymczasowego dla pacjentów covidowych. Wydawało się, że taka decyzja jest formalnością. Tymczasem minister zdrowia odmówił. Co to oznacza dla personelu medycznego i pacjentów w naszym regionie?
Tadeusz Jędrzejczyk, dyrektor Departamentu Zdrowia w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Pomorskiego: - To oznacza niestety dramatyczną sytuację. Pacjentów będzie nadal przybywało, więc trzeba będzie ich pomieścić w tych szpitalach, które w województwie mamy, a które już są przepełnione. W tej chwili na Pomorzu w szpitalach przebywa co najmniej 1040 pacjentów covidowych. Chodzi o ludzi w poważnym stanie, którzy często mają zajętą dużą część płuc i wymagają bardzo intensywnego leczenia. Tymczasem jesteśmy w szczycie zachorowań, który według prognoz potrwa jeszcze dwa, trzy tygodnie. Już teraz przepełnione są oddziały ratunkowe, przepełnione są oddziały internistyczne. Coraz bardziej dotkliwy staje się brak personelu, zwłaszcza na oddziałach ratunkowych i w izbach przyjęć - gdzie minister, o tym warto przypominać, odmówił płacenia dodatków covidowych, co wywołało napięcia między kadrą medyczną.
Co dokładniej wywołało te napięcia?
- Poczucie niesprawiedliwości. Personel na oddziałach covidowych dostaje te dodatki, a pracownicy izb przyjęć i oddziałów ratunkowych - nie, choć jedni i drudzy pracują na podobnym poziomie ryzyka. To bardzo krzywdzące.
Trzeba będzie w pomorskich szpitalach zabierać łóżka “zwykłym” chorym, żeby ratować pacjentów covidowych?
- To już się dzieje. Jeszcze próbuje się adaptować dla pacjentów covidowych jakieś dyżurki, jakieś pokoje socjalne, żeby były dodatkowe izolowanie miejsca, ale takie rezerwy są już na wyczerpaniu. Zakażonych przybywa błyskawicznie, możemy oczekiwać tylko pogorszenia sytuacji. Bardzo dużo osób trafia na oddziały intensywnej terapii, w związku z czym jest duży brak, jeśli chodzi o lekarzy i pielęgniarki anestezjologiczne. To z kolei oznacza konieczność przesuwania terminów zabiegów u innych pacjentów, nie dotkniętych epidemią. Narastają kolejki. To jeden ze skutków tej sytuacji. Całe oddziały są zamykanie, żeby ratować pacjentów covidowych, oddział chorób wewnętrznych czy oddział rehabilitacji. Jednocześnie personel jest przesuwany z oddziału na oddział.
Szpital tymczasowy znacząco poprawiłby sytuację?
- Obciążenie byłoby dużo mniejsze. Mamy Pomorskie Centrum Chorób zakaźnych, gdzie jest ponad 200 miejsc dla pacjentów covidowych i dość długo ten szpital był wystarczający, w początkowej fazie epidemii. W momencie, gdy został przepełniony, pacjenci zaczęli trafiać do innych podmiotów. Utworzenie szpitala tymczasowego odjęłoby nawet jedną trzecią pacjentów. Ten szpital już raz funkcjonował w AmberExpo, i to funkcjonował bardzo dobrze. Był chwalony i za sprawne zarządzanie, i za dobrą opiekę. Generalnie rekrutował kadrę również spoza bezpośredniego środowiska szpitali, z zewnątrz, i udało się ją na tyle dobrze skompletować, że ona efektywnie działała.
Ministerstwo teraz jakoś uzasadniło tę decyzję o niepowoływaniu szpitala tymczasowego dla Pomorza?
- Nie, żadne uzasadnienie do nas nie dotarło. Mamy tylko informację taką, że wniosek nie został zaakceptowany.
Co lekarze mówią o tym między sobą?
- Jest duże napięcie i zmęczenie. Konieczność ciągłych reorganizacji bardzo utrudnia planową pracę. Bez wątpienia jesteśmy obecnie na bardzo trudnym etapie i przed nami bardzo trudne dwa tygodnie, czy nawet trzy tygodnie, w których epidemia prawdopodobnie osiągnie w regionie swoje apogeum.