Nowe stroje, stare tradycje. Zespół Pieśni i Tańca „Gdańsk” GAK odnawia swój wizerunek
“Minghun” to film o radzeniu sobie z emocjami, gdy ból dotyka współczesnego mężczyzny, Europejczyka, nie mającego oparcia w tradycyjnej religii, dalekiego od konwencjonalnych rytuałów. O tym, jak się z pogodzić się z nagłą stratą bliskiej osoby i wynikającymi z niej pustką, brakiem sensu, samotnością. W czym znaleźć ukojenie?
Jurek (Marcin Dorociński), którego teściem jest Benem (Daxing Zhang), zgadza się w końcu na przeprowadzenie chińskiego rytuału minghun, czyli zaślubin po śmierci.
W czwartek, 28 listopada 2024 r. w Instytucie Kultury Miejskiej odbyła się premiera filmu, na której obecni byli twórcy “Minghuna”, środowisko trójmiejskich ludzi kultury i przedstawiciele władz miasta. Na widowni zasiedli, m.in. członkowie Rady Programowej Gdańskiego Funduszu Filmowego: Agnieszka Owczarczak, przewodnicząca Rady Miasta Gdańska i Paweł Orłowski, przewodniczący Rady oraz Barbara Frydrych, dyrektorka biura prezydenta Gdańska ds. kultury.
Zanim na scenie pojawili się autorzy dzieła: reżyser Jan P. Matuszyński, scenarzysta Grzegorz Łoszewki i aktorzy Marcin Dorociński (Jurek) i Natalia Bui (Masia), zebranych gości powitała Emilia Lodzińska, zastępczyni Prezydenta Miasta Gdańska, która wyjaśniła udział Miasta w produkcji.
- Gdański Fundusz Filmowy powstał dwa lata temu, w 2022 roku, aby wspierać - tłumaczyła Emilia Lodzińska, zastępczyni Prezydenta Miasta Gdańska ds. rozwoju przestrzennego i mieszkalnictwa. - Wspierać filmy, które są produkowane w Gdańsku, ale też lokalnych twórców, lokalne firmy i wartości, które Gdańsk niesie w świat. Gdańsk - miasto wolności, miasto solidarności, ale też można śmiało powiedzieć miasto kultury. Do tej pory GFF wsparł 17 produkcji, na łączną kwotę prawie 3 mln zł. Film, który dzisiaj państwo będziecie mogli obejrzeć, został wsparty w pierwszej edycji funduszu na kwotę 400 tys. zł.
ZOBACZ GALERIE ZDJĘĆ Z WYDARZENIA
“Minghun” - realizatorzy o filmie
W realizację “Minghuna” zaangażowali się wybitnie uzdolnieni polscy twórcy.
Scenariusz napisał Grzegorz Łoszewski, który jest członkiem Polskiej Akademii Filmowej, byłym wykładowcą na Wydziale Reżyserii i Realizacji Telewizyjnej PWSFTviT w Łodzi oraz w Gdyńskiej Szkole Filmowej, twórcą scenariuszy filmowych, teatralnych i telewizyjnych. Współtworzył m.in. scenariusze tak popularnych seriali, jak “Miodowe lata”, “Kasia i Tomek”, filmów “Bez wstydu” czy “Komornik”.
- Ta historia powstała poza Polską - tłumaczył Grzegorz Łoszewski podczas rozmowy po projekcji “Minghuna”. - Pojawił się bardzo znany włoski producent, który powiedział mi po przeczytaniu streszczenia, że bardzo chciałby to zrobić, bo z różnych powodów, mógłby to być jego najważniejszy film.
Ale realizacja napotkała wiele barier. Jedną z nich był covid, który udaremnił rozmowy z zagranicznymi producentami i Łoszewski zwrócił się ku rodzimemu rynkowi, chociaż wcześniej sądził, że tego pomysłu nie da się “przepisać” na polskie realia. Inspiracją do napisania scenariusza była bowiem 10-zdaniowa, dość abstrakcyjna notatka, którą przeczytał w amerykańskiej gazecie.
- Okazało się, że jest to jednak możliwe - mówił Łoszewski. - Ktoś chce zaryzykować pieniądze, bo uważa, że w tym tekście jest coś bardzo ważnego. To jest dla mnie kluczowa rzecz. No, ja bym pewnie nigdy nie zaryzykował pieniędzy na żaden swój film - żartował.
Ryzyka reżyserii podjął się jednak Jan P. Matuszyński, 40-latek, który ma za sobą ogromne sukcesy. “Ostatnia rodzina”, “Żeby nie było śladów”, serial “Król” okazywały się artystycznymi, ale i komercyjnymi hitami. Na spotkaniu nie ukrywał, że konotacje z klimatem filmów Kieślowskiego - “Bez końca”, “Niebieski” - które dostrzegli również widzowie, są mu bliskie. Ale równie mocno podkreślał fascynację twórczością amerykańskiego reżysera Michaela Manna i rolą Roberta de Niro w “Gorączce”.
Główna rola przypadła w udziale Marcinowi Dorocińskiemu, którego wszechstronny talent (PitBull, Róża, Obława, Jack Strong, Niebezpieczne dżentelmeni, Teściowie) dał się poznać również za granicą. Dorociński wziął udział w takich produkcjach, jak “Mission: Impossible” Toma Cruise'a, serialach Netflixa „Wikingowie: Walhalla" czy “Gambit królowej”.
Wszyscy twórcy podkreślali, jak bardzo osobisty mają do tej produkcji stosunek.
- Kiedy zaczęły się zdjęcia, wydarzyło się coś bardzo dramatycznego w moim życiu i pamiętam, niemalże w każdej scenie filmu, o czym wtedy myślałem - wspominał Dorociński. - Wiedziałem o tym tylko Janek i ja, ale odbiór od widzów z poprzednich pokazów uświadomił mi, że to coś dało temu filmowi.
“Minghun” - w poszukiwaniu sensu
Podsumowując inspiracje twórców, połączenie kina akcji z polskim nihilizmem, całość przełamana żartem i podlana duchowością Wschodu - czy to się mogło udać?
Reakcja na pierwszy oficjalny pokaz filmu, który odbył się w Gdyni podczas 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, była dość chłodna. “Minghun” wyjechał z Gdyni bez nagród, mimo że role wykreowane tu są bardzo dobre. Marcin Dorociński, który wciela się w postać mężczyzny przeżywającego stratę czy towarzysząca mu w tym w bólu sąsiadka (w tej roli Ewelina Starejki) - ich twarze zostają w naszej pamięci na długo po wyjściu z kina. Debiutująca w filmie Natalia Bui jako Masia, córka głównego bohatera, tworzy również bardzo przekonującą postać.
Jednak głęboki w założeniu film gubi temperaturę w tych wielogatunkowych założeniach. Reżyser żartował na spotkaniu, że “Minghun” to jego komedia romantyczna, tak jak “Żeby nie było śladów” jest filmem dla nastolatków, a “Ostatnia rodzina” - kinem familijnym. I być może, w tym właśnie leży problem. W ironii, która prywatnie bywa siłą, lecz odciska tropy na ekranie. Broniąc się przed patosem, gdy zbliża się do zbyt intensywnych emocji, być może z lęku przed upadkiem w nietzscheańską otchłań, reżyser umyka w stylistyczny kalambur. Ucieka w estetyzowanie, czasem w absurd.
Chociaż trzeba też przyznać, że ten rodzaj bezradności mężczyzny w starciu z emocjami, budzi wzruszenie. Przynajmniej próbował.
Wartością filmu jest na pewno jego zakończenie - otwarte, zapraszające do rozmowy, dające widzom szansę na domknięcie tej historii własnymi przeżyciami, co natychmiast zarezonowało podczas dyskusji, która rozgorzała po emisji filmu. Wzruszeni widzowie za film dziękowali, i częściej zamiast pytań pojawiały się zwierzenia. Do kina idziemy przecież z własnym bagażem doświadczeń. Jeśli opowieść znajdzie odbicie w znanych nam przeżyciach, taki seans uznamy za istotny. Warto więc pójść do kina i przekonać się samemu, czy "Minghun" to opowieść dla nas i o nas.
Premiera kinowa "Minghun" już w piątek, 29 listopada 2024 r.