• Start
  • Wiadomości
  • Mariusz Czubaj: - Przyznawanie się do czytania kryminałów kiedyś gorszyło. Dziś jest odwrotnie

Mariusz Czubaj: - Przyznawanie się do czytania kryminałów kiedyś wywoływało zgorszenie. Dzisiaj jest odwrotnie

Czy moda na kryminały przeminie, na czym polega fenomen tego gatunku i czy pisanie o morderstwach wymaga większego poczucia humoru niż pisanie fantastyki - o tym mówi nam Mariusz Czubaj, autor kryminałów i antropolog kultury, dwukrotny laureat Nagrody Wielkiego Kalibru za najlepszą polską powieść kryminalną i sensacyjną. Pisarz będzie jednym z gości festiwalu Afera Kryminalna, który odbędzie się m.in. w Gdańsku w dniach 19-21 października.
18.10.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Mariusz Czubaj - polski pisarz, antropolog kultury, literaturoznawca i dziennikarz. Dwie jego książki (21:37 i R.I.P.) okrzyknięto najlepszymi polskimi powieściami kryminalnymi i sensacyjnymi, i przyznano im prestiżową Nagrodę Wielkiego Kalibru. W Gdańsku będzie można się z nim spotkać podczas Afery Kryminalnej 2017

Agata Olszewska: Książka „Krwawa setka. 100 najważniejszych powieści kryminalnych”, którą napisał Pan wspólnie z Wojciechem Bursztą, w tym roku obchodzi jubileusz. Mija równo 10 lat od wydania.

Mariusz Czubaj: - Tak się składa. Napisaliśmy tę książkę w czasach, kiedy przyznawanie się do czytania kryminałów wywoływało pewne zgorszenie towarzyskie. Może mniejsze niż na przełomie wieków, ale było. Natomiast dzisiaj doczekaliśmy takiego momentu, że nawet jeśli ktoś nie czyta kryminałów, to mówi, że je czyta - to wahadło wychyliło się w drugą stronę. Jakoś to chyba przeczuwaliśmy z Wojtkiem, że kryminał stanie się gatunkiem dominującym, najważniejszym w pierwszej ćwierci XXI wieku, jeśli chodzi o literaturę popularną, i że - co jest godne podkreślenia - ta dominacja kryminału będzie przebiegała zarówno w perspektywie globalnej, jak i lokalnej. Jeśli popatrzymy na to, co w ciągu tych 10. lat stało się z polskim kryminałem, to widzimy, że przeszedł on wręcz rewolucję. Cieszymy się bardzo, że nasze intuicje, które wyrastały z czysto fanowskiej, w gruncie rzeczy, miłości do kryminału, znajdują swoje potwierdzenie.

Skąd pomysł, żeby napisać taką książkę?

- Obaj spotykaliśmy się na uczelni, na której pracujemy razem zresztą do dziś. Profesor Burszta dojeżdżał z Poznania na zajęcia do Warszawy, po drodze czytał kryminały. Natomiast ja, z racji moich dziennikarskich zainteresowań, zajmowałem się również literaturą popularną, w tym szczególnie kryminałem. W związku z tym, gdy spotykaliśmy się, mieliśmy w zasadzie trzy główne tematy rozmów: muzykę rockową, piłkę nożną i kryminały. Pewnego razu powiedzieliśmy sobie: może napiszemy książkę o kryminałach? I napisaliśmy. Cała zabawa polegała na tym, żeby wybrać takie powieści, które z jednej strony nas jakoś interesują i coś ciekawego możemy o nich powiedzieć - nie tyle z literaturoznawczego punktu widzenia, co z kulturoznawczego, antropologicznego czy socjologicznego. Z drugiej strony chodziło o to, żeby stworzyć pewną panoramę, opowiedzieć historię gatunku poprzez tych 100 powieści. Mogę powiedzieć, że mieliśmy po 10. latach pomysł, żeby napisać nową wersję „Krwawej setki”, a może nawet „Krwawą dwusetkę”. Ale uznaliśmy, że to zadanie będzie nas przerastało i daliśmy sobie spokój. Między innymi ze względu na dynamikę rozwoju tego gatunku literatury.

O tym, jak karkołomne to zadanie, może świadczyć fakt, że przed panami nikt w Polsce nie zajął się tak szeroko tematem literatury kryminalnej. Później, zdaje się, też nie?

- Były oczywiście próby pisania o kryminałach. Wspomnieć należy Stanisława Barańczaka i jego opracowania dotyczące polskiej powieści milicyjnej oraz znakomitą książkę z niesłychanie trafnymi recenzjami tejże powieści milicyjnej, pod nieprzypadkowym tytułem „Książki najgorsze i parę innych ekscesów krytycznoliterackich”. Przy czym ta pozycja i kilka innych podobnych raczej traktowały kryminał jako narzędzie służące celom ideologicznym, mówiąc krótko. My chcieliśmy spojrzeć na to od zupełnie innej strony. Może nie jest przypadkiem, że zabrało się za to dwóch facetów, którzy jakkolwiek mają swoje związki z filologią polską, to jednak nie czują się filologami, tylko kulturoznawcami czy antropologami kultury. Później powstało trochę opracowań poświęconych powieści kryminalnej, ale rzeczywiście można to policzyć na palcach dwóch rąk. To jest pewien paradoks, że ta refleksja naukowa nie konsumuje popularności literatury kryminalnej, w jakiś sposób za nią nie nadąża. Ale tym samym pole pozostaje otwarte. Możemy się odgrażać, że jeszcze kiedyś my wrócimy i się tym zajmiemy.

Gdyby tak się stało, to jakie nazwiska dodałby Pan do tej kultowej „setki”? Trafiliby tam polscy autorzy?

- Gdy wydawaliśmy tę książkę, polski kryminał znajdował się w powijakach. Polskich tytułów ukazywało się wówczas kilkanaście rocznie. W ubiegłym roku ukazało się ich prawie 200. To pokazuje jaka jest skala rozwoju tej literatury. Na pewno poświęcilibyśmy teraz osobny blok polskiemu kryminałowi i byłby tam nie tylko Joe Alex, czyli Maciej Słomczyński, i Marek Krajewski - tak jak to jest w „Krwawej setce” - ale tych nazwisk byłoby zdecydowanie więcej. Tak naprawdę należałoby im poświęcić cały sążnisty rozdział. Z pewnością trochę inaczej spojrzelibyśmy też na skandynawskie kryminały. Gdy pisaliśmy tę książkę, byliśmy w przedsionku zamiłowania do skandynawskiego kryminału. Jakkolwiek wiedzieliśmy o istnieniu, sukcesie i fenomenie Stiega Larssona i jego „Millenium” właściwie świadomie nie pisaliśmy o tym, ponieważ ta książka do dzisiaj nam się nie bardzo podoba. Niewątpliwie, dzisiaj należałoby o tym kamieniu milowym dla literatury kryminalnej i zainteresowania kryminałem na świecie napisać. Przy okazji może warto powiedzieć, że ta skandynawska literatury kryminalna nieco straciła ze swojego blasku i uroku. Wbrew temu, co pisze się na okładkach książek, nie każda autorka jest kolejną „królową skandynawskiego kryminału”, a autor „królem”. Jest tam również sporo słabych tytułów. Z pewnością rozszerzylibyśmy też ten krąg o literaturę hiszpańskojęzyczną, która jest bardzo ciekawa, ale niestety ciągle nietłumaczona na język polski. A my przyjęliśmy taką zasadę w „Krwawej setce”, że piszemy o książkach, które zostały wydane w Polsce, tak, żeby czytelnik mógł się do nich odwołać. Rynek w Polsce jest dosyć konserwatywny. Tymczasem np. Meksykanie mają znakomitych autorów powieści kryminalnych - jak ojciec założyciel neokryminału Paco Ignacio Taibo II, ale też znakomity autor Martín Solares. Znalazłoby się sporo takiej literatury, poprzez którą można pokazać jej globalny zasięg i siłę rażenia.

Ten wspomniany przez Pana konserwatyzm rynku wydawniczego w Polsce pomógł rozwinąć się rodzimej literaturze? Polski kryminał musiał się rozwinąć, bo brakowało zagranicznej literatury tego gatunku, nie licząc skandynawskich tytułów?

- Myślę, że przyczyn, dla których polski kryminał się rozwija jest kilka. Jeśli popatrzymy na powieści Marka Krajewskiego, Marcina Wrońskiego, Ryszarda Ćwirleja, Katarzyny Bondy, Zygmunta Miłoszewskiego itd., widzimy bardzo wyraźnie, że są to kryminały - niezależnie od tego czy są retro czy współczesne - które są powieściami realistycznymi. Bardzo mocno odwołują się do najdoskonalszego wzorca powieściowego: XIX-wiecznej powieści realistycznej. Stały się przedłużeniem tej wielkiej tradycji powieściowej, w której, mówiąc krótko, otrzymujemy jakiś obraz społeczeństwa. Myślę, że to tkwi u podstaw popularności tej literatury i pisania jej. Z drugiej strony, ona zaspokaja głód opowieści, narracji i fabuły, a więc czegoś, od czego polska literatura często stroni, bawiąc się samą sobą, językiem, wiwisekcją psychologiczną, monologami wewnętrznymi, plątaniną czasów, z której bardzo często nie wiadomo co ma wynikać. Kryminał to opowieść o bohaterze, który zmierza z punktu A do punktu B i coś mu się przydarza. Tak, jak w klasycznej, europejskiej powieści.

A co Pana pociąga w kryminałach? Zarówno, jeśli chodzi o pisanie, jak i czytanie.

- Jeśli chodzi o czytanie, muszę z ubolewaniem stwierdzić, że coraz mniej czytam powieści kryminalnych. Mam swoich faworytów, teraz np. czytam nową powieść Iana Rankina, znakomitego szkockiego autora kryminałów. Czytam też bardzo dobrą powieść Benjamina Blacka, pt. „Czarnooka blondynka” - która jest hołdem złożonym Raymondowi Chandlerowi, gdyż jej bohaterem jest Philip Marlow, rzecz dzieje się w latach 50. w Kaliforni, a więc tak, jakbyśmy otworzyli kapsułę czasu i nagle wrócili do czarnego kryminału spod znaku Chandlera. Natomiast, co mnie pociąga w pisaniu kryminałów… Zastanawiałem się kiedyś, czy potrafiłbym napisać coś w innym gatunku. Może tak, ale chyba jednak kryminał ma w sobie coś takiego, że jest mi najbliższy. Może to ta konstrukcja bohatera, samotnika, outsidera zaspokaja moje chłopięce marzenia o super bohaterze w niespecjalnie super czasach.

No właśnie, a nie dałoby się napisać takiego kryminału, w którym ten główny bohater dla odmiany nie byłby samotnikiem z nałogami i demonami z przeszłości…

- Ależ da się. Ale dla mnie to nudne, to po pierwsze. Po drugie, samotnik może skoncentrować się na śledztwie, a to strasznie ułatwia zadanie. Nie musi np. gotować makaronu. Poza tym to jest pewien hołd złożony tradycji czarnego kryminału - nie ukrywam, że ta tradycja jest mi najbliższa, w niej czuję się wygodnie, w niej czuję się dobrze. Ostatecznie nikt nie zmusza Beaty Kozidrak, żeby grała heavy metal. Ale rzeczywiście, ciągnie mnie coraz bardziej do innej literatury. Mam nadzieję, że za jakiś czas jakąś niespodziankę przygotuję. Wprzódy jednak napiszę kryminał - będzie to piąta książka z Rudolfem Heinzem, zatytułowana „Dziewczynka z zapalniczką”, ukaże się wiosną 2018 roku.

A czy pisanie kryminałów w ogóle jest przyjemne? Szczegółowe wymyślanie i opisywanie tych wszystkich morderstw, porwań, tortur, ogólnie pojętego zła - czy to nie jest męczące?

- Wbrew pozorom autorzy powieści kryminalnych są niesłychanie wesołymi ludźmi, pogodnymi, obdarzonymi poczuciem humoru - myślę, że nawet lepszym i ciekawszym niż autorzy powieści fantasy na przykład, którzy według mnie są ponurakami. Śpimy spokojnie po nocach. Różnica między światem fabularnym a zewnętrznym jest przez nas dostrzegana. Mówię w liczbie mnogiej, bo patrzę po koleżankach i kolegach z branży. W takich literackich brudach robimy - ale ktoś musi w kanałach robić (śmiech).

Moda na kryminały będzie długo trwać?

- Zgadzam się z głosami, które mówią, że nie doszliśmy jeszcze do punktu szczytowego, ale jesteśmy bardzo blisko. Mam wrażenie trochę przegrzewania się tej koniunktury kryminalnej, tzn. tej literatury zwyczajnie powstaje za dużo. Trudno mieć o to do kogokolwiek pretensje. To na pewno jeszcze chwilę potrwa, ale myślę, że krótszą niż dłuższą, wbrew pozorom.


Spotkanie z Mariuszem Czubajem i Wojciechem Bursztą, zatytułowane „Krwawa setka po latach”, odbędzie się w ramach festiwalu Afera Kryminalna 2017, odbywającego się na Pomorzu (Gdańsk, Gdynia, Gościcino, Łęczyce, Rumia, Sopot i Wejherowo) w dniach 19-21 października. O książce, ale i o samym gatunku, a także o jego pisaniu, autorzy opowiedzą w piątek, 20 października, w Filii nr 9 Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku przy ul. Jagiellońskiej 8. Początek o godz. 18.30. Wstęp wolny.

Wśród gości festiwalu będą także: Krzysztof Beśka, Wojciech Chmielarz, Jan Gołębiowski, Marta Guzowska, Joanna Jodełka, Jolanta Knitter-Zakrzewska, Marek Krajewski , Michał Larek, Magda Omilianowicz, Robert Ostaszewski, Agnieszka Pruska, Adam Regiewicz, Marta Reich, Tomasz Sekielski, Alfred Siatecki, Jakub Szamałek, Adam Ubertowski, Mariola Zaczyńska, Izabela Żukowska, Jakub Żulczyk oraz policjanci z Kryminalnej Piły.

Wydarzenie organizowane jest przez Wojewódzką i Miejską Bibliotekę Publiczną w Gdańsku oraz gdańskie wydawnictwo Oficynka. Pierwsza edycja festiwalu miała miejsce w 2011 roku. Więcej o tegorocznej Aferze Kryminalnej: TUTAJ.



TV

Mikołaj przypłynął do Gdańska i rozświetlił choinkę na Długim Targu