Rosyjski dron wojskowy nadleciał nad pozycje ukraińskich obrońców, a następnie rozpylił jakąś substancję. Miało do tego dojść w poniedziałek, 11 kwietnia, około godz. 21 polskiego czasu. Tak wynika z wpisu dokonanego w mediach społecznościowych, na koncie Pułku Azov.
Treść wpisu:
“OSTRZEŻENIE!!!
Około godziny temu rosyjskie siły okupacyjne użyły w mieście Mariupol trującej substancji nieznanego pochodzenia przeciwko ukraińskim wojskowym i cywilom, która została zrzucona z wrogiego bezzałogowego statku powietrznego. Ofiary mają niewydolność oddechową”.
Amerykański wywiad i NATO od tygodni ostrzegały, że Rosjanie przygotowują się do użycia broni chemicznej w wojnie przeciwko Ukrainie. Tego typu broń jest zakazana, jeśli ją rzeczywiście zastosowano, jest to kolejny zbrodniczy krok Kremla. Dowody będzie bardzo trudno zebrać, Mariupol od półtora miesiąca jest przez Rosjan całkowicie odcięty od świata, znajduje się na terenach, które są całkowicie kontrolowane przez Rosję. Nie ma wątpliwości, że celem okupanta jest jak najszybsze ogłoszenie “sukcesu”. 9 maja Rosja będzie miała Dzień Zwycięstwa - największe święto, z defiladą wojskową na Placu Czerwonym w Moskwie. Putin potrzebuje potwierdzenia, że jego wojska konsekwentnie realizują plan obrony rosyjskich interesów narodowych.
Już pod koniec ubiegłego tygodnia w światowych mediach pojawiły się informacje, że Mariupol zdobyty został przez Rosjan w 75 procentach. Od początku inwazji mieszkańcy miasta znaleźli się w tragicznym położeniu. Prowadzona była przeciwko nim wojna na wyniszczenie. Rosyjskie wojska ciągłym ostrzałem najpierw zniszczyły obiekty infrastruktury, tak żeby ludność cywilna nie miała dostępu do wody, elektryczności, ogrzewania, gazu, internetu, telefonii komórkowej. W końcu zabrakło też jedzenia, lekarstw.
Rosjanie przystąpili do planowego niszczenia dzielnic mieszkaniowych wskutek ostrzału artylerii, wojsk rakietowych i bombardowań, dokonywanych przez całkowicie bezkarne lotnictwo.
„Mariupol jak Gdańsk w 1945 roku”. Przejmujące przemówienie mera Mariupola i apel o pomoc
Już w połowie marca organizacje międzynarodowe alarmowały o stanie katastrofy humanitarnej. Jednak Rosjanie nie pozwalali na wjazd do miasta konwojów z pomocą, nawet pod flagą Czerwonego Krzyża. Nie pozwalali także na ewakuację mieszkańców. Były sytuacje, gdy zgadzali się, by następnie ostrzelać jadące już kolumny samochodów z uchodźcami. Części mieszkańców jednak udało się w ten sposób wyjechać, nie bardzo wiadomo na jakiej zasadzie - być może za cenę okupu, bowiem uchodźcy pozbawieni byli przez wojskowych kosztowności.
Generalnie Rosjanie od początku nastawieni byli na wyniszczenie ludności broniącego się Mariupola. Gdy dowiedzieli się, że ludzie ze zburzonych domów chronią się w podziemiach Teatru Dramatycznego - zrzucili tam bombę. Nie przeszkadzał im napis DZIECI dwukrotnie namalowany wielkimi białymi literami przed gmachem. Zginęło około 300 ze znajdujących się tam 1000 osób. Innym aktem bestialstwa było ostrzelanie szpitala z kliniką położniczą. Zniszczyli też szkołę, w której zgromadzeni byli mieszkańcy szukający schronienia - w budynku i hali basenu.
Pod gruzami Mariupola znajdują się tysiące, zapewne dziesiątki tysięcy, zabitych mieszkańców. Przed rozpoczęciem wojny było to dobrze prosperujące półmilionowe miasto. Szacuje się, że w pierwszych dniach rosyjskiej agresji zdążyło z niego wyjechać około 160 tysięcy osób. Jakaś część zdołała wydostać się w trakcie oblężenia. Reszta - nawet 300 tysięcy - przez kolejne dni znajdowała się w okrążeniu. Od niedawna wiadomo, że tych, którzy nie zginęli, agresorzy wywożą do Rosji; odbierają im telefony komórkowe, paszporty i prawdopodobnie zamykają w tzw. obozach filtracyjnych, których zadaniem jest wychwycenie osób, które były zaangażowane w obronę miasta.
Skwer Bohaterskiego Mariupola. Szefowie klubów radnych doszli do porozumienia, gdzie to będzie
Gdy pod koniec marca prezydent Wołodymyr Zełenski pozwolił ukraińskim żołnierzom poddać Mariupol i opuścić miasto, w odpowiedzi usłyszał, że będą się bronić do końca.
Jak to możliwe, że po prawie 50 dniach walki Ukraińcy nie zostali zmiażdżeni przez Rosjan i wciąż stawiają opór? Odpowiedzią jest teren wielkiego kombinatu metalurgicznego Azovstal, który obrońcy zamienili w twierdzę. To największy tego typu zakład w Europie. Fabryka z przyległościami znajduje się nad Morzem Azowskim. Zabudowania obrócone zostały przez rosyjski ostrzał w gruzy, ale stały się jednocześnie znakomitą kryjówką dla obrońców. Pozycje są bardzo trudne do zdobycia. Bombardowania też nie przynoszą oczekiwanego przez Rosjan skutku, ponieważ fabryka ma rozbudowane podziemne korytarze.
Luba i Marina przeżyły 20 dni w bombardowanym Mariupolu: - Tylko w Bogu była nadzieja
Opór Rosjanom stawiają głównie żołnierze dwóch jednostek: Pułku Azov i 36. Brygady Piechoty Morskiej. Jest ich w sumie kilka tysięcy. Obrońcy są jednak w tragicznej sytuacji. Kończy im się amunicja, brakuje uzbrojenia. W mediach społecznościowych ukazały się ostatnio wypowiedzi dowódców, z których wynika, że mają poczucie całkowitego braku pomocy i opuszczenia przez władze Ukrainy. Szczere i pełne bólu wyznania żołnierzy, którzy mimo bezgranicznego heroizmu mają świadomość zbliżającej się klęski. Czeka ich śmierć w walce lub niewola i wystawienie na bestialstwo wroga.
Prawda jest taka, że wojska ukraińskie nie są w stanie przyjść Mariupolowi z odsieczą - miasto jest położone zbyt daleko na wschód. Podejmowane przez Kijów próby dyplomatyczne, w które zaangażowano m.in. Turcję, nie powiodły się. Rosjanie nie chcą tak naprawdę negocjować. Mariupol ma dla nich zbyt duże znaczenie strategiczne, leży na szlaku między terytorium Rosji, a Krymem zajętym na rozkaz Putina w 2014 roku.
Druga rzecz to zła wola najeźdźców, którzy chcą najwyraźniej ukarać Mariupol dla przykładu. Miasto już raz, podczas agresji w 2014 roku, zostało zdobyte przez Rosjan, ale następnie odzyskanie przez wojska ukraińskie. Teraz Kreml chce wysłać całej broniącej się Ukrainie krwawy komunikat, że litości nie będzie. Rozpylenie broni chemicznej nad pozycjami obrońców Mariupola nie pozostawia złudzeń.