Podczas konferencji prasowej na gdańskim stadionie młody mężczyzna łapie się za serce, za chwilę pada na podłogę. Chyba stracił przytomność? Dziennikarze i goście przyglądają mu się z zaskoczeniem. Podbiega do niego ratownik medyczny, sprawdza, czy jest przytomny, potem krzyczy do zgromadzonego tłumku: - Jak ma pan na imię? Marek? Dzwoń na pogotowie! A pani? Sylwia, biegnij po defibrylator, wisi tam na ścianie!
Nie stój, nie rób zdjęć. Pomóż nieprzytomnemu!
Ta sytuacja była zaaranżowana. Podczas spotkania na Stadionie Energa Gdańsk FundacjaV4Sport, należąca do UPS, przekazała miastu dwa defibrylatory. Scenka dokładnie odpowiadała temu, co często dzieje się w rzeczywistości.
- Ludzie stoją, przyglądają się, robią zdjęcia, filmy. Nie pomagają - mówi Grzegorz Dokurno, ratownik medyczny i strażak, właściciel Fundacji Max Harter. - Boją się, nie umieją... Trzeba wiedzieć, że jak człowiek jest nieprzytomny, już mu więcej nie możemy zaszkodzić. Każdy jest w stanie udzielić prostej pomocy przedmedycznej defibrylatorem, zanim przyjedzie pogotowie.
Trzeba znać cztery proste kroki:
- Zadbać o własne bezpieczeństwo, np. biegnąc do poszkodowanej osoby przez ulicę, uważamy, żeby nie wpaść pod samochód.
- Sprawdzić, czy osoba jest przytomna: „Halo, słyszy mnie pan?”.
- Prosimy osoby z tłumu lub przechodzące o telefon na pogotowie. Nie anonimowo: „Panie Marku, pani w płaszczu” itp.
- Przynosimy defibrylator i działamy. Jak? Słuchając poleceń defibrylatora.
Na Stadionie Energa Gdańsk defibrylator zostanie zamontowany w okolicach Fun Areny, w miejscu, które każdego roku odwiedza kilkadziesiąt tysięcy osób.
- Bezpieczeństwo odwiedzających nas gości jest dla nas priorytetem - mówi Tomasz Kowalski, prezes zarządu Arena Gdańsk Operator, zarządca Stadionu Energa Gdańsk. - Stacjonarny defibrylator to kolejny krok do realizacji tego celu.
Nie bój się, defibrylator powie, co robić
Każdego roku 700 tys. ludzi umiera w Europie z powodu zatrzymania krążenia. Nawet 85 proc. tych przypadków dałoby się uniknąć, udzielając natychmiast pierwszej pomocy.
- Trzy-cztery minuty mają świadkowie wydarzenia na podjęcie akcji - tłumaczy Karol Piekutowski z Fundacji Max Harter. - Po tym czasie może dojść do nieodwracalnych zmian w mózgu. Aż 85 proc. przypadków podjęcia reanimacji z użyciem defibrylatora kończy się przywróceniem akcji serca, zanim przyjedzie pogotowie.
Defibrylator wyjmuje się z obudowy zawieszonej na ścianie, wystarczy przekręcić ją zgodnie z kierunkiem strzałek. Jest na tyle prosty w obsłudze, by mogły go użyć osoby bez przeszkolenia medycznego. Korzystanie z urządzenia jest bezpieczne i dla ratownika, i dla poszkodowanego, bo urządzenie jest... inteligentne.
Defibrylator automatyczny analizuje pracę serca w ciągu kilku sekund, dokonuje analizy EKG i jeżeli serce pracuje w trybie chaotycznym, rekomenduje wyładowanie elektryczne i prowadzi terapię. Osoby, wobec których zastosowano defibrylację, często jeszcze przed przyjazdem karetki odzyskują przytomność.
Dowiedz się, gdzie w Gdańsku są defibrylatory
- Teraz jest dobry moment, żeby zrobić rachunek sumienia - mówi Andrzej Bojanowski zastępca prezydenta Gdańska. - Ustalić, jakie jest rzeczywiste zapotrzebowanie miasta na te urządzenia, sporządzić mapę potrzeb i stopniowo umieszczać je w miejscach publicznych. Pokazać, jak wyglądają, nauczyć gdańszczan ich używać.
W Gdańsku istnieje już kilka miejsc „bezpiecznego serca”, m.in. w Europejskim Centrum Solidarności, na Politechnice Gdańskiej, w Dworze Artusa, w oddziałach gdańskiego magistratu, na dworcach, na basenie na Chełmie, a w sezonie na plażach. Właśnie dołączyły do nich Stadion Energa Gdańsk i Ergo Arena.