• Start
  • Wiadomości
  • Malarz, artysta interdycyplinarny i reżyser Filip Ignatowicz: “Fascynuje mnie świat" ROZMOWA

Malarz, artysta interdycyplinarny i reżyser Filip Ignatowicz: “Fascynuje mnie świat" ROZMOWA

Pełen artystycznego temperamentu twórca i wykładowca gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, Filip Ignatowicz otrzymał Nagrodę Miasta Gdańska dla Młodych Twórców w Dziedzinie Kultury za film “NOWY BRONX” - opowieść o dorastaniu w Nowym Porcie. Czym jeszcze nas zaskoczy człowiek z twórczym ADHD?
14.12.2020
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Filip Ignatowicz,
Filip Ignatowicz: - Malarstwo czy ogólnie sztuki wizualne, film i gotowanie są w jakiś sposób dla mnie równie ważne, bo z żadnego z nich nie potrafiłbym zrezygnować
fot. Andrzej Świetlik


Rozmowy z pozostałymi laureatami 21. Nagrody Miasta Gdańska dla Młodych Twórców w Dziedzinie Kultury


Anna Umięcka: W projektach chętnie łączy pan sacrum z profanum - sztukę wysoką z popkulturą. Skąd takie podejście?
 

Filip Ignatowicz*: - Urodziłem się w 1990 roku i jestem równolatkiem wolności i globalnej, konsumpcyjnej popkultury w Polsce. Nie boję się popu, to dla mnie naturalny język. Fascynuje mnie świat. Nie jestem defetystą. Należę do ludzi, którzy nie godzą się tylko na retorykę hejtu czy krytykanctwo, narzędzia krytyczne to inna sprawa. Nie lubię dostawać gotowych tez, staram się też ich nie stawiać innym. Sztuka jest obszarem komunikacji, rozmowy, dialogu. Sztuka odpowiedzialnie tworzona ma za zadanie podnosić różne tematy, a nie stawiać artystę w protekcjonalnej roli. Kogoś, kto ma gotowe rozwiązania i czuje się lepszy od innych, bo tylko on wie, jak powinien wyglądać świat. Bywają takie postaci w sztuce, i nie tylko, totalne i fanatyczne. Należę do ludzi, którzy zawsze chcą się spotkać w pół drogi i rozmawiać. Czerpię ogromną satysfakcję z życia w epoce polifonii znaczeń i braku pojedynczego kulturowego paradygmatu. Nie ma jednego „izmu” lepszego od innych. Jednocześnie wierzę, że sztuka i kultura, niezależnie od stylu, może być realnym narzędziem zmiany społecznej- może oswajać, inspirować, popularyzować. Artywizm, czyli połączenie sztuki i aktywizmu to piękny koncept. 

 

Kinga Jarocka, kuratorka z CSW Łaźnia, mówi o panu: “niebywale intensywny”...

- Przyznaję się! Mogę potwierdzić, że mam totalne ADHD twórcze, choć nie wynika to z żadnej posiadanej przeze mnie dokumentacji medycznej. [śmiech] Procent projektów wymyślonych, do tych, które zrealizowałem jest niestety nadal niewspółmierny. A zrealizowałem już sporo, o czym świadczą statystyki, liczby konkursów i wystaw. Ale mam w sobie rodzaj takiej gonitwy, która stale pcha mnie do realizacji kolejnych założeń i konceptów twórczych. Rzadko mówię sobie koniec, starczy. Rzadko też satysfakcja jest pretekstem do odpoczynku, mnie raczej motywuje do dalszej pracy. Jednocześnie nie lubię też czuć się zbyt zadowolony, szukam wyzwań, stale opuszczam tzw. comfort-zone i staram się rozwijać. Mogę śmiało i szczerze powiedzieć, że oddycham tym co robię, praktycznie wszystkie inne sfery życia są podporządkowane pracy twórczej, ona już bardzo długo jest podstawowym priorytetem i nie sądzę by to się szybko zmieniło. 


Filip Ignatowicz,
Filip Ignatowicz: - W pracowni artystycznej, malarskiej człowiek jest demiurgiem.  A sytuacja na planie filmowym to absolutnie co innego, adekwatnym jest porównanie do operacji na otwartym sercu!
fot. Aleksandra Ciapka


Nagrodę Miasta Gdańska dla Młodego Twórcy w Dziedzinie Kultury otrzymał pan za krótkometrażowy film “NOWY BRONX” - zakwalifikowany do udziału w 50 festiwalach, wrócił z ośmioma nagrodami.

- Z tych wszystkich projekcji na świecie najbardziej wyróżniam kilka. Na pewno przełomowym momentem było załapanie się na festiwal Młodzi i Film w Koszalinie - co jest mega ważne dla debiutantów - wtedy też w GSFie zgodzili się na profesjonalną postprodukcję obrazu, koloru i dźwięku. Potem wielki szok - akredytowany przez amerykańską akademię filmową festiwal IN THE PALACE w Balchik w Bułgarii. Ta akredytacja znaczy tyle, że jest to tak zwany Oscar Qualifying Festival, czyli zwycięzca w dużym skrócie ma prawo ubiegać się do znalezienia na ewentualnej short-liście i choć nie wygrałem, to nadal jest to dla mnie wielkie wyróżnienie. Był jeszcze 45th Film Fest Gent - Flanders International Film Festival 2018 w Belgii, jeden z ważniejszych europejskich festiwali filmowych skupiający się na relacji muzyki i obrazu filmowego. Zawsze będę pamiętał, że na nim były pokazywane tylko trzy polskie filmy - poza NOWYM BRONXEM - była to "Twarz" Szumowskiej i "Zimna Wojna" Pawlikowskiego. I choć oni prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy z mojej projekcji tam, ja bardzo doceniałem ten zestaw autorów i reprezentację. Pozytywny odbiór filmu w Gdańsku i Nagroda Publiczności na GdanskDocFilmFestival to kolejny etap. Nasi wykładowcy zawsze podkreślali ogromne znaczenie takich właśnie nagród, bo filmy przecież robi się dla widza! Potem dużo pokazów w Stanach, w szczególności w Nowym Jorku, w niedalekiej odległości od tytułowego dla filmu Bronxu. To było niesamowite przeżycie, być tam na międzynarodowej premierze dzięki wsparciu miasta! Ostatnio przez covid i epidemię niestety przepadło marzenie o uczestniczeniu w projekcji własnego filmu w samym sercu Hollywood, ale co zrobić... Wisienką na torcie był festiwal w Vico Equense we Włoszech, gdzie NOWY BRONX zdobył Grand Prix pokazu. Poza moim szokiem i honorami oznaczało to też całą noc open baru z winem, i co ważniejsze - z pizzą [śmiech], a przypominam, że to okolice Neapolu [śmiech], więc jakość pizzy jest tam wyjątkowa. Pośród tych dużych festiwali zdarzały się też mniejsze i klimaciarskie, niemasowe, a dla miłośników kina, na które jak tylko miałem możliwość to starałem się jeździć, bo zapewniały niebywale bezpośredni kontakt z widzami. Cały ten tak zwany obieg festiwalowy był niespodziewany. Gdyńska Szkoła Filmowa na mój film niekoniecznie “stawiała”. I choć obdarzyli mnie całym wsparciem produkcyjnym, a wcześniej dydaktycznym, to strategii festiwalowej musiałem się nauczyć w praniu. Moi promotorzy, główni opiekunowie artystyczni tego projektu: prof. Robert Gliński i Leszek Starzyński byli przekonani, że trzeba próbować do końca... to było ogromną motywacją do pracy, wielokrotnego przemontowywania, zawracania im głów i sprawdzania wszystkich możliwych wariantów. Nawet tych, których nie przewidywał napisany przeze mnie scenariusz.


Czyli w byciu artystą równie ważne są talent i determinacja? Trzeba być trochę bezczelnym?

- Mam nadzieję, że rzadko jestem bezczelny, generalnie wydaje mi się, że za bardzo lubię ludzi. Czasami nawet zdarza mi się żałować, że bezczelny nie byłem w kilku momentach, które sobie przewijam w głowie. Na pewno bywam uparty, może nawet zbyt często. Na szczęście nie w sensie zamykania się w poglądach na świat, ale jeśli jestem pewien w sztuce jakiegoś projektu, konkretnego efektu, to chcę się tym podzielić ze światem. Często mówię to studentom, którzy na zajęciach pokazują mi swoje prace i wypowiedź zaczynają od: ”to mi nie wyszło”, “tu źle”, “jestem niezadowolony”... Tłumaczę im: “jeśli nie jesteście pewni swego, nie znajdziecie nikogo, kto za was uwierzy w waszą pracę.” Sztuka musi zarażać. Oczywiście trzeba być autoświadomym, autokrytycznym, ale jednocześnie w branży kreatywnej potrzebna jest demoniczna pewność siebie. Wydaje mi się, że bez tego nie da rady.

W przypadku NOWEGO BRONXU czułem, że jest jakaś szansa, nadzieja i postawiłem wszystko na jedną kartę. Problemem były tylko środki finansowe. Nie jest tajemnicą, że GSF, tu cytuję, to „klasztor i koszary” (potwierdzają to wszystkie wypowiedzi absolwentów, które ostatnio zostały skompilowane w film z okazji 10-lecia szkoły). W praktyce oznacza to 10 godzin zajęć dziennie, przez siedem dni w tygodniu. Po ukończeniu gdyńskiej filmówki wszystkie moje oszczędności i stypendia dosłownie wyparowały. W związku z czym film przeleżał kilka miesięcy i dopiero po otrzymaniu angażu na ASP, mojej wymarzonej pracy, o którą intensywnie walczyłem, przeznaczyłem na zgłoszenia festiwalowe kilka pierwszych wypłat. Ostatecznie opłacało się, choć było to ryzykowne. Czułem, że jestem to winny tym wszystkim osobom, z którymi współpracowałem. Natrafiłem na fantastycznych ludzi, oni mi zawierzyli, zaufali, więc chciałem zrobić wszystko, żeby film trafił do widzów.   

W pracowni artystycznej, malarskiej człowiek jest demiurgiem. Wszystko, co mi się przydarzy podczas malowania, zależy od mnie. Nawet jeśli coś stanie się przypadkiem, to mogę to zaakceptować albo zamalować. Czyli ostateczna decyzja jest autorska i zazwyczaj może być bardzo długo rozciągana w czasie. A sytuacja na planie filmowym to absolutnie co innego, adekwatnym jest porównanie do operacji na otwartym sercu! Może stawka jest mniejsza, ale to zdecydowanie działanie na żywym organizmie.

 

Absolwent malarstwa, potem reżyserii to jak droga Wajdy. Myślał pan już o długim metrażu?

- Nie przesadzajmy z tak dużymi nazwiskami [śmiech]. A co do pracy, to w tej chwili kończę w ramach stypendium marszałkowskiego film dokumentalny. Jest to około 30-minutowy portret wideo, poświęcony jednemu z nestorów Wydziału Malarstwa, więcej jak dobrze pójdzie, może będzie okazja, żeby zapoznać się z tym filmem w trakcie jakiejś projekcji.

Pracuję równolegle nad scenariuszem do pełnego metrażu dokumentalnego, mam tak zwany treatment, czyli krótki tekst opisujący przebieg narracyjny i założenia. To pomysł, który pojawił się niespodziewanie, a bardzo mnie frapuje. Taki film, który można realizować pewnie przez kilka lat. Mam też dwa koncepty na fabułę, oba to raczej krótki metraż, ale to akurat bardzo wstępny etap pracy. 

Piszę powoli, bo scenariusz filmu fabularnego jest dla mnie najtrudniejszym zadaniem. Nie sądzę, że mam problem z “piórem”, bo napisanie eseju, autoreferencji czy recenzji na temat sztuki cudzej lub własnej, przychodzi mi z łatwością. Jestem chyba rekordzistą, jeśli chodzi o długość pracy magisterskiej, a także części opisowej doktoratu na Wydziale Malarstwa, ale opowiadanie fabularne to zupełnie co innego.

W scenariuszu fabularnym trzeba umieć zasymulować w sobie prawdziwe osoby, z krwi i kości, nie tyle myśleć o postaciach, ale myśleć tymi postaciami - ich celami, aspiracjami, tym co mają do załatwienia w świecie. To niezwykle trudna sztuka, wobec której mam dużo pokory, a może lepszym słowem niż pokora jest trauma [śmiech]. 

 

Czy poruszają podobne tematy, jak “NOWY BRONX”?

- Raczej nie, ale… z “NOWYM BRONXEM” łączy się zabawna historia. Kiedy rozpoczynałem nad nim pracę miałem pomysł, że zrobię absolutnie ciepły film, delikatny, subtelny, który będzie ludziom poprawiał humor. Bo w sztukach pięknych, które uprawiam często jest sporo ironii, czasem sarkazmu, a polskie kino wtedy często wyobrażałem sobie jako dość mroczne. Filmy, w których wszyscy się biczują, krzyżują, biedne dzieci z małej miejscowości i toksyczny dym przesłaniający obraz z kamery. Chciałem więc zrobić przynajmniej miły film, a wyszedł mi... film dramatyczny i chyba tragiczny. A z podstawowego założenia o cieple, zostało tylko tyle, że główna bohaterka tego ciepła szuka.

 

Może taka właśnie jest Polska?

- A może też mamy trochę inne wyobrażenia o sobie i dopiero w procesie dowiadujemy się więcej. Co innego mi się wydawało, że chciałbym stworzyć, a co innego powstało. W sztukach pięknych ta diagnoza tak mi się nie rozjeżdża, tam chyba mam wszystko bardziej zoptymalizowane ze względu na większą praktykę. Kino to dla mnie nadal nowe medium, może dlatego pierwsze założenie i efekt końcowy to diametralnie różne filmy. Na pewno nie żałuję tego, jak to się potoczyło.


Filip Ignatowicz
Filip Ignatowicz: - Sztuka odpowiedzialnie tworzona ma za zadanie podnosić różne tematy, a nie stawiać artystę w protekcjonalnej roli
fot. Andrzej Świetlik


Czy teraz film będzie pana głównym medium? Staje się ważniejszy niż malarstwo czy edukowanie? 

- Nie potrafiłbym wybrać, powiedzieć kim czuję się bardziej, filmowcem, malarzem, twórcą wizualnym. To trudne pytanie... Uwielbiam też gotować, są świadkowie, że nawet mi to wychodzi [śmiech]. Malarstwo czy ogólnie sztuki wizualne, film i gotowanie są w jakiś sposób dla mnie równie ważne, bo z żadnego z nich nie potrafiłbym zrezygnować. Trzeba by mnie rozkroić, i wypatroszonego zaprezentować jak w “Lekcji anatomii doktora Tulpa” autorstwa Rembrandta, żeby dowiedzieć się, czego jest więcej tam w środku [śmiech].  Mi się wydaje, że każda z tych dziedzin daje mi rodzaj balansu i zupełnie innych emocji. Malarstwo to skupienie i samotność. Performance, video, interwencja w przestrzeni publicznej, czy nawet moje fake'owe art-produkty to komunikacja, próba diagnozowania świata i rozmowy z odbiorcą. Twórczość internetowa i artUNBOXINGowy kanał YouTube to jakaś próba popularyzacji i autoreklamy w tym social-mediowym świecie. Na pewno to wyjście do odbiorcy. Działania około filmowe czy wizualizacja muzyki i teatru to opowiadanie historii i praca w grupie. Każdy z tych elementów jest mi potrzebny.

Ale ta multidyscyplinarność stwarza pewne ryzyko. Jestem przekonany, że najprościej byłoby określić się w jednej dziedzinie i przez lata pracy osiągnąć w niej mistrzostwo, ale mój temperament i sposób życia mi na to nie pozwalają. 

Wydaje mi się, że to pewnie też jest bardziej tak, że to inni bardzo chcieliby mnie określić, wrzucić do jednej przysłowiowej szuflady i takim już widzieć stale. A ja tego nie chcę, zanudziłbym się, więc wyrywam się z tego. Wolę wariant, w którym to co mi się przydarza w sztuce jest nieskończoną przygodą.

Filip Ignatowicz -
Filip Ignatowicz: - Jestem przekonany, że najprościej byłoby określić się w jednej dziedzinie i przez lata pracy osiągnąć w niej mistrzostwo, ale mój temperament i sposób życia mi na to nie pozwalają
fot. Halina Malijewska



Przy okazji autoryzacji naszej rozmowy i nagrody, którą otrzymał, Filip Ignatowicz przesłał również podziękowania, które cytuję poniżej:  

“Z tego miejsca pragnę przesłać też wyrazy uznania kilku osobom, bo to moment, który jest dla mnie szczególnym wyróżnieniem i czuję się bardzo doceniony jako Gdańszczanin i artysta tu pracujący. Ale na pewno nie byłoby mnie tu, gdyby nie masa cudownych ludzi na mojej drodze. Dziękuję jury za ten nobilitujący mnie werdykt, dziękuję macierzystemu Wydziałowi Malarstwa, mojej alma mater Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku i osobie rektora (prof. ASP dr hab. Krzysztofowi Polkowskiemu), który mnie nominował do tej Nagrody. Równolegle bardzo dziękuję też Centrum Sztuki Współczesnej ŁAŹNIA, bo wiem, że stamtąd właśnie popłynęła druga, równoległa nominacja w związku z wystawami FIGNACY FREEDOM STORE i #artUNBOXING (które kuratorowała Kinga Jarocka). Ale przede wszystkim dziękuję moim najbliższym, dziewczynie, rodzinie, przyjaciołom, bo zawsze są kiedy ich potrzebuję. Dzięki też dla wszystkich wspaniałych nauczycieli i dydaktyków, których mijałem na swojej drodze. No i z racji tego, że ogromną częścią tego wyróżnienia jest sukces festiwalowy filmu NOWY BRONX to bardzo dziękuję Gdyńskiej Szkole Filmowej (bo to mój film dyplomowy i debiut), ale też wszystkim fantastycznym ludziom, którzy byli na planie - aktorom, statystom i wszystkim realizatorom, także tym, którzy opiekowali się tym projektem, pracowali koncepcyjnie i przy post-produkcji, ludziom i instytucjom, które wsparły ten projekt finansowo i w momencie zgłoszeń na konkursy. Dobremu duchowi całej produkcji - Maciejowi Konopińskiemu. 

Naprawdę jestem bardzo wdzięczny tym wszystkim osobom, które pomogły przy tym dziele, dlatego jeśli kiedykolwiek będziecie mieć szansę ten film obejrzeć, czy na festiwalu, czy w jakiejś formie zdalnej to proszę, nie wychodźcie przed końcem tyłówki, nie zmieniajcie kanału, zobaczcie ile osób stoi za tym jednym krótkometrażowym projektem. 

Na sam koniec, nie byłbym video-performerem z YouTube'a i twórcą traktującym w swoich pracach o konsumpcji, marketingu i produktach, gdybym nie skorzystał z tej okazji i nie zrobił autoreklamy, także uwaga! Zapraszam wszystkich do śledzenia performatywnego projektu internetowego w odcinkach na YouTube, artUNBOXING można zobaczyć go bezpłatnie pod adresem: www.artunboxing.com

 

*Filip Ignatowicz - laureat Czerwonej Róży dla Najlepszego Studenta Pomorza, ukończył Wydział Malarstwa ASP Gdańsk oraz Reżyserię w Gdyńskiej Szkole Filmowej. Już podczas studiów na ASP pracował jako wolontariusz w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym nr 2 w Nowym Porcie. Z młodzieżą o różnej sprawności intelektualnej i ruchowej dzielił się pasją i talentem, realizował artystyczne pomysły.

Od 2017 roku pracuje jako wykładowca na macierzystym wydziale.

W 2018 roku indywidualną wystawą FESTYN SZTUKI/ART BAZAAR obronił pracę doktorską pod opieką prof. Roberta Florczaka zatytułowaną „Festyn sztuki. Konsument versus kultura – czyli o fake’u, lovebranding’u i autoutowarowieniu”.

Jest autorem stale rozwijanego projektu FIGNACY&co (ostatnio prezentowanego jako FIGNACY FREEDOM STORE na Stoczni w ramach wydarzenia NIEFESTIWAL, MIASTO I SZTUKA) oraz projektu artUNBOXING - prezentowanego na indywidualnej wystawie w CSW ŁAŹNIA, podczas festiwalu ARS ELECTRONICA w Linz w Austrii i w ramach Digitial Cultures w sekcji BEST OF POLAND.

Artysta jest też autorem video scenografii i wizualizacji do koncertów w ramach pięciu edycji festiwalu NeoArte Syntezator Sztuki. Wyreżyserował i oprawił wizualnie koncert NeoQuartetu w ramach międzynarodowego wydarzenia muzycznego „Classical:NEXT Rotterdam” w 2020 roku oraz wziął udział w wystawie „Transformation. From The Bucharest to Gdansk/From Gdansk to Bucharest”. Otrzymał też prestiżowe Stypendium dla Wybitnych Młodych Naukowców (Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego) za działalność artystyczno-badawczą.

Nominowany i uhonorowany w 21. edycji plebiscytu Nagroda Miasta Gdańska dla Młodych Twórców w Dziedzinie Kultury za krótkometrażowy film fabularny „NOWY BRONX” o młodzieży z Nowego Portu. Film zakwalifikowano do ponad 50 międzynarodowych festiwali filmowych, zdobył 8 nagród i wyróżnień, m.in. Grand Prix na International Festival of Social Cinema “Social World Film Festival” w Vico Equense pod Neapolem.

Przewodniczący Jury tego festiwalu, reżyser Alessandro Grande, w uzasadnieniu werdyktu podkreślał szczerość i realizm dzieła: "Za to, że w realistyczny i szczery sposób opowiada o udręczonej i samotnej młodości, ukazując uniwersalne zachowania i stany umysłu przekraczające granice geograficzne; a także za wzruszającą fabułę przetykaną obrazami współczesnej młodzieży nierozłącznej ze swoimi telefonami oraz kontrastujące ujęcia ponurego, peryferyjnego miasta na krawędzi upadku".

 

TV

Święty Mikołaj przyjechał do Świbna