• Start
  • Wiadomości
  • Wiosna 1945 - rodzi się polski Gdańsk. Rozmowa z Sylwią Bykowską z Instytutu Historii PAN

Wiosna 1945 - rodzi się polski Gdańsk. Rozmowa z Sylwią Bykowską z Instytutu Historii PAN

Tuż po wojnie, na całym obszarze Ziem Odzyskanych nie było drugiego miasta, w którym Polacy osiedlali się tak licznie i chętnie jak w Gdańsku. Słowa Gdańsk i Westerplatte nie brzmiały obco, ale w pewnym sensie oznaczały ziemię obiecaną. Miasto po raz pierwszy w swojej historii stało się czysto polskie. Ostatecznie pozostało w nim około 15 tysięcy rdzennej ludności - mówi dr Sylwia Bykowska z Pracowni Historii Gdańska i Dziejów Morskich Polski Instytutu Historii PAN.
08.05.2021
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Wiosna 1945 roku - niemieccy mieszkańcy Gdańska opuszczają miasto
Wiosna 1945 roku - niemieccy mieszkańcy Gdańska opuszczają miasto
Fot. Timofej Melnik / Deutsch-Russisches Museum Berlin Karlshorst


Roman Daszczyński: Jest maj 1945 roku, właśnie otwiera się nowy rozdział w historii Gdańska. Miasto od wieków niemieckie - choć przez kilkaset lat blisko związane z Rzeczpospolitą - od teraz będzie polskie. Jak to wyglądało z perspektywy ówczesnych mieszkańców? Na przykład, co się działo 8 maja, w dniu ogłoszenia, że zakończyła się wojna?

Dr Sylwia Bykowska: - Oczywiście 8 maja jest datą symboliczną, ale w świadomości ówczesnych gdańszczan ten dzień niewiele zmieniał. W marcu 1945 roku Armia Czerwona zdobyła Gdańsk i od tego czasu mieszkańcy doświadczali nowej rzeczywistości pod rządami najpierw sowieckimi, a szybko potem pod rodzącą się administracją polską.

Od razu było wiadomo, że po wojnie Gdańsk będzie polski?

- Nie, to nie było takie oczywiste ani dla Niemców, ani dla Polaków, ani dla rdzennych gdańszczan, których nazywamy potocznie Danzigerami. W tamtym czasie krążyły różne teorie na temat dalszych losów Gdańska. Że będzie znowu Wolnym Miastem, że będzie niemiecki, że będzie polski. Tak więc tysiące Niemców, którzy wyjechali do centralnych Niemiec, przez pierwsze lata liczyły na to, że będą mogli wrócić do swoich gdańskich domów. Podobnie tysiące polskich kresowiaków długo mieszkało w Gdańsku na walizkach, marząc o tym, że jednak będą mogli wrócić do swojego Wilna czy Grodna. Życie tych ludzi naznaczone było tymczasowością, tęsknotą, nieprzystosowaniem do nowego miejsca, w które zostali przesiedleni. Im starszy człowiek, tym zazwyczaj ma trudniej.  

Gdańsk w swojej starej, historycznej części był potwornie zniszczony - Stare Miasto i Główne Miasto wojna zamieniła w jedno wielkie rumowisko. Widoczna na zdjęciu ścieżka, która wije się pośród ruin, to ul. Rajska - widziana mniej więcej z perspektywy dzisiejszej galerii handlowej Medison
Gdańsk w swojej historycznej części był potwornie zniszczony - Stare Miasto i Główne Miasto wojna zamieniła w jedno wielkie rumowisko. Widoczna na zdjęciu ścieżka, która wije się pośród ruin, to ul. Rajska - widziana mniej więcej z perspektywy dzisiejszej galerii handlowej Madison
Fot. W.M. Wątorski / Archiwum Państwowe Gdańsk


Jak wyglądała gdańska rzeczywistość tuż po ogłoszeniu kapitulacji Niemiec?

- Marzec i kwiecień to były najgorsze miesiące dla ludności Gdańska. Można powiedzieć, że całe ich dotychczasowe życie legło w  gruzach, tak jak gdańska starówka. Najpierw byli pod ostrzałem nacierającej Armii Czerwonej. Po zdobyciu miasta wszystko, cały prywatny majątek, traktowany był przez Sowietów jako zdobycz trofiejna. Nie wchodzono przy tym w jakieś niuanse narodowościowe, wszystkich traktowano po prostu jako Niemców. Można było z nimi zrobić niemal wszystko. To oczywiście znana historia, że na obszarach zajętych przez Sowietów kobiety były masowo gwałcone. Mniej znana jest taka, że mężczyźni z Gdańska byli wywożeni do kopalń w Związku Radzieckim, gdzie pracowali jako niewolnicy.

Chciałbym w tej rozmowie zastrzec jedną rzecz, ponieważ od jakiegoś czasu na forach internetowych modne jest ahistoryczne postrzeganie czerwonoarmistów jako barbarzyńców ze Wschodu, którzy najechali europejskich Niemców. Trzeba powiedzieć, że Sowieci przyszli tutaj jako mściciele za bestialstwa,  jakich wojska Hitlera dokonywały na ich ziemiach. Łapanki i wywózki do niewolniczej pracy w III Rzeszy to była jednak najpierw praktyka niemiecka. Podobnie rabunek dóbr materialnych na wielką skalę. Sowieci masowo gwałcili kobiety, ale w odróżnieniu od nazistów nie trzebili ludności cywilnej w planowych egzekucjach. Nie zamykali nikogo w Auschwitz. Mimo wszystko nie da się więc porównać bestialstw okupacji hitlerowskiej w środkowo-wschodniej Europie, do tego, co potem działo się pod okupacją sowiecką w Niemczech. 

- Ależ oczywiście, zgadzam się z tym. Skala i mechanizmy tych zachowań wciąż są tematem badań profesjonalnych historyków. Zemsta na pewno była istotnym czynnikiem.

Dr Sylwia Bykowska
Dr Sylwia Bykowska
Dominik Paszliński/www.gdansk.pl


Wracając do Danzigerów w sowieckich kopalniach: z opracowań historyków wiemy, że takie łapanki urządzano na Śląsku. Wywożono ich za Ural, na przykład. Ale żeby w Gdańsku działo się to samo?! Górników tutaj raczej nie było…

- A szacuje się, że do pracy w kopalniach na terytorium ZSRR wywieziono około 10 tysięcy gdańszczan. I co najmniej połowa z nich już nie wróciła. Zaznaczam, że wśród wywiezionych zdecydowaną większość stanowili Niemcy, ale nie brakowało także Polaków. Ślady po próbach odszukania przez rodziny wywiezionych z Gdańska mężczyzn znajdujemy w archiwaliach, które to wszystko pokazują. Oczywiście zdarzało się, że wracali, ale w skali całego województwa gdańskiego znana jest liczba zaledwie kilku tysięcy powrotów z tych wywózek, które miały miejsce głównie w marcu, ale też w kwietniu 1945 roku. Zresztą nie tylko Sowieci uważali zastaną w Gdańsku ludność za niemiecką i nie wdawali się w niuanse kto jest Danzigerem lub kto ma polskie korzenie. Również Polacy przybywający ze wschodniej czy centralnej Polski postrzegali to w taki sam sposób. Mówię tutaj o zwykłych cywilach, ale też o urzędnikach polskiej administracji, która tworzyła się tutaj od pierwszych dni kwietnia. Także o funkcjonariuszach UB, MO. Dla Polaków przybywających do Gdańska z zewnątrz zapewne nie była to łatwa sytuacja, oni niewiele wiedzieli o lokalnych, dość skomplikowanych relacjach narodowościowych. Na całą dekadę zniknęła na przykład świadomość, że w Wolnym Mieście Gdańsku istniała Polonia. Ten temat był zupełnie pomijany.  

Może dlatego, że dużą część gdańskiej Polonii Niemcy wymordowali. Jeśli ktoś przeżył, to najprawdopodobniej na zasadzie zadeklarowania lojalności wobec III Rzeszy. To rzeczywiście nie był czas bawienia się w niuanse.

- Nie był. Ale trzeba powiedzieć, że tysiące Danzigerów chciały zostać w polskim Gdańsku. Oczywiście taką możliwość mieli tylko ci, którzy pozytywnie przeszli weryfikację narodowościową. Znalazłam akta personalne z lat pięćdziesiątych, a nawet sześćdziesiątych, gdzie w rubryce narodowość nadal zapisywano “gdańszczanin” lub “gdańszczanka”. Ci ludzie jednak byli traktowani przez Polaków nieufnie, jako obywatele drugiej kategorii. Doznawali codziennych upokorzeń. Zdecydowana większość wyjechała w latach pięćdziesiątych do Niemiec, w ramach akcji łączenia rodzin. Myślę, że to dla Gdańska była wielka strata. Wyjechali ludzie, którzy byli częścią zanikającej kultury gdańskiego mieszczaństwa. Oczywiście z perspektywy władz PRL stanowili jedynie klasowy przeżytek i to obcy narodowościowo, więc pożegnano się z nimi bez żalu.

Polscy robotnicy w trakcie powojennej odbudowy Głównego Miasta, na kamienicy nieopodal Bazyliki Mariackiej
Polscy robotnicy w trakcie powojennej odbudowy Głównego Miasta, na kamienicy nieopodal Bazyliki Mariackiej
Fot. Janusz Bogdan Uklejewski / MHMG


Polacy też musieli jakoś odreagować lata bestialskiej niemieckiej okupacji. Swego czasu czytając w archiwach urzędowe dokumenty z drugiej połowy lat czterdziestych zauważyłem, że słowo Niemiec nagminnie pisano małą literą. Inne narodowości zapisywano wielką.

- Tak, to charakterystyczne. I takie pisanie o “niemcach” utrzymało się dość długo, bo do czasów stalinowskich. Niemcy byli polską traumą, Polacy nie chcieli mieć ich za sąsiadów. W krótkim czasie rozpoczęto akcję weryfikacji narodowościowej i wywózkę Niemców na zachód. Tak się działo na całym obszarze tak zwanych Ziem Odzyskanych”.

Jak zaraz po zakończeniu wojny wyglądały w Gdańsku proporcje ludnościowe, narodowościowe?

- Liczby były oczywiście płynne, bo trzeba pamiętać, że koniec wojny wprawił w ruch machinę wędrówki ludów. Tysiące osób wówczas podróżowały w zasadzie we wszystkie strony. W krótkim czasie nastąpiła zmiana struktury ludnościowej mieszkańców Gdańska. Polacy masowo przyjeżdżali, a Niemcy wyjeżdżali i to często pod przymusem. Zanim doszło do transportów, zorganizowanych przez Państwowy Urząd Repatriacyjny na podstawie umowy poczdamskiej, w 1945 roku miały miejsce tak zwane wysiedlenia wojskowe. Niemców usuwano z ich mieszkań siłą. W samym tylko lipcu można odnotować trzy takie akcje, wskutek których Gdańsk opuściło ok. 10 tys. Niemców. Ocenia się, że od czerwca do października wysiedlono z Gdańska około 60 tysięcy Niemców w takich akcjach, prowadzonych przez Wojsko Polskie, przy wsparciu UB razem z MO. Była to ok. połowa populacji niemieckiej zastanej tu przez przybyłą do Gdańska na początku kwietnia 1945 r. polską administrację. Wyglądało to tak, że oddziały wojska otaczały całe ulice, czy nawet kwartały miasta i usuwały mieszkańców. Wszystko na zasadzie: “pakować się, każdy może zabrać tylko podręczny bagaż, pociąg już czeka”. Usuwano ich, bo przyjeżdżało coraz więcej Polaków, którzy nie mieli gdzie mieszkać. To były decyzje nowych władz lokalnych. Dodatkowo 20 tysięcy Niemców wyjechało w tych pierwszych powojennych miesiącach z własnej woli. Ostatecznie w mieście zostało około 15 tysięcy rdzennych gdańszczan. To są oczywiście dane szacunkowe, które ulegały zmianie każdego dnia.

Te przymusowe wysiedlenia to pewnie też była forma odreagowania upokorzeń zadawanych przez Niemców w latach okupacji.

- Na pewno tak, i dlatego trzeba do tych sytuacji podchodzić ze zrozumieniem i dużą wrażliwością. Nienawiść do Niemców była wielka, istniała potrzeba odwetu. Najbardziej spektakularnym wyrazem tego była publiczna egzekucja przeprowadzona na Pohulance. 4 lipca 1946 roku powieszono tam jedenaście osób z obsługi obozu koncentracyjnego Stutthof. Pięć kobiet i sześciu mężczyzn, część z nich miała zresztą polskie pochodzenie, bo byli wśród nich funkcyjni więźniowie, tak zwani kapo. To było wielkie święto, zorganizowane przez władze. Ludzi dowożono w zorganizowany sposób, ciężarówkami. Wszystkiemu przyglądało się może nawet 50 tysięcy osób, naprawdę wielka publiczność. Były tam dzieci, co widać na zdjęciach. Miał to być odpowiednik procesu norymberskiego, pisano o tej egzekucji jako o “naszej polskiej, gdańskiej, Norymberdze”. Dziś fotografie są dostępne w internecie i oglądając je nietrudno zrozumieć, jakie to było okropieństwo. Te młode dwudziestoletnie dziewczyny zawisły na oczach tłumu, to musiało silnie zadziałać na zgromadzoną publiczność. Jednak wtedy, w 1946 roku, patrzono na to inaczej. Ludźmi targały świeże wspomnienia czasów okupacji. Wiemy przecież, że w Polsce nie było praktycznie rodziny, która by nie ucierpiała wskutek niemieckich okrucieństw. Po zakończeniu egzekucji tłum rzucił się w stronę powieszonych, powrozy zostały pocięte na kawałki i kto mógł, brał kawałek, bo panował stary przesąd, że taki fragment sznura po powieszonym po prostu przynosi szczęście.

Obchody 73. rocznicy zakończenia II wojny światowej, Gdańsk 8 maja 2018 r.
Obchody 73. rocznicy zakończenia II wojny światowej, Gdańsk 8 maja 2018 r.
Fot. Grzegorz Mehring / www.gdansk.pl


Kto zamieszkiwał pod koniec lat czterdziestych w tym odmienionym przez wojnę, polskim już Gdańsku? Czy to prawda, że nawet większość gdańskich rodzin w tamtym okresie miała korzenie kresowe?

- Z prowadzonych w tamtych latach ksiąg meldunkowych wynika inny obraz. Kresowiacy, zabużanie w 1948 r. stanowili 16 procent mieszkańców. Więcej niż 60 procent to byli przybysze z Polski centralnej, w tym około 14 procent z Warszawy i Mazowsza. I trzeba powiedzieć, że na całym obszarze tak zwanych Ziem Odzyskanych nie było drugiego miasta, w którym Polacy osiedlali się tak licznie i chętnie jak w Gdańsku. Tutaj oczywiście działał mit Gdańska jako ośrodka, który przez wieki rozwijał się dzięki protekcji polskich królów i był perłą Rzeczpospolitej. W dwudziestoleciu międzywojennym Wolne Miasto Gdańsk językowo i kulturowo nadal było przede wszystkim niemieckie, ale Polska za sprawą rozstrzygnięć dyplomatycznych po I wojnie światowej miała tutaj sporo do powiedzenia i prowadziła swoją politykę. Tamta epoka zakończyła się definitywnie 1 września 1939 roku, ale słowa Gdańsk i Westerplatte po wojnie nie brzmiały dla Polaków obco, w pewnym sensie oznaczały ziemię obiecaną. Gdańsk po raz pierwszy w swojej historii stał się czysto polski i trudno go porównywać z miastem, które było tutaj wcześniej.

TV

Dolne Miasto rozświetla już dzielnicowa choinka