
Listonosz małej dzielnicy
Dokładnie 32 lata na Przeróbce. Wcześniej jeszcze dwa lata w innej dzielnicy. Był zaledwie 19-latkiem, gdy zatrudnił się w Poczcie Polskiej i po raz pierwszy zawiesił torbę listonosza na ramieniu.
- Po szkole jestem kucharzem - mówi Grzegorz Soński. - Pracowałem w zawodzie. Przyszedł kolega, listonosz, przekonał mnie, że tracę czas, bo Poczta płaci lepiej. Pomyślałem, co szkodzi spróbować? Był początek lat dziewięćdziesiątych i tak już zostało.
Jego rewirem stała się Przeróbka. To jedna z najmniejszych dzielnic w Gdańsku, 3500 mieszkańców, w tym liczni emeryci.

Światełko w lodówce
Resztę dopowiadają mieszkańcy Przeróbki.
Deszcz, śnieg, mróz - Grzegorz jest, zawsze uśmiechnięty, życzliwy.
Upał w środku lata - Grzegorz jest, ma zawsze dobre słowo.
Niezawodny.
Każdego zna po imieniu. Taki sam dobry dla wszystkich, a może nawet trochę lepszy dla tych, którym naprawdę słabo się wiedzie.
Grzegorz Soński idzie przez Przeróbkę z wypłatami emerytur, rent. Nie robi tego, jak powinien, ulica po ulicy - on ma własne zasady. Najpierw wędruje do drzwi tych, którzy pewnie pod koniec miesiąca są bez grosza, nie mają na chleb.
ZOBACZ FILM Z UROCZYSTOŚCI:
- Na ostatnie Boże Narodzenie postanowiliśmy zrobić świąteczne paczki żywnościowe dla najbardziej potrzebujących - mówi Beata Kaczmarska, przewodnicząca Zarządu Dzielnicy Przeróbka. - Nie mieliśmy listy takich osób, więc był kłopot. Wtedy ktoś wpadł na pomysł, że warto zapytać listonosza. Pan Grzegorz z głowy podał nam 20 nazwisk i adresów. Wszystkie w punkt!
Beata Kaczmarska zauważa, że bieda ludzka to skomplikowana sprawa. Ci, którzy żyją w prawdziwym niedostatku, często udają, że tak nie jest - również przed urzędniczkami pomocy społecznej. Tymczasem Grzegorz Soński nie pytał, on po prostu widział i wiedział.
Ktoś z radnych dzielnicy Przeróbka zaniósł świąteczną paczkę do pewnej pani. “Ależ nie, ja żadnej pomocy nie potrzebuję!”. Dopiero sąsiadka przekonała ją, żeby wpuściła do mieszkania. Podeszli do lodówki, a tam tylko światło - nic, zupełnie nic do jedzenia.

Na dobre i na złe
Wielu na Przeróbce mówi, że Grzegorz stał się dla nich jak najlepszy sąsiad, nawet przyjaciel. I nieraz to się sprawdziło w trudnych chwilach.
Listonosz wchodzi do mieszkania, do którego od 20 lat przynosił pocztę. Żyło w nim starsze małżeństwo. Ta wizyta jest jednak inna - Grzegorz wie, że mąż tej sędziwej pani w ostatnich dniach umarł. Ona otwiera drzwi, bezradna, zgnębiona żałobą. Głupio nawet coś powiedzieć w takiej chwili, zawsze wyjdzie zdawkowy banał. Po prostu przytulił tę panią, a ona zapłakała cichutko, bo wiedziała, że przy Grzegorzu może sobie na to pozwolić.
Z niektórymi mieszkańcami Przeróbki zaczął chodzić na mecze żużlowców GKS Wybrzeże Gdańsk. Sam od młodości jest zapalonym fanem, a kibic pozna kibica. Stadion żużlowy jest niedaleko Przeróbki. Po co chodzić samemu, jeśli można w większym gronie? Zdarza się im nawet podróżować wspólnie do innych miast, na mecze wyjazdowe.
Jakiś czas temu ich kibicowska paczka skurczyła się, zmarł jeden z kolegów. Grzegorz był oczywiście na pogrzebie.

Gdy czas odejść
Nigdy nie zastanawiał się, ile waży torba, z którą listonosz wychodzi z urzędu pocztowego w miasto. Może 3 albo 5, a może siedem kilogramów - zależy od dnia. Ile przeniósł przez te wszystkie lata listów? Pewnie setki tysięcy. Grzegorz Soński liczy przez chwilę i mówi: samych przesyłek poleconych było jakieś pięć i pół tysiąca.
Myśl, żeby odejść z Poczty Polskiej, chodziła za nim od dłuższego czasu. Ostatnie lata nie pozostawiły złudzeń, że będzie już tylko gorzej.
- Krótko mówiąc, coraz więcej pracy, a pieniądze te same - uzasadnia. - I styl zarządzania taki, żebyś wiedział, że dla szefostwa firmy jesteś po prostu kółkiem w maszynie, numerem kadrowym.
Nie było łatwo podjąć taką decyzję. Będąc listonoszem, zbudował całe swoje dorosłe życie. Z Gosią poznali się jako pracownicy poczty i od 30 lat są dobrym małżeństwem. Grzegorz pęka z dumy, gdy tylko wspomni o dzieciach: Oliwia studiuje psychologię, Miłosz jest na informatyce.
Pomyślał w końcu - a co ze mną? Mam 53 lata i brak poczucia bezpieczeństwa, po naprawdę długiej służbie. Firma padnie - nie padnie? Zredukują - nie zredukują?
Przyjaciel zaproponował mu pracę: lżejszą i lepiej płatną.
Z końcem stycznia odszedł z Poczty. Gosia upiekła 10 blach ciasta, miło pożegnał się z koleżankami i kolegami w pracy. Kierownictwo firmy nawet tego odejścia nie zauważyło. W sumie 34 lata z torbą, ale zamiast dyplomu uznania - głuche milczenie. Numer kadrowy skreślić z ewidencji i załatwione.

List do listonosza
Dla mieszkańców Przeróbki był “naszym Grzegorzem” i takim pozostanie.
Zróbmy pożegnanie - zaproponował ktoś w Radzie Dzielnicy.
Ludzie sami przeprowadzili zrzutkę pieniędzy, żeby Grzegorz miał bonusik na wakacyjny wypoczynek. Wyszło tego 1000 złotych - niemało, jak na Przeróbkę.
Jedna z mieszkanek narysowała portret Grzegorza, który ładnie oprawili. Ufundowali też coś z metaloplastyki - postać z torbą na rowerze, żeby postawił sobie na półce czy biurku. Zamówili również żużlowy plastron w barwach GKS Wybrzeże Gdańsk, z napisem Soński - taki sam, jakie robione są dla żużlowców na zawody. Wszyscy wiedzą, że Grzegorz posiada dużą kolekcję żużlowych pamiątek, będzie więc miał jeszcze jedną, wyjątkową.
Plastron umieścili w dużej ramie, a pod nim - mosiężną tabliczkę z wygrawerowanym listem:
Szanowny Panie Listonoszu
Składamy serdeczne podziękowania za Pana pracę i zaangażowanie. Doceniamy Pana profesjonalizm, rzetelność, oraz zawsze uśmiechniętą twarz, która sprawiła, że każdy dzień był bardziej pozytywny. Dziękujemy za dostarczanie przesyłek, ale i za to, że zawsze mogliśmy liczyć na Pana pomoc, nawet w trudniejszych chwilach. Pana praca była nieoceniona, a jej wpływ na codzienne życie nas wszystkich ogromny.
Z wyrazami szacunku i wdzięczności Mieszkańcy Przeróbki

Niby nic wyjątkowego
Zaprosili go na Przeróbkę, w piątek, 4 kwietnia, na godz. 17. Przed siedzibą Rady Dzielnicy czekało kilkadziesiąt osób.
Grzegorz przyjechał z żoną, z Kolbud, gdzie mieszkają od wielu lat. Stała skromnie z boku i przyglądała się temu wszystkiemu.
Było dużo wzruszeń, przyjacielskich uścisków. Łezka zakręciła się w oku.
- Ludzie, jest mi niezręcznie, bo przecież ja nic wyjątkowego nie robiłem! - zarzekał się Grzegorz Soński. - Po prostu wykonywałem swoją pracę. Przynosiłem terminowo przesyłki i byłem uprzejmy dla ludzi, tak jak chciała tego Poczta Polska.
Z głośników puścili na jego cześć kawałek Skaldów, “Medytacje wiejskiego listonosza”. Powiedzieli Grzegorzowi, żeby nie był taki skromny, bo mają dość powodów, by nosić go w swojej pamięci.
NASZA FOTOGALERIA Z POŻEGNANIA NA PRZERÓBCE: