Zanim przejdziemy do rzeczy poważnych, zacznijmy od tych zabawnych. Na pewno byliśmy w tym meczu świadkami kiksu rundy jesiennej. W 23. minucie napastnik Widzewa Łódź Hiszpan Angel Baena w pełnym biegi przerzucił piłkę nad bramkarzem Lechii Szymonem Weirauchem, przejął ją, minął obrońców Lechii Vojtko i Rodina, i wystarczyło jednym łatwym kopnięciem skierować piłkę na pustaka z dwóch metrów. Powtórzmy: z dwóch metrów! Ale Baena nie trafił w nią czysto! Piłka, zamiast wpaść do bramki, poturlała się leniwie po murawie i została wybita przez obrońcę Lechii. Powiedzmy sobie szczerze - Zbigniew Boniek, w końcu legenda Widzewa Łódź z lat 1975-82 - nie musi się martwić, że w klubowym muzeum zastąpi go w gablocie Angel Baena.
To było zdecydowanie najciekawsze zagranie w pierwszej połowie sobotniego meczu. Lechia Gdańsk do spotkania z Widzewem Łódź przystępowała po dwóch ligowych porażkach z rzędu - z Rakowem Częstochowa i Radomiakiem. Musiała w sobotę wygrać, dla siebie i kibiców. Po prostu musiała.
Widzew, w tabeli tabeli 10., grał ostatnio w kratkę, ale mógł być podbudowany remisem w ostatnim meczu z odwiecznym rywalem - Legią Warszawa.
Do bramki Lechii wrócił Szymon Weirauch, bo pierwszy bramkarz - Paulsen - miał kontuzję kolana.
Mecz zaczął się od odśpiewania hymnu Polski z okazji zbliżającego się Święta Niepodległości 11 listopada.
Pierwszą szansę na gola miał w 6. minucie Widzew - właściwie stuprocentową sytuację miał albański piłkarz Widzewa, Julian Shehu, po podaniu Baeny, ale strzelił obok bramki.
Widzew, prowadzony jest od połowy października przez nowego trenera, Chorwata Igora Jovićevića. - Tylko poprzez cierpienie i determinację możesz zrobić krok naprzód - mówił po objęciu drużyny Chorwat. Widzew rzeczywiście w Gdańsku cierpiał, nie potrafiąc przez długi czas wyjść z piłką z własnej polowy, tak silny był pressing Lechii. Lechia cisnęła, ale nie potrafiła przebić się przez czerwony mur obrońców Widzewa. Dlatego biało-zieloni zanotowali tylko jeden celny strzał na bramkę łodzian w pierwszej połowie.
Tomáš Bobček Show
W drugiej połowie 14,5 tysiąca widzów zobaczyło lepszy mecz. W 50.minucie bramkę dla Widzewa zdobył Sebastian Bergier, który w sytuacji sam na sam mocno strzelił nad bramkarzem Lechii w prawy róg bramki.
Przez długi czas VAR sprawdzał, czy wcześniej nie było faulu Shehu na Bobceku, ale sędziowie VAR uznali, że nie i gol został uznany. Szału dostał trener Lechii John Carver - pobiegł spierać się z sędzią Myciem. Nie widzieliśmy go jeszcze tak złego, wyglądał jakby naprawdę stracił zimną krew.
Zamiast się wściekać, trzeba było jednak grać. W 59. minucie Sezonienko z lewej strony dał Bobčekowi idealnie skrojone podanie, a ten umieścił piłkę w siatce perfekcyjnym uderzeniem i dał Lechii remis 1:1.
Bobček miał swoje kolejne szanse, ale nieznacznie pudłował. W 74. minucie Camilo Mena w polu karnym Widzewa zamiast szybciej strzelać na bramkę, zaczął zbyt długo dryblować i stracił w rezultacie piłkę.
Wkrótce mecz został przerwany z powodu zadymienia racami. Sędzia doliczył 16 minut. W 96. minucie zobaczyliśmy perfekcyjne dośrodkowanie z prawej strony pola karnego Camilo Meny prosto na głowę Bobčeka, a ten - po tym meczu lider klasyfikacji strzelców Ekstraklasy z 9 golami - strzelił głową pod poprzeczkę na 2:1.
Lechia zasłużenie wygrała, a Widzew przegrał kolejny mecz na wyjeździe, co stało się już dla łodzian tradycją. Wygrali dotąd tylko w Niecieczy, resztę “delegacji” przegrali.
Trener Carver po meczu cieszył się, jakby zdobył mistrzostwo Polski. Nic dziwnego - te trzy punkty oznaczają dla Lechii perspektywę szybszego wyjścia ze strefy spadkowej.
Lechia Gdańsk - Widzew Łódź 2:1
- 0:1 Sebastian Bergier 50'
- 1:1 Tomas Bobcek 59'
- 2:1 Tomas Bobcek 90+6'
Składy:
Lechia: Szymon Weirauch - Tomasz Wójtowicz, Maksym Diaczuk, Matej Rodin, Matus Vojtko - Camilo Mena, Rifet Kapić (90+11' Bujar Pllana), Iwan Żelizko, Tomasz Neugebauer, Kacper Sezonienko - Tomas Bobcek.
Widzew: Veljko Ilić - Stelios Andreou, Ricardo Visus, Mateusz Żyro, Dion Gallapeni (67' Samuel Kozlovsky) - Angel Baena (77' Pape Meissa Ba), Fran Alvarez (77' Tonio Teklić), Szymon Szyż (90+7' Andi Zeqiri), Juljan Shehu, Mariusz Fornalczyk (67' Samuel Akere) - Sebastian Bergier.