Po pierwszym kwadransie gry, a może nawet po 20 minutach, można było mieć wątpliwości, czy Lechia poradzi sobie z Koroną. Goście grali składnie, przeprowadzili kilka groźnych akcji. Dobrze też zagęszczali obronę przed swoim polem karnym, co powodowało, że gdańszczanie nie bardzo umieli stworzyć sytuacje strzeleckie.
Jednak z upływem czasu przewaga Lechii stawała się wyraźna. Pierwszy gol dla Biało-Zielonych sprawił, że Korona wracała po przerwie na boisko z mocnym postanowieniem, że doprowadzi do wyrównania stanu meczu, co wymagało od gości bardziej otwartej gry. Jednak już na początku drugiej połowy Lukas Haraslin fantastycznym strzałem podwyższył na 2:0 dla Lechii. Korona straciła wiarę w sukces, zeszło z niej “powietrze”. Były spore fragmenty meczu, gdy gra gdańszczan mogła się naprawdę podobać (szybkie podania na jeden kontakt w ataku, dobra organizacja gry obronnej).
Jak padały gole?
- 1:0 - Maciej Gajos w 36. minucie. Łukasik zagrał na lewe skrzydło do Mladenovicia, a ten dośrodkował w pole karne do Gajosa, który ustawił się przed bramką gości, w okolicach lewego słupka. Dośrodkowanie było kąśliwe, płaskie - nie zdołał go przeciąć obrońca Korony. Piłka doszła do Gajosa i szczęśliwie tak “zaplątała się” o jego nogi, że jej nie stracił. Piłkarz Lechii błyskawicznie obrócił się twarzą do bramki, strzelił ponad interweniującym bramkarzem gości. Piłka odbiła się od dolnej części poprzeczki i wpadła do siatki. Były jeszcze wątpliwości, czy w momencie kopnięcia piłki przez Mladenovicia Gajos nie był na spalonym (na telewizyjnych powtórkach wyglądało, że był na minimalnym, 10-centymetrowym). Ostatecznie sędzia skorzystał z VAR, a wątpliwości zostały rozstrzygnięte na korzyść gdańszczan.
- 2:0 - Lukas Haraslin w 52 minucie. Dostał piłkę na prawym skrzydle, od Jarosława Kubickiego. Wbiegł z nią w pole karne i mimo, że przeszkadzał mu obrońca Korony - zdołał oddać strzał. Piłka poleciała rogalem i wpadła w długie okienko bramki gości. Bramkarz Korony wyciągnął się jak przysłowiowa struna, ale nie był w stanie zapobiec utracie gola.
Nie było tak, że w drugiej połowie goście nie mogli strzelić bramki - przy odrobinie szczęścia byli w stanie to zrobić. Jednak dominacja Lechii na boisku była wyraźna. Jeśli gdańszczanie nie strzelili trzeciego i czwartego gola, to chyba tylko dlatego, że oszczędzali się na dwa kolejne mecze, jakie czekają ich w ciągu tygodnia. Najpierw pierwsza runda (1/32) Pucharu Polski, w których to rozgrywkach Biało-Zieloni grają jako obrońca trofeum - wyjazdowy mecz z Gryfem w Wejherowie (wtorek, 24 września, godz. 15.30). Następnie mecz ligowy z Legią w Warszawie (sobota, 28 września, godz. 17.30). Wynik starcia w stolicy jest bardzo ważny dla dalszego przebiegu walki o mistrzostwo Polski. Lechia po trzech ligowych zwycięstwach jedzie do Warszawy nie po to, żeby przegrać.
Wracając do meczu z Koroną: nie tylko wynik bramkowy świadczy o dominacji Biało-Zielonych. Posiadanie piłki w meczu było na korzyść Lechii w stosunku 63 proc. do 37 proc. Gdańszczanie wymienili między sobą 600 podań (przy 298 Korony). Ważne też, że celność podań Lechii była duża (88 proc.). Gdańszczanie biegali więcej niż goście z Kielc (113,21 km do 111,29 km).
Lechia Gdańsk - Korona Kielce 2:0 (1:0)
Bramki: Maciej Gajos (36’), Lukas Haraslin (52’)
Widzów 11 708
LECHIA: Kuciak - Fila, Nalepa, Augustyn, Mladenović - Łukasik - Haraslin (64’ Wolski), Kubicki, Gajos (84’ Mihalik), Udovicić - Sobiech (55’ Paixao)