Kierunek Lwów i Równe. Konwój czterech tirów z pomocą w drodze z Gdańska do Ukrainy
Czwartek 27 kwietnia 2023, godz. 13.30
Nie warto wierzyć elektronice
To 14 konwój z ludźmi i sprzętem, który jedzie z Gdańska na wschód, na pomoc walczącym Ukraińcom. W organizacji konwojów Miasto wspiera Fundacja Gdańska. Już w marcu 2022 w transporcie czterech TIR-ów do Lwowa znalazły się m.in. środki medyczne, które przekazała firma Affordable Medicines Europe. W grudniu 2022 dzięki hojności gdańszczan, w ramach akcji "Gdańsk pomaga Ukrainie", zakupiono 19 generatorów prądu o różnej mocy i cztery namioty grzewcze. Sprzęt pojechał do Lwowa, Chersonia i Charkowa.
Dzisiejszy konwój prowadzi Bartosz Piotrusiewicz, prezes Gdańskich Usług Komunalnych. W jego załodze są jeszcze trzy osoby. Dwoje z nich - Patrycja i Daniel - również pracują w miejskiej spółce i są zaprawieni w takich wyprawach, Małgorzata Bukowska - lekarka stomatologii jest nowicjuszką.
Od pierwszych dni wojny w pomoc walczącej Ukrainie zaangażowany jest cały zespół Gdańskich Usług Komunalnych.
- Uczestniczymy wszyscy w tej walce - przyznaje Piotrusiewicz. - To się zaczęło wtedy, gdy trzeciego dnia wpatrywania się w ekran telewizora powiedziałem sobie: “stop, trzeba coś zrobić, zmotywować ludzi wokół”. I zadziałało. Ludzie poczuli, że mają jakąś sprawczość: dziewczyny z biura oklejały paczki, robiły napisy po ukraińsku. Każdy miał i ma swój wkład.
Pakują się. Wyjazd zaplanowano za pół godziny. Przed nimi dwa, trzy dni drogi na Wschód, do Donbasu.
- Miejscowość Drużkiwka leży na południe od Kramatorska i Słowiańska, w odległości 30 km od Bachmutu. Pojedziemy przez Kijów i Charków. Na miejscu powinniśmy być w sobotę - mówi szef miejskiej spółki.
Kierunek Lwów i Równe. Konwój czterech tirów z pomocą w drodze z Gdańska do Ukrainy
“Sprzęt, leki, jedzenie, środki higieniczne…”
Piotrusiewicz z pomocą do Ukrainy jedzie już po raz dziesiąty, ale po raz pierwszy tą trasą i po raz pierwszy zapuszczają się tak daleko. Wcześniej wyładowywali ładunki w Irpieniu pod Kijowem czy Czerniowcach. Stamtąd, w najbardziej poszkodowane, wyzwolone spod okupacji rosyjskiej miejsca, rozwozili je już lokalni wolontariusze.
- To nie są bezpieczne tereny, ale życie jest niebezpieczne generalnie, i kończy się zawsze tak samo - uśmiecha się Bartosz Piotrusiewicz. - Ale w swoim wariactwie jesteśmy rozsądni. Nie wybieramy się w miejsca, gdzie jest super niebezpiecznie, nie będziemy na pierwszej linii frontu, tylko na jego zapleczu. W Irpieniu dosiądzie się do nas dwoje wolontariuszy, którzy będą naszymi pilotami na tych Dzikich Polach, jakby to powiedział Sienkiewicz. Osoba, która dobrze zna teren jest tam niezbędna, bo (nie wszyscy o tym wiedzą) rosyjskie systemy walki elektronicznej zniekształcają sygnał GPS, który prowadzi potem prosto na pozycje rosyjskie. Więc niespecjalnie należy ufać tam elektronice.
Konwój to 3 samochody dostawcze. Zapakowane tym, co na wojnie teraz najpotrzebniejsze: leki, jedzenie, środki higieniczne. Dla żołnierzy i dla zwykłych ludzi.
Bartosz Piotrusiewicz: - Spotkamy się tam z żołnierzami z batalionu Ajdar i 57, które bronią dzielnie frontu w tamtym odcinku Donbasu. Wieziemy im trochę sprzętu i 2 tysiące racji żywnościowych dla żołnierzy. Leki, trochę sprzętu medycznego, opatrunkowego, materiały higieniczne do wykorzystania na froncie, jak chusteczki higieniczne czy szampony. Wieziemy sporo pomocy humanitarnej dla ludzi - ubrania, które zostały ofiarowane w ciągu ostatnich tygodni przez gdańszczan. Przekażemy je najbardziej potrzebującym, którzy potracili cały majątek swojego życia.
"Namioty niezłomności" pojadą z Gdańska do trzech ukraińskich miast. Jak jeszcze pomagamy?
To, co znajduje się każdorazowo na TIRach i samochodach zawsze jest przemyślane. I konsultowane z tymi, którzy pomocy potrzebują.
- Przed planowaniem konwoju, prosimy o “listę życzeń” ze strony głównego adresata, którym są jednostki wojskowe - tłumaczy Piotrusiewicz. - Ona jest nieskończona, bo to nie jest tak, że oni mają wszystkiego w bród, a Ruskim wszystkiego brakuje. To są żołnierze, którzy często z własnych środków muszą pozyskiwać np. rękawice taktyczne, taki sprzęt też im wieziemy. Ale też takie drobiazgi, jak repelenty na komary i kleszcze. Ci ludzie przecież siedzą w okopach, w trawie. Chociaż to najmniej groźne użądlenie, którego mogą tam doświadczyć. Spinamy potem te potrzeby z tym, co uda nam się pozyskać od sponsorów. Współpracujemy bardzo blisko z Fundacją Gdańską i stąd obrandowanie “Gdańsk pomaga Ukrainie”. My jesteśmy tylko forpocztą, ale to wspólny wysiłek gdańszczan, że tyle pomagamy.
Skąd w tej akcji Gdańskie Usługi Komunalne?
Bartosz Piotrusiewicz: - Zaraz po wybuchu wojny, zanim wykrystalizowała się bardziej instytucjonalna pomoc, GUK były takim “wehikułem pomocy”. Cały zespół się zaangażował i wraz z przyjaciółmi, przy współpracy z Konsulatem Ukraińskim w Gdańsku, konwoje były kierowane na Wschód. Udało nam się wysłać w tym czasie 11 TIR-ów z pomocą medyczną. Co ciekawe, mniej więcej rok temu, jeden z naszych TIRów dotarł z medykamentami do Bachmutu, do tamtejszego szpitala. Niestety, ten budynek już prawdopodobnie nie istnieje.
Gdańskie dobre kontakty z Ukraińcami sięgają jeszcze czasów sprzed wojny. Tworzyły się podczas pokojowej współpracy, przy wymianie doświadczeń w budowaniu samorządu.
- Jeszcze przed wojną miałem tam sporo przyjaciół - mówi Bartosz. - Już w czasach studenckich, m.in. z Jackiem Bendykowkim [prezesem Fundacji Gdańskiej] jeździliśmy na Ukrainę szkolić samorządowców. Byłem wtedy młodym radnym Miasta Sopotu, w czasach Sejmiku również utrzymywaliśmy dobre kontakty z obwodem odeskim. Ta sieć kontaków była dość spora. Jeśli jest jedna pozytywna rzecz wynikająca z tej tragedii wojny, to fakt, że pewnie nigdy nie poznałabym tak wielu tak zaangażowanych i tak cudownych ludzi, jak podczas tych naszych wyjazdów. I na pewno będą to przyjaźnie na całe życie.
Wóz asenizacyjny dla Borodzianki - jednego z najbardziej zniszczonych miast Ukrainy
“Wieziemy trochę nadziei”
Wojna trwa już ponad rok. To długo. Do wszystkich głów i serc powoli wkrada się zmęczenie. Lęk o to, co będzie z nami, już tak nie doskwiera. Bardziej męczy inflacja, doraźna polityka i jesteśmy coraz mniej skłonni do poświęceń. Dlaczego więc, zamiast siedzieć w bezpiecznym domu, gdańszczanie pakują kolejne samochody i jadą na Wschód?
Bartosz Piotrusiewicz chwilę się zastanawia. - Pamiętam, jak rok temu w czerwcu, rozdawaliśmy pomoc humanitarną, 600 paczek, w dwutysięcznej Andrijiwce pod Kijowem, okupowanej wcześniej przez Rosjan. O tej wiosce było dość głośno, bo jakiś czas później zidentyfikowano zbrodniarzy wojennych, którzy zamordowali tam 16 osób. Wjechaliśmy tam, a przed jedną z chałup siedzi starsza kobieta z wnuczką, chyba 6-letnią. Przypomniało mi się, że mam na pace, ktoś ją ofiarował, zapakowaną w pudełko lalkę Barbie. Dałem dziewczynce tę lalkę. Dziecko tuliło się do mnie chyba z pół godziny. I wszyscy płakaliśmy: babcia, Patrycja i ja.
- Jesteśmy trochę na osobistej wojnie z Federacją Rosyjską, myślę że jak wielu z nas - dodaje. - Nie składamy broni. Powiem tak, dla nas tam jadących i dla wszystkich, którzy pomagają, wspierają i pamiętają o tragedii tej wojny, to rodzaj zbiorowej terapii. Poczucie, że nie jesteśmy bierni wobec jej okropieństw, tylko robimy coś, żeby w tym morzu zła znalazła się odrobina nadziei. I staramy się trochę tej nadziei, i pomocy, tam zawieźć. I jest jeszcze jedna ważna rzecz. Tam gdzie jedziemy, docierają już tylko Polacy. Jesteśmy jedynymi obcokrajowcami. Siadamy z tymi ludźmi, rozmawiamy… Taka chwila daje im poczucie, że nie są w tej tragedii sami. Oni mówią, że wsparcie psychiczne jest im bardzo potrzebne, uskrzydla do walki i oporu. Walki o ich niepodległość, a zgodnie z doktryną Giedroycia: ”nasza niepodległość nie może istnieć bezpiecznie bez ich niepodległości”.
AKTUALIZACJA z dn. 29 kwietnia 2023 (sobota)
Wyjeżdżając z Gdańska, Bartosz Piotrusiewicz, obiecał informować nas z drogi, co się dzieje i czy dojechali bezpiecznie. Dziś o godz. 17.10 do redakcji nadeszła wiadomość, już z okolic Bachmutu: "Dojechaliśmy do Drużkivki. W oddali huczy artyleria".
AKTUALIZACJA z dn. 30 kwietnia 2023 (niedziela)
Wczoraj polski konwój dojechał do Drużkivki. Wszystko poszło według planu.
- Dowieźliśmy wszystko na miejsce i rozdysponowaliśmy pomiędzy oddziałami - tłumaczy Bartosz Piotrusiewicz - Co kilka minut mijają nas karetki, czasem po dwie, trzy jadące od Bachmutu w kierunku Kramatorska i Słowiańska, to bardzo przygnębiające. Jeśli widzimy jakieś dzieci to rozdajemy zabawki, trochę ich mamy. Tu sporo uśmiechów i radości. Ale był też jeden gość... podjechał na rowerze i czystym rosyjskim zapytał, czy jak amerykanie przestaną nam płacić, to dalej będziemy walczyć. Niemiło.
Rosjanie prowadzą działania na tych terenach od wielu miesięcy, bezskutecznie próbując zająć Bachmut. Komentatorzy oceniają, że ataki rosyjskiej piechoty na miasto to najkrwawsza bitwa w Europie od zakończenia II wojny światowej.
Polacy zjedli kolację z żołnierzami w zrujnowanym budynku administracji państwowej. - Nastroje bojowe. Mówią, że chociaż jest ciężko, bardzo dużo poległych i rannych, mają wyboru. Ich ustąpienie oznaczałoby śmierć cywili - opowiada Piotrusiewicz. - Żołnierze wypatrują kontrofensywy. Ludności cywilnej tu prawie nie widać, tylko pojedyncze osoby.
Zanim gdańszczanie zakwaterowali się w lokalnym hotelu, którego okna wyłożono workami z piaskiem, spędzili wieczór przy herbacie, rozmawiając z żołnierzami. Alkohol jest zabroniony w strefie działań wojennych. Jeden z oficerów piechoty szturmowej, opowiedział im o rzezi w Bachmucie.
- Musiałem sam w głowie sobie tę rozmowę ułożyć, żeby móc zasnąć - dodaje.
W niedzielę popołudniu gdańska ekipa wyładowała resztę rzeczy przywiezionych dla brygady w Charkowie i rozpoczęła podróż powrotną do domu. Po drodze jeszcze odstawili do kliniki weterynaryjnej w Irpieniu małą kotkę ze złamaną łapką, która przyplątała się do nich niedaleko frontowej linii. W klinice okazało się, że kotka jest kocurkiem. Po zabiegu maluch zamieszka u przyjaciół w mieście, ale niewykluczone, że gdy otrzyma papiery paszportowe pojedzie dalej, do Polski.
- Teraz kierunek Kijów. Wracamy - melduje szef konwoju.
Wsparcie finansowe wciąż możliwe jest poprzez stronę internetową Fundacji Gdańskiej: ukraina.gdanskpomaga.pl