Urna z prochami płk. Wincentego Sobocińskiego przejeżdża ulicami Gdańska z Bazyliki św. Brygidy
fot. Piotr Wittman/ gdansk.pl
Ostatnie pożegnanie płk. Sobocińskiego
Sprowadzenie szczątków płk. Wincentego Sobocińskiego to całkowicie oddolna, trwająca kilka lat, inicjatywa grupy gdańskich społeczników i pasjonatów historii. Aktywiści założyli w tym celu stowarzyszenie, którego patronem został polski oficer.
Przed ostatecznym pochówkiem w kraju płk. Wincenty Sobociński odbył symboliczną podróż prowadzącą z dawnego Komisariatu Generalnego RP w Wolnym Mieście Gdańsku (ul. Nowe Ogrody 27, niem. Neugarten, dziś Komenda Miejska Policji), gdzie przed wojną rezydował, właśnie na Westerplatte. To powtórzenie drogi, którą odbył 31 sierpnia 1939 r. na kilkanaście godzin przed pierwszymi strzałami pancernika “Schleswig-Holstein” na polską placówkę wojskową.
Na Westerplatte uroczystość była kontynuowana przy pomniku na Cmentarzu Żołnierzy WP. Podczas tej części ceremonii odczytano nazwiska żołnierzy poległych podczas bohaterskiej obrony półwyspu we wrześniu 1939 r. oraz pochowanych na miejscowym cmentarzu.
Pożegnanie płk. Sobocińskiego rozpoczęło się w Bazylice św. Brygidy, gdzie 23 grudnia 2023 r. złożono urnę z jego prochami
fot. Piotr Wittman/ gdansk.pl
Na koniec urna ze szczątkami polskiego oficera została umieszczona w Wartowni nr 1. W ten symboliczny sposób płk Wincenty Sobociński będzie jeszcze w niedzielę, 1 września, uczestnikiem obchodów 85. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Po ich zakończeniu tego samego dnia prochy pułkownika zostaną przewiezione do miejscowości Murzynno, niedaleko Inowrocławia (Kujawsko-Pomorskie), gdzie 65 lat po śmierci spoczną w rodzinnym grobowcu.
Na ulicę Nowe Ogrody urna z prochami oficera została przewieziona z Bazyliki św. Brygidy w amerykańskim pojeździe wojskowym Willys, zwanym jeepem, z czasów II wojny światowej, w asyście policjantów na motocyklistach i radiowozów.
Jesteś w polskim Gdańsku
Tu uroczystości rozpoczęto od odegrania hymnu narodowego, a następnie chór odśpiewał znaną żołnierską pieśń "Rozkwitały pąki białych róż".
Żołnierski hołd oddany pułkownikowi Wincentemu Sobocińskiemu
fot. Piotr Wittman/ gdansk.pl
- Ten budynek za nami to Komisariat Generalny Rzeczypospolitej Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku. Tu urzędowałeś od 15 maja 1938 r. do pamiętnego dnia 1 września 1939 r. To tutaj jako szef Wydziału V Wojskowego pracowałeś nad wzmocnieniem obronności Składnicy Tranzytowej na Westerplatte oraz innych polskich placówek w Wolnym Mieście Gdańsku. To stąd pojechałeś, w przeddzień wojny, 31 sierpnia na Westerplatte, aby ostatni raz spotkać się z załogą składnicy. Z informacji wywiadowczej Ty już wiedziałeś, że wojna wybuchnie nazajutrz rano, a pomocy nie będzie znikąd - powiedział Stanisław Sikora, wiceprezes Stowarzyszenia im. płk. Sobocińskiego i b. wieloletni szef PTTK w Gdańsku.
Takie wiadomości z ust Wincentego Sobocińskiego mógł usłyszeć wówczas tylko komendant składnicy, mjr Henryk Sucharski.
Modlitwa nad prochami pułkownika. W środku, w żołnierskiej czapce o. Jerzy Jacek Twaróg z Buenos Aires, mikrofon w ręku trzyma ks. Ludwik Kowalski, proboszcz parafii św. Brygidy
fot. Piotr Wittman/ gdansk.pl
- Po 85 latach z dalekiej Argentyny wróciłeś do Polski. Do polskiego Gdańska. Tak jest - Gdańsk jest polski. Polskie jest też Westerplatte, dziś symbol niemieckiej napaści na Polskę. Czekałeś tyle lat w argentyńskiej ziemi. Gościnna Argentyna przyjęła cię jaki emigranta politycznego - mówił wiceprezes Stowarzyszenia im. płk. Sobocińskiego.
Nie byłeś na Westerplatte 85 lat
Podkreślił, że nie mógł już wrócić z wojennej tułaczki do Polski.
- Jednak Twoje serce zawsze było związane z ojczyzną. Pozwól panie pułkowniku, że zanim znajdziesz wieczny spoczynek wśród swojej rodziny, odbędziesz z nami jeszcze raz wędrówkę na Westerplatte. Nie byłeś tam 85 lat. Tam Ciebie oczekują ci, którzy bronili tego polskiego przyczółka we wrześniu 1939 r. i złożyli tam swoje kości. Czeka tam na Ciebie, Twój przyjaciel major Sucharski. Wszyscy oni chcą się z Tobą spotkać ten ostatni raz - dodał Stanisław Sikora.
Zasłużył się ojczyźnie jak mało kto
Lech Parell, szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych (UdSKiOR) wyraził radość, że po latach starań możliwe jest godne pożegnanie w ojczyźnie pułkownika Wincentego Sobocińskiego. - Jest to akt ważny przede wszystkim dla nas. Sam bowiem pułkownik jest już wolny od wszelkich trosk, emocji i rozterek - zaznaczył.
Uroczystość z przemówieniami gości odbyła się na parkingu Komendy Miejskiej Policji, gdzie przed wojną mieścił Komisariat Generalny RP
fot. Piotr Wittman/ gdansk.pl
- Wypełniamy ostatnią wolę kogoś, kto zasłużył się dla Polski. A życiorys pułkownika Sobocińskiego stanowi imponujący przykład biografii żołnierza oddanego ojczyźnie. Należał do pokolenia, któremu wybuch I wojny światowej otworzył drogę do walki o niepodległość. Jako żołnierz Błękitnej Armii generała Hallera i uczestnik wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. był jednym z tych, dzięki którym Polska po ponad 100-letniej niewoli odrodziła się jako niepodległe państwo - podkreślił minister.
Brama nr 2 otwarta w 44. rocznicę zwycięstwa Sierpnia. Tutaj rodziła się Solidarność
Dodał, że narażając życie płk Wincenty Sobociński przekazał mjr. Henrykowi Sucharskiego sekretne informacje dotyczące obrony placówki. - A były to informacje dramatyczne. Najważniejsza z nich była taka, że wojna jest już nieodwracalna, że się wydarzy, że wybuchnie. A druga, może jeszcze bardziej dramatyczna dla obrońców, że tych 200 zgromadzonych na Westerplatte nie może liczyć na żadną pomoc. Odsiecz nie przyjdzie - przypomniał Lech Parell.
Między bohaterstwem a zagładą
- Czy teraz 85 lat po tamtych wydarzeniach czujemy wagę tego, co pułkownik Sobociński, przekraczając zresztą regulaminy wojskowe, powiedział majorowi Sucharskiemu? Zapewne te informacje zaważyły na obronie Westerplatte. Jak wiemy, plany zakładały ograniczone trwanie posterunku na Westerplatte. Ale ta obrona trwała aż tydzień. Tyle właśnie, żeby pokazać opór. Tyle właśnie, żeby dowieść męstwa polskiego żołnierza. Ale jednocześnie, aby nie wytracić wszystkich ludzi. Dzięki temu, ci ludzie po okresie niewoli zacząć pracować dla wolnej Polski - stwierdził szef UdSKiOR.
Ostatni hołd oddany płk. Sobocińskiemu. Od lewej: Alicia Irene Falkowski - ambasador Argentyny w Polsce, Piotr Borawski - zastępca prezydenta Gdańska ds. mobilności i bezpieczeństwa, Lech Parell - szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych
fot. Piotr Wittman/ gdansk.pl
Zaznaczył, że bohaterska obrona Westerplatte wzmocniła morale wszystkich polskich żołnierzy i cywilów stawiających opór Niemcom w 1939 r.
- Niezwykle ważne jest, żebyśmy pamiętali, że musimy zawsze zakładać długie trwanie. Nie tylko wielki, jednorazowy akt bohaterski. Tylko trwanie narodu, społeczeństwa i trwanie naszej idei. A to możemy zapewnić tylko wtedy, kiedy nasi bohaterowie, kiedy my sami zostaniemy przy życiu - nadmienił minister.
Pułkownik w galerii narodowych bohaterów
Podkreślił jednocześnie, że życie pułkownika stanowi “patriotyczną epopeję”, której nie da się streścić w kilku słowach czy zdaniach.
W środku zdjęcia mężczyzna w okularach to Jacek Sobociński, bratanek bohaterskiego pułkownika
fot. Piotr Wittman/ gdansk.pl
- Z pewnością pułkownik Sobociński należy do panteonu naszych narodowych bohaterów. Jego czyny wpisały się w najpiękniejsze karty naszej historii. Cześć Jego pamięci. I wielkie podziękowanie dla tych, którzy tej pamięci wciąż strzegą - zakończył wystąpienie Lech Parell.
Jego życie to lekcja patriotyzmu
W imieniu władz miast przemawiał Piotr Borawski, zastępca prezydenta Gdańska ds. mobilności i bezpieczeństwa.
- To pułkownik Sobociński 31 sierpnia 1939 r. przekazał majorowi Henrykowi Sucharskiego informację, że nazajutrz wybuchnie wojna, a placówka nie może liczyć na żadną pomoc wojskową z kraju. Wszyscy wiemy co było później. Żołnierze bronili wtedy Westerplatte, znakomicie wiedząc, że pomoc nie przyjdzie. Bohaterska obrona tego skrawka Polski stała się symbolem walki w obronie dobra aż do śmierci - mówił Piotr Borawski.
Podziękował gdańskim społecznikom za pomysł i sprowadzenie prochów oficera do ojczyzny.
- Dzięki pasjonatom ze Stowarzyszenia im. płk Sobocińskiego godnie i z honorami kończy się jego ziemska droga. Dzięki Państwu wiele osób dowie się, że istniał ktoś taki, jak pułkownik Wincenty Sobociński. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że pamięć o płk. Wincentym Sobocińskim odzyskuje właściwy wymiar. Z korzyścią dla polskiej historii, dla chwały obrońców Polski w 1939 roku. Mam nadzieję, że jeszcze przez wiele następnych pokoleń - podkreślił zastępca prezydenta Gdańska.
Bez tej osoby pochówek w Polsce płk. Sobocińskiego nie miał żadnych szans na powodzenie. O. Jerzy Jacek Twaróg z Medalem "Pro Patria", który wręczył mu Lech Parell, szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych
fot. Piotr Wittman/ gdansk.pl
Podkreślił, że płk Wincenty Sobociński w pełni zasługuje na naszą pamięć, a jego życie stanowi prawdziwą lekcję patriotyzmu.
- Kolejny bohater jest z honorami żegnany. Długo czekał na to, żeby być godnie odprowadzony na miejsce swojego spoczynku, ale przyszedł czas, że razem możemy uczestniczyć w tej jakże ważnej uroczystości. Wiemy, że jego wolą było spocząć na polskiej ziemi. Cieszę się, że żyjemy w Polsce, która szuka swoich bohaterów, odnajduje, oddaje hołd i zwraca najbliższym. Mam nadzieje, że inni żołnierze dotąd nie odnalezieni, pochowani na odległej ziemi wrócą z honorami do Polski. Choćby miało to trwać wiele lat i wymagało wiele wysiłku - dodał Piotr Borawski.
Historia bez kitu: Obrona Westerplatte – pierwsze starcie II wojny. Rozmowa z dr. Janem Szkudlińskim
Słowa wdzięczności od ambasador Argentyny
Głos podczas uroczystości zabrała Alicia Irene Falkowski, ambasador Argentyny w Polsce.
Nienaganną polszczyzną pokreśliła, że udział w uroczystości jest dla niej wielkim zaszczytem.
- To, że mogę być tutaj świadkiem tej wytrwałości polskiej, że potrafiliście sprowadzić z powrotem - zgodnie z jego wolą - wielkiego polskiego bohatera. Jako dziewczynka, córka Polaka i Litwinki, nie miałam pojęcia, że chodzę pośród takich nadzwyczajnych ludzi, od których cały świat się uczy, jak utrzymać kulturę, godność i patriotyzm. To jest niesamowity wzór dla wszystkich. Ja tu tylko skromnie reprezentuję rząd Argentyny, kraju, który przyjął hojnie, otwarcie i bezwarunkowo Polaków jako imigrantów, którzy wiele poświęcili dla rozwoju mojego państwa - mówiła dyplomatka.
Westerplatte 1939. Od prawej: major Henryk Sucharski, porucznik Leon Pająk, Wincenty Sobociński (w cywilu), kapitan Franciszek Dąbrowski
mat. PAN Biblioteka Gdańska
Kto otrzymał Medal "Pro Patria"?
Podczas uroczystości wyróżniony został o. Jerzy Jacek Twaróg z zakonu bernardynów, który na co dzień opiekuje się też Muzeum Wojska Polskiego w Buenos Aires. Bez tego duchownego sprowadzenie prochów płk. Wincentego Sobocińskiego do Polski byłoby niemożliwe.
O. Jerzy Jacek Twaróg otrzymał z rąk Lecha Parella Medal „Pro Patria”. Odznaczenie to jest przyznawane osobom w uznaniu ich szczególnych zasług w kultywowaniu pamięci o walce o niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej.
Wspomnienie bratanka pułkownika
Na uroczystości w Gdańsku nie zabrakło najbliższej rodziny pułkownika. Był wśród nich jego bratanek Jacek Sobociński, który po ponad 30 latach życia na emigracji w Australii zamieszkał w Bydgoszczy. Jego ojciec był najmłodszym bratem polskiego oficera.
- To bardzo ważne wydarzenie, szczególnie dla młodego pokolenia. Musimy wciąż przypominać tragedię i heroizm tych, którzy nas bronili podczas wojny. Mój wujek nie miał szans po wojnie na powrót do ojczyzny. W komunistycznej Polsce czekałby go niechybnie wyrok śmierci - mówił krewny pułkownika.
Jacek Sobociński opowiedział gdansk.pl, że jego wujek kontaktował się listownie z rodziną w Polsce. Ale z uwagi na bezpieczeństwo, korespondencja ta była prowadzona “drogą okrężną” poprzez znajomych w Chicago.
Złoty jubileusz Wartowni nr 1 na Westerplatte. Nowa wystawa już czynna
Urna z prochami szefa Wydziału V Wojskowego Komisariatu Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku spocznie ostatecznie w grobie rodzinnym w Murzynnie na Kujawach 1 września 2024 r.
fot. Dominik Paszliński/ gdansk.pl
Tym żyje Gdańsk. Andrzej Drzycimski, historyk: - Westerplatte to polskie Termopile!
Jak do Polski sprowadzono prochy pułkownika?
Po uzyskaniu zgody krewnych ekshumacja szczątków polskiego oficera z cmentarza komunalnego św. Izabeli w Merlo, jednej z wielu dzielnic ok. 17-milionowego Buenos Aires, miała miejsce w listopadzie 2023 r.. Uroczyste pożegnanie Wincentego Sobocińskiego z argentyńską ziemią i tamtejszą Polonią odbyło się 10 grudnia 2023 r. w Sanktuarium Maryjnym w Lujan. Liturgię celebrował biskup polowy Wojska Polskiego Wiesław Lechowicz.
Następnie, 23 grudnia 2023 r., urna z prochami podpułkownika została przewieziona samolotem do Amsterdamu, a potem także drogą lotniczą do Krakowa.
W delegacji podróżującej z Ameryki Południowej był o. Jerzy Jacek Twaróg z zakonu bernardynów, pod którego opieką jest Muzeum Wojska Polskiego w Buenos Aires. Polski zakonnik na początku odszukał grób Wincentego Sobocińskiego, a później zajął się pozostałymi formalnościami.
Pięćdziesiąt lat temu sprowadzono do Gdańska prochy majora Henryka Sucharskiego, dowódcy obrony Westerplatte. ROZMOWA
W kaplicy na lotnisku w Krakowie-Balicach m.in. w asyście wojskowej odbyło się uroczyste powitanie Wincentego Sobocińskiego na ojczystej ziemi, niemal 65 lat po jego śmierci - oficer zmarł 29 lipca 1959 r.
Aleja na cmentarzu komunalnym św. Izabeli w dzielnicy Merlo w Buenos Aires, gdzie spoczął Wincenty Sobociński
archiwum prywatne o. Jerzego Jacka Twaroga
Po tej ceremonii członkowie Stowarzyszenia im. płk. Wincentego Sobocińskiego przewieźli samochodem urnę z prochami oficera do Bazyliki św. Brygidy w Gdańsku.
Dramatyczna sytuacja Westerplattczyków
Zgodnie z planem, Westerplatte miało bronić się najpierw sześć godzin, do czasu nadejścia odsieczy. Polska załoga wierzyła, podobnie jak całe społeczeństwo II RP, że wojna - jeśli nawet wybuchnie - to potrwa krótko, bo w działania militarne włączą się Francja i Wielka Brytania.
Westerplatte. Nestor polskiej szkoły reportażu broni dobrego imienia majora Sucharskiego
Płk Wincenty Sobociński nie chciał zostawić obrońców Westerplatte w nieświadomości, jak w rzeczywistości beznadziejna jest sytuacja. Jego decyzja miała charakter moralny, była podjęta na własną rękę. Ostrzeżenie przekazane m.in. majorowi Henrykowi Sucharskiemu, dowódcy polskiej placówki wojskowej, miało wpływ na późniejszą decyzję o kapitulacji po siedmiu dniach walki.
Aby zrozumieć, jak niebezpiecznej misji podjął się 31 sierpnia 1939 r. płk Wincenty Sobociński trzeba przypomnieć kontekst historyczny.
Pierwszy grób Wincentego Sobocińskiego w Argentynie. Pułkownik zmarł w wieku 65 lat
archiwum prywatne o. Jerzego Jacka Twaroga
Od 1933 r. władzę w Wolnym Mieście Gdańsku zaczęli przejmować hitlerowcy. Nasilały się szykany i represje wobec mniejszości żydowskiej, a następnie polskiej. Rósł niemiecki nacjonalizm i żądza odwetu za straty terytorialne, jakie Niemcy poniosły wskutek I wojny światowej. Polski rząd przewidywał wybuch konfliktu militarnego w Gdańsku. Zakładał, że w pierwszej kolejności Niemcy zaatakują wszystkie ośrodki w mieście, reprezentujące interesy Rzeczpospolitej Polskiej: Westerplatte, Pocztę Polską, koleje.
W połowie sierpnia 1939 r. stworzono korpus interwencyjny pod dowództwem generała Stanisława Skwarczyńskiego składający się z 27. i 13. dywizji piechoty. Plan był taki, że w przypadku puczu w Gdańsku ze strony Niemców, to ci żołnierze zainterweniują i wejdą na teren miasta. Dodatkowo, Wojskowa Składnica Tranzytowa na Westerplatte miała otrzymać pomoc w formie desantu ze strony 2. Morskiego Batalionu Strzelców.
Odważna misja Sobocińskiego na Westerplatte
31 sierpnia o świcie Wincenty Sobociński dowiedział się od majora Jana Żychonia z wywiadu wojskowego, że korpus interwencyjny został rozwiązany, a żołnierze z Westerplatte nie mogą też liczyć na wsparcie 2. MBS. Dodatkowo, oficer został poinformowany, że Niemcy prawdopodobnie uderzą w ciągu najbliższych 24 godzin.
Westerplatte we wrześniu 1939 roku podczas pierwszych dni wojny. Zobacz ZDJĘCIA
Co zrobił w tej sytuacji Wincenty Sobociński, który formalnie nie był zwierzchnikiem majora Henryka Sucharskiego? Wiadomo, że obaj znali się od wielu lat ze szkoleń wywiadu i kontrwywiadu. Byli zaprzyjaźnieni i widywali się prywatnie.
Wincenty Sobociński w cywilnym ubraniu wsiadł w samochód i wraz z kierowcą ruszył na Westerplatte. Dotarł na miejsce ok. godz. 14.00. Był na obiedzie w kasynie podoficerskim
Relacjonował, że sytuacja w Gdańsku jest coraz bardziej gorąca. W pewnym momencie poprosił mjr. Henryka Sucharskiego o rozmowę w cztery oczy. To właśnie wtedy wyjawił, że Westerplatte nie może liczyć na żadną pomoc polskiego wojska, a wojna może wybuchnąć w każdej godzinie. Major złożył przyrzeczenie, że zachowa treść tej rozmowy w tajemnicy.
Chwila modlitewnej zadumy o. Jerzego Jacka Twaroga nad grobem polskiego oficera
archiwum prywatne o. Jerzego Jacka Twaroga
Prawie 14 mln zł dla Gdańska za Westerplatte. Odszkodowanie po decyzji wojewody
Wyjazd Wincentego Sobocińskiego na Westerplatte był niewątpliwie aktem dużej odwagi. W żadnej mierze nie wynikało to ze służbowego przymusu. Przejeżdżał przez miejsca, gdzie już stacjonowały jednostki niemieckie przygotowujące się do ataku na polską placówkę wojskową. Ryzykował zatrzymanie i aresztowanie.
Ostatnią wizytę Wincentego Sobocińskiego wśród polskich żołnierzy można zobaczyć w dwóch filmach fabularnych: “Westerplatte” (1967) w reżyserii Stanisława Różewicza oraz “Tajemnica Westerplatte” (2013) w reż. Pawła Chochlewa. W pierwszym dziele podpułkownika zagrał Zdzisław Mrożewski, a w drugim Jan Englert.
Jak ostatnią wizytę Sobocińskiego wspominali Westerplattczycy?
Relacja kpt. Franciszka Dąbrowskiego:
W godzinach południowych przybył do nas podpułkownik Wincenty Sobociński, szef wydziału wojskowego Komisariatu Generalnego.
W okresie poprzedzającym wojnę stawiano załodze Westerplatte jako zadanie obronę przez sześć godzin, uwzględniano przy tym możliwość stawiania oporu proporcjonalnie do stanu liczebnego załogi, uzbrojenia, urządzeń obronnych terenu oraz małego obszaru. W ciągu tych sześciu godzin miała nadejść odsiecz drogą morską z Gdyni oraz wsparcie ogniowe z jednostek pływających Marynarki Wojennej.
Podpułkownik Sobociński, zazwyczaj pogodny i wesoły, był w tym dniu niezwykle poważny. Żegnając się z nami zwiększył przewidziany czas obrony załogi do dwunastu godzin …
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z POŻEGNANIA W GDAŃSKU PŁK. WINCENTEGO SOBOCIŃSKIEGO:
Relacja ppor. Zdzisława Kręgielskiego:
31 sierpnia, gdy przyszedłem na obiad do kasyna, zastałem tam również podpułkownika Sobocińskiego. Twarze majora Sucharskiego i kapitana Dąbrowskiego były poważne. Niemniej jednak obiad upłynął w bardzo miłym nastroju.
W pewnym momencie podpułkownik wstając z miejsca podjął kieliszek i powiedział: “Nie wiemy, kiedy się zobaczymy, ale mam do was jedną prośbę: nie dajcie się zaskoczyć”.
Potem podszedł do mnie i odezwał się: “Z wszystkimi jestem po imieniu, tylko nie z tobą, <Mały> (moje przezwisko na Westerplatte), dlatego piję z tobą za braterstwo, ażebyś pamiętał, że jesteśmy wszyscy jak w jednej rodzinie i jak jedna rodzina musimy się wspólnie wspierać”.
W tym momencie uświadomiłem sobie, jak blisko jest niebezpieczeństwo i jakich wartości potrzeba, ażeby podołać nierównej walce.
Pod koniec obiadu podpułkownik jeszcze raz zwrócił się do nas z ostatnim apelem: “Pamiętajcie, nie dajcie się zaskoczyć, a jeżeli wytrzymacie 12 godzin, to gdy losy na to pozwolą, całą załogę ozłocimy”.
Następnie poprosił mnie do osobnego pokoju i tam w bardzo serdecznych słowach zwrócił się do mnie: “Słuchaj, <Mały>, mówię z tobą jak z oficerem i mężczyzną - mała nadzieja na uratowanie życia. Bijecie się o honor żołnierski i polski Gdańsk. Wasza postawa zadecyduje, jak was będzie sądziła przyszłość. Wiem, że masz matkę na utrzymaniu. Podaj mi jej adres, a jeśli będę mógł, zrobię dla niej wszystko, ażeby mogła żyć w spokoju. Ty bądź przygotowany na najgorsze i jeszcze raz pamiętaj, nie daj się zaskoczyć. Przewaga po tamtej stronie jest olbrzymia. Jestem przekonany, że potrafisz wspólnie z innymi udźwignąć i wypełnić to trudne zadanie, że będziecie bronili się 12 godzin”.
Słowa podpułkownika wywarły na mnie ogromne wrażenie. Będę mu zawsze wdzięczny za tę szczerość i nieowijanie prawdy w bawełnę. Bez potoku frazesów o mocarstwowości i temu podobnych rzeczach, którymi się wtedy każdego karmiło, słowa te dokonały więcej aniżeli kilka broszur propagandowych.
Co wiadomo o losach pułkownika na obczyźnie?
11 lat życia Wincentego Sobocińskiego na obczyźnie oprócz tego, że był członkiem stowarzyszenia Polaków w Argentynie Orzeł Biały, to jedna wielka “biała plama”.
Zdjęcie z 27 maja 2021 r. z okazji modlitwy o. Jerzego Jacka Twaroga i oddania hołdu oficerowi, w którego życiu Gdańsk stał się bardzo ważnym epizodem
archiwum prywatne o. Jerzego Jacka Twaroga
- Od śmierci pułkownika minęły już 64 lata. Nie znalazłem na miejscu nikogo, kto pamiętałby jego oraz żonę. Oboje nie mieli dzieci. Odnalazłem jedynie jego grób, nad którym się pomodliłem. A to wcale nie było takie pewne, bo w Argentynie jeśli grób nie jest opłacony, to po 5 latach od pogrzebu zmarły jest przenoszony do masowej mogiły. Okazało się, że to żona Wincentego Sobocińskiego wykupiła jego miejsce pochówku na 100 lat - mówił w sierpniu 2023 r. naszemu portalowi o. Jerzy Jacek Twaróg.
Bogaty życiorys Wincentego Sobocińskiego
Jak podaje Gedanopedia, internetowa encyklopedia Gdańska, Wincenty Sobociński urodził się 14 sierpnia 1894 r., zmarł 29 lipca 1959 r. Miał sześciu braci i cztery siostry.
Kariera wojskowa do czasów wojny
Po zdaniu matury w 1913 r. rozpoczął studia medyczne, przerwane po pierwszym semestrze wybuchem I wojny światowej. W listopadzie 1914 r. został powołany do służby w armii niemieckiej. Służył w jednostkach w Stralsundzie i Szczecinie. Walczył na frontach: rosyjskim, rumuńskim i zachodnim. W sierpniu 1918 r. podczas walk nad Sommą w północnej Francji dostał się do niewoli brytyjskiej.
29 listopada 1918 r. Wincenty Sobociński wstąpił do Armii Polskiej gen. Józefa Hallera. W maju 1919 r. powrócił z "Błękitną Armią" do Polski.
Walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. 23 września 1920 r. w walkach pod Grodnem został ranny w rękę i ramię. Po wyleczeniu w szpitalu w Inowrocławiu powrócił na stanowisko dowódcy kompanii do swojego pułku, przekształconego w 3. Syberyjski Pułk Piechoty. Został dowódcą Batalionu Sztabowego oraz 1. Kompanii Ciężkich Karabinów Maszynowych (CKM). W następnych latach pełnił wiele ważnych stanowisk w strukturach wojska.
Służba w Wolnym Mieście Gdańsku
Awans na stanowisko szefa Wydziału V Wojskowego Komisariatu Generalnego RP w Wolnym Mieście Gdańsku otrzymał 15 maja 1938 r.
Noc z 31 sierpnia na 1 września 1939 r. spędził w budynku Komisariatu RP.
1 września 1939 r., około godziny 10.00, pomimo posiadania immunitetu dyplomatycznego, został wraz z innymi aresztowany przez gdańską policję i przewieziony do Victoriaschule. Na dziedzińcu szkoły otrzymał silny cios kolbą karabinu w plecy. Z polecenia niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych wraz z innymi polskimi dyplomatami w Gdańsku przewieziony został następnie do budynku Prezydium Policji przy Karrenwall 9 (ul. Okopowa).
Po zabraniu z mieszkania rzeczy osobistych, wraz z innymi przetrzymywany był w hotelu Vanselow przy Heumarkt 3 (Targ Sienny).
Długa tułaczka po Europie
Rankiem 4 września z grupą polskich dyplomatów, wywieziony został do Tylży (dziś Sowietsk, Obwód Kaliningradzki). I następnego dnia wymieniony został za kapitana Ludendorffa z attachatu niemieckiego w Warszawie.
Po przekroczeniu granicy litewskiej zatrzymał się w Kownie. 7 września przekroczył granicę polsko-litewską i pociągiem 9 września dotarł do Brześcia, gdzie zameldował się w Naczelnym Dowództwie. Na jego rozkaz 18 września przekroczył granicę polsko-rumuńską w Kutach. Został internowany w obozie w Călimănești (Rumunia). W konsulacie polskim otrzymał fałszywy paszport na nazwisko: Witold Filipowicz i wyjechał do Francji, gdzie dotarł na początku grudnia 1939 r.
Od 5 grudnia 1939 r. do 26 czerwca 1942 r. pełnił służbę w biurze generała Kazimierza Sosnkowskiego, w Oddziale VI Sztabu Naczelnego Wodza. 27 czerwca 1942 r. został mianowany szefem Sztabu 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Podczas skoku spadochronowego odniósł kontuzję. Przeniesiono go do Inspektoratu Zarządu Wojskowego, a następnie do Sekcji Taktycznej Samodzielnej Kompanii Grenadierów (jednostki specjalnej przeznaczonej do działań dywersyjnych za linią frontu).
Wycinek "Głos Polskiego" z 7 sierpnia 1959 r. informujący o śmierci Wincentego Sobocińskiego
fot. o. Jerzy Jacek Twaróg
1 stycznia 1945 r. Wincenty Sobociński został pułkownikiem dyplomowanym. Po zakończeniu wojny 31 sierpnia 1945 r. przydzielony do Polskiej Misji Wojskowej przy brytyjskiej 21. Grupie Armii marszałka Bernarda Law Montgomery, a 12 lutego 1946 r. do Polskiego Sztabu Łącznikowego przy Kwaterze Głównej Brytyjskiej Armii Renu.
6 września 1946 r. zdecydował się na wstąpienie do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia w Wielkiej Brytanii.
Ostatni etap życia - Argentyna
Wincenty Sobociński wyemigrował do Argentyny, gdzie przybył wraz z żoną 16 maja 1948 r. na statku „Cordoba”.
Co tak naprawdę kupił w Gdańsku Mieczysław Jałowiecki?
Przy załatwianiu formalności ze służbami granicznymi, podał, że z zawodu jest stolarzem meblowym. Był to los typowy dla wielu polskich oficerów, którzy - nie mogąc wrócić do zajętej przez komunistów ojczyzny - musieli na nowo ułożyć swoje życie. Nie byli już młodzi, pracowali na słabo płatnych stanowiskach, zazwyczaj fizycznie. Jeden z największych bohaterów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie - gen. Stanisław Maczek - po wojnie był barmanem w Szkocji.
Dwa wspomnienia żołnierzy zacytowane w artykule pochodzą z książki "Westerplatte", autorstwa Zbigniewa Flisowskiego