W spotkanu uczestniczyli inż. architekt Anna Golędzinowska, Michał Szymański z Zarządu Dróg i Zieleni, Leszek Miazga - wiceprezes Rady Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Reklamy Wielkoformatowej.
Co mówili goście?
Leszek Miazga: - Nie wszystko, co potocznie możemy nazywać reklamą jest faktycznie reklamą profesjonalną i zawodową, którą zajmują się firmy reklamowe. Większość tego „śmietnika”, tego bałaganu, który obserwujemy na mieście, nie powstała z inicjatywy ani działania firm reklamowych. To są zazwyczaj akty wandalizmu, czy też samowolki, realizowane przez nieprofesjonalne, prywatne osoby albo przez small businessowe działania. One z profesjonalną reklamą w przestrzeni miejskiej nie mają wiele wspólnego. Większość elementów, które nam wszystkim, mnie również, przeszkadzają, to małe, pstrokate banerki, wieszane gdzieś na płotach, które zdecydowanie powinny zniknąć. Natomiast przestrzegałbym przed zbyt radykalnym podejściem do zasad i przepisów uchwały reklamowej, gdyż można wylać dziecko z kąpielą - mówił Miazga.
Anna Golędzinowska: - Cenię fakt, że autorzy podeszli indywidualnie do różnych stref miasta. Trzeba wziąć pod uwagę, że istnieje coś takiego, jak percepcja przestrzeni i specyfika percepcji przestrzeni poszczególnych fragmentów miasta. Naturalnym jest, że większe nośniki reklamowe pojawiają się w sąsiedztwie ulic przyspieszonego ruchu, dlatego, że możliwość przyciągnięcia uwagi odbiorcy jest zupełnie inna niż w przypadku kameralnej uliczki na starym mieście, gdzie wystarczy niewielki napis lub szyld.
Michał Szymański: - Proponuję każdemu mieszkańcowi Gdańska taki eksperyment: przejechanie się wybraną ulicą miasta i zwrócenie uwagi na reklamy. Na jakie reklamy Państwo zwrócą uwagę? Czy będą to drobne banery, czy tablice systemowe, tzw. billboardy, czy też siatki reklamowe zasłaniające budynki, w najlepszym wypadku ich ściany szczytowe, czyli bez okien, ale co także się zdarza, i to przy głównych arteriach miasta, przesłanianie fasad budynków?
Szymański odpowiadał również na pytania internautów.
„Moim zdaniem trzeba najpierw zobaczyć co wymaga usunięcia z miasta, a dopiero później brać się za usuwanie. Nie można wylewać dziecka z kąpielą. W mieście jest chaos, nie ma co, ale przecież faktem jest, że firmy i tak muszą się gdzieś reklamować. Moje pytanie: dlaczego miasto nie zweryfikuje najpierw, które reklamy są legalne, a które nie?” - pytał pan Tadeusz.
- Informacje o legalnych reklamach są przechowywane w archiwum Wydziału Architektury i Zabytków. Czasami nie wiadomo jednak, która reklama jest legalna, a która nie, i czy dana lokalizacja reklamy wymaga decyzji administracyjnej. Zaproponowaliśmy okres dostosowawczy reklamy legalnej i nielegalnej. Każdy, kto udowodni, że dopełnił wymogów formalnych przy lokalizowaniu reklamy, będzie mógł skorzystać z 24-miesięcznego okresu dostosowawczego - odpowiedział Michał Szymański.
„Jakie Gdańsk ma plany na uporządkowanie reklamy wyborczej? Czy w następnej kampanii miasto znów będzie obwieszone dyktą przydrutowaną do słupów i latarni?” - pytał pan Łukasz.
- Zaproponowaliśmy ograniczenie typów dopuszczalnej reklamy wyborczej m.in. przez wyeliminowanie tzw. dykty na rzecz bardziej estetycznych nośników PCV oraz wykluczenie możliwości lokalizowania reklam na słupach oświetleniowych przy głównych ciągach komunikacyjnych, np. w obszarze Alei Zwycięstwa, gdzie dotychczas tych reklam było najwięcej, i były szczególnie uciążliwe estetycznie - tłumaczył Szymański.
Projekt uchwały krajobrazowej będzie przegłosowany przez Radę Miasta Gdańska prawdopodobnie w czerwcu tego roku.
OBEJRZYJ NASZ WIDEOCZAT