Felicja Krzymińska. Gdańska nauczycielka chemii świętowała setne urodziny
Kazimierz Żukowski urodził się 3 sierpnia 1924 roku w położonym w województwie lubelskim Bełżcu. Szkołę skończył w Chełmie, tu też spędził młodość. Miłość spotkał w Biłgoraju, ale to dopiero dużo później. Wcześniej osiedlił się w Gdańsku, do którego przyjechał 5 maja 1945 roku. Uczestniczył w odgruzowywaniu miasta.
- Tata przyjechał do Gdańska tuż po wojnie, losy tak nim pokierowały, jak wieloma innymi z jego pokolenia - wspomina córka, Jolanta Żukowska.
Jeszcze za czasów okupacji pracował na kolei. Dlatego jak tylko przyjechał do Gdańska, od razu wstąpił na kolej i już tam pracował cały czas - jako zaopatrzeniowiec. Zaopatrywał magazyny, zapewniał pracownikom odzież roboczą itd. Pracował aż do 1991 roku, opóźnił więc sobie emeryturę. Ale to lubił.
- Jakiś czas później do szkoły filmowej w Łodzi chcieli mnie zwerbować, namawiali, że dziewczyny będą fajne, ale nie chciałem. Na kolejarza chciałem, od początku, bo mój tata też pracował na kolei - wspomina pan Kazimierz.
Małżeństwo emerytowanych kolejarzy razem ponad 60 lat. „Całe życie będziemy się docierali”
Ślub błyskawiczny
Te dziewczyny w ogóle przez długi czas go nie interesowały, więc jak na tamte czasu miłość poznał późno. Z żoną, zmarłą sześć lat temu Janiną, ślub wziął w 1952 roku. Miał wtedy 28 lat.
- Pojechałem do brata taty, do Biłgoraju, i żona tego brata powiedziała „Kazik, ja cię tu ożenię. Jedna taka pracuje w Lublinie na uczelni, nie mogła przyjść, ale jest druga, ona pracuje u burmistrza”. I przyprowadzili taką, no dziewczynkę, bo ona taką dziewczęcą buzię miała, i powiedziałam „no dobrze, może być”. Zapytałem ją, czy na pewno tego chce. Ona odpowiedziała „ja na pewno nikogo innego nie chcę, tylko ciebie”. Mówię więc „no to dobra, idź do burmistrza, jutro bierzemy ślub - wspomina pan Kazimierz.
- Na pewno od razu spodobali się sobie – komentuje pani Jolanta.
Soczewki z Teksasu
Jako jedyny z rodziny skończył 100 lat. Przeżył dwóch braci i siostrę, a także żonę i dwoje dzieci – syna i córkę. Ze względu na stan zdrowia mieszka z nim opiekunka całodobowa, a najstarsza córka stale go odwiedza. Choć problemów z racji wieku ma sporo, jest pogodny.
- Tęsknię za tym, żeby być zdrowym. I chciałbym wytrzymać do „trzysetki”. Takie jest moje marzenie, żeby przekroczyć dwusetkę i na trójkę zamienić. Jak miałem 99 lat jeszcze, to na spacerek z pieskiem chodziłem, słuch i wzrok miałem dobry. No, zaćmę miałem, ale jeden dobry profesor mnie zoperował. Po tej operacji, to widziałem ze szpitalnego okna budynki z oddali tak dobrze, że pamiętam nawet jak pani na balkonie rozwiesza czerwoną bieliznę. Soczewki z Teksasu mi wstawili, o. Takie dobre – chwali pan Kazimierz.
Pytany o to, jaki jest jego przepis na długowieczność, mówi: Nie przejmować się. I mieć wygodne buty.
Gdańska stulatka, która pracowała na poczcie. Długowieczność? Apetyt, czyli pani Ela je wszystko