Izabela Biała: Centra usług wspólnych i biznesowych zawojowały trójmiejski rynek nieruchomości biurowych w minionym roku. Rok 2016 będzie prawdopodobnie należał do firm skandynawskich. Podczas jednej z branżowych konferencji wspomniał pan, że nie bez znaczenia dla tego trendu jest obecność na miejscu skandynawistów. Te filologie są wykładane na Uniwersytecie Gdańskim od zawsze. Co sprawiło, że akurat teraz nabrały szczególnego znaczenia?
Jake Jephcott: - To przede wszystkim kwestia dobrej dostępności rynku. Jeszcze kilka lat temu Polska nie była rozważana przez firmy skandynawskie jako miejsce rozwoju biznesu. Mam wielu znajomych, którzy 20 lat temu wyemigrowali do Szwecji czy Norwegii jako absolwenci wspomnianych filologii, a teraz wracają do Polski, by tutaj pracować dla swoich skandynawskich pracodawców.
Gdańsk jako najbliższy sąsiad, do którego można dostać się samolotem w zaledwie godzinę, to naturalny wybór dla firm szwedzkich, fińskich czy norweskich. Poza tym mamy w Gdańsku dużo szerszą ofertę biur na wynajem niż kiedyś. Doceniły to już fińskie koncerny Kemira, Metsa, Avaus Marketing Innovations czy np. norweska grupa Schibsted, które w ciągu ostatnich dwóch lat utworzyły swoje centra w Gdańsku.
Za sprawą agencji takich jak “Invest in Pomerania” rośnie świadomość możliwości rozwoju w naszym regionie wśród firm po tamtej stronie Bałtyku. Skandynawia jest dla nas bardzo ważna, zarówno dla Gdańska i regionu, jak i dla Olivia Business Centre. Skandynawsko-Polska Izba Handlowa to partnerzy naszych działań i mamy nadzieję przyciągnąć razem więcej inwestorów. Dzięki informacjom Izby oraz naszym własnym kontaktom coraz lepiej poznajemy potrzeby rynkowe naszych sąsiadów.
Co ciekawe, to jednak nie Gdańsk, a Kraków przecierał szlaki inwestycjom skandynawskim w Polsce. Stolica małopolski jest teraz miastem słynącym na świecie z komfortowych biur. Reszta Polski, w tym Gdańsk, korzysta z tej sławy.
Oczywiście Szwedzi czy Norwegowie szukają ludzi mówiących w ich językach i nie bez znaczenia jest dla nich możliwość pozyskania pracowników z taką umiejętnością na miejscu. Można powiedzieć, że filologie skandynawskie przynoszą korzyści całej metropolii. W Thomson Reuters w Gdyni pracuje się przecież w 30 językach, więc i tam ich absolwenci znajdą zatrudnienie.
Języki obce są coraz ważniejsze i jak obserwuję ostatnio - niestety sam angielski nie wystarczy. Ich znajomość zawsze była paszportem do świata, ale teraz wydaje mi się, że karierę można rozpoczynać nawet tylko w oparciu o bardzo dobrą znajomością języków.
Znajomość języków jest ważniejsza od wiedzy zawodowej? Dlaczego?
-Wielu procesów, które stosują dziś firmy można się nauczyć już w pracy. Oczywiście dobrze jest znać się na księgowości, ale pracodawca spokojnie może wdrażać swoich pracowników w ich przyszłe zadania przez kilka miesięcy. Natomiast nauka języka zabiera kilka lat, jest to więc najcenniejsza kompetencja, której oczekuje się od kandydata. My również szerzymy taką informację wśród studentów w ramach projektu “Olivia Campus”.
Podczas jednego ze spotkań w ramach tego projektu powiedział pan studentom, że nie powinni spieszyć się z wyjazdem z Gdańska, bo czeka tu na nich wiele możliwości rozwoju. Czy są to słowa skierowane do wszystkich czy głównie do studentów IT? A co z tymi, którzy studiują pedagogikę lub inny, równie nieoczywisty dla biznesu kierunek?
- Nie można koncentrować się wyłącznie na potrzebach firm poszukujących specjalistów IT. Owszem, te przewodzą w tej chwili, ale to tylko wierzchołek potrzeb pracodawców. Przedstawiciele kolejnych branż przyjdą do nas, jeśli ci którzy już tu są, będą odnosić sukcesy.
Dla inwestora bardzo ważni są potencjalni pracownicy, dlatego od trzech lat ściśle współpracujemy z Uniwersytetem Gdańskim, m.in. przy projekcie Olivia Campus. Chcemy ułatwić młodym ludziom przejście ze studiów do pierwszej poważnej pracy. Kiedy jest się studentem, nie zawsze wiadomo w jaki sposób i gdzie wykonać pierwszy krok w zawodowym życiu.
Wraz z menadżerami firm rezydujących w OBC przygotowaliśmy m.in. prezentacje dla studentów na temat oczekiwań naszych pracodawców. Była oczywiście mowa o językach, ale także o: osobowości, pasji, determinacji, umiejętności pracy w zespole. Wszystkie te umiejętności miękkie są bardzo ważne i wcale nie tak oczywiste dla każdego. Menadżerowie szukają ludzi, którzy mają to “coś”, co niekoniecznie jest powiązane z kierunkiem studiów.
Organizujemy też targi pracy dla uczestników projektu. Można złożyć swoje CV, przejść treningową rozmowę rekrutacyjną w sprawie pracy i w efekcie otrzymać staż w jednej z naszych firm. Po takich stażach sześć osób z 20 uczestniczących w pierwszej edycji programu otrzymało pracę na cały etat. Ich kierunek studiów nie miał znaczenia.
Studenci są u nas zawsze mile widziani. Mogą wpaść na lunch do jednej z naszych restauracji, pobyć w biznesowym środowisku i - być może - spotkać jakiegoś menadżera i zacząć rozmowę...
W pierwszym roku przyjęliśmy do programu 20 studentów, w kolejnym - 40. W tym roku musieliśmy zrobić przerwę, ale wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku akademickim zaprosimy 60 osób. OBC w międzyczasie zwiększyła liczbę rezydentów, będzie więc większe wachlarz firm i branż. Polecam udział w programie - można tylko zyskać. Nigdy nie wiesz, co się może wydarzyć na twojej drodze, ale trzeba być otwartym, wykazać inicjatywę - powtarzam studentom.
A propos współpracy. Podczas wystąpienia na zeszłorocznej edycji InfoShare mówił pan o podstawowym problemie polskich instytucji: nie potrafią dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniami. Uczelnie, miasta, inkubatory przedsiębiorczości, parki technologiczne - każdy organizuje swoje wydarzenia zapraszając tych samych mówców w tym samym temacie...
- W swoim wystąpieniu miałem na myśli głównie sektor IT, ale z nastawieniem wyłącznie konkurencyjnym można się w Trójmieście spotkać wszędzie: w firmach technologicznych, startupach, na rynku nieruchomości. Jeśli konkurencja ma być jedynym czynnikiem napędzającym rozwój, odbije się negatywnie na działaniach wszystkich stron.
Ale nie chcę narzekać, wolę zachęcać innych do dzielenia się dając dobry przykład.
Patrząc z szerszej perspektywy - konkurencja na światowym rynku nieruchomości biurowych jest tak silna, że nie stać nas w Trójmieście na konkurencję wewnętrzną. Albo sprzedamy 30 proc., albo całe Trójmiasto. W ciągu 15 lat od kiedy tu jestem wiele się zmieniło, ale wciąż musimy się uczyć korzystać z tej potrójnej siły jako naszej zalety. Niezależnie od tego czy jakaś firma zdecyduje się na Gdynię czy Gdańsk, będzie to korzystne dla wszystkich.
Pogłębiając temat konkurencji na rynku nieruchomości - na czym polega pańska praca i jak ma się ona do zadań realizowanych przez wspomnianą już agencję Invest in Pomerania, czy InvestGDA?
- Moja rola to na początek “zabranie” i pokazanie trójmiejskiej metropolii w innych krajach. Biorę udział w wielu konferencjach w Europie i na świecie. Przed wyjazdem planuję strategię: kogo mogę tam poznać i jak powinienem z nim rozmawiać. Na miejscu docieram do osób, którym chcę pokazać zalety Trójmiasta i Olivia Business Centre jako miejsca inwestycji.
Wśród rozmówców, do których staram się dotrzeć są także przedstawiciele władz innych miast. Współpracujemy z Global Parliament of Mayors (organizacja skupiająca burmistrzów i prezydentów miast z całego świata, prezydent Gdańska również do niej należy - red.) Zależy nam na odwiedzinach w Gdańsku przedstawicieli miast zainteresowanych współpracą, a z drugiej strony na wyjazdach naszych przedstawicieli do różnych miejsc. Dzięki temu poznajemy ludzi z władz lokalnych i organizacji miejskich, co daje nam możliwość podpatrzenia na miejscu ich pracy i doświadczeń, które być może wykorzystamy w przyszłości w Gdańsku.
Wreszcie trafia się do osób decyzyjnych. Ludzie zajmujący się wyborem nowych lokalizacji dla danej firmy, którzy uczestniczą w targach czy konferencjach, zazwyczaj mają już wyznaczone zadanie otwarcia kolejnego biura gdzieś na świecie. To najważniejsi ludzie, których trzeba przekonać.
Wspomniała pani Invest in Pomerania i InvestGDA. Po raz kolejny chodzi o współpracę, a nie o konkurencję. Nie uważam Olivia Business Centre za “osobną” instytucję względem tych agencji. Już od kilku lat spotykamy się, dzielimy się informacjami i podejmujemy wspólne zadania. Jeśli ja mogę otworzyć jakieś drzwi dla nich, bo kogoś znam, to oczywiście robię to. Jeśli jadę na konferencję, w której przedstawiciele tych agencji nie uczestniczą, to wtedy ich reprezentuję. To działa także w drugą stronę.
Podsumowując: moja praca to po prostu stały kontakt z ludźmi i promocja Gdańska jako doskonałego miejsce do inwestowania. Naszym celem, na końcu tej długiej drogi, jest nagroda w postaci kolejnego inwestora dla Gdańska i Olivia Business Centre.
Mówiąc o waszych obecnych rezydentach - jaka jest rola startupów w OBC? Z definicji są to małe firmy. Z czysto finansowego punktu widzenia, obecność takich małych “graczy” w puli waszych klientów wydaje się mało opłacalna.
- Warto pamiętać, że małe w większej ilości staje się duże. W naszej przestrzeni O4 mamy miejsce dla startupów oraz małych i średnich przedsiębiorstw. Środowiska korporacji i początkujących firm potrzebują się nawzajem. Nawet jeśli jest między nimi jeszcze duża przepaść, na naszych oczach coraz szybciej się zmniejsza. Giganty jak Sony, Panasonic czy Lufthansa inwestują swój czas i pieniądze, by zgłębić środowisko młodych firm. Chcą być widoczni w tym “drugim świecie”, chcą być bliżej, by móc nawiązać kontakt, wyłowić talenty, zdobyć świeże pomysły. W dzisiejszych czasach koncerny ciągle muszą odkrywać „siebie na nowo”, rozwijać się w coraz większej liczbie kierunków.
No i oczywiście kultura startupów jest bardzo trendy, wiele tradycyjnych firm zmienia się, “idą” trochę w lewo albo w prawo, żeby móc powiedzieć o sobie: “nie jesteśmy już bankiem, jesteśmy firmą technologiczną, która prowadzi działalność związaną z finansami”. Dlaczego? Ponieważ potrzebują młodych, pięknych, utalentowanych ludzi, którzy chcą pracować dla nowoczesnych firm. To jest kolejny aspekt zmieniającego się świata biznesu.
My też w to wchodzimy i chcemy zapewnić platformę do kontaktu tych dwóch środowisk. To dla nas bardzo ważne, żeby w tym samym ekosystemie była jak największa różnorodność firm. Poświęcamy startupom dużo czasu i uwagi. Oferujemy im pełne wsparcie: mentoring, poszukiwanie inwestorów, doradztwo odnośnie ekspansji zagranicznej. Ten sam program zresztą zapewniamy wszystkim naszym rezydentom.
Ile lat potrwa dokończenie projektu OBC? Z dzisiejszymi 73 tysiącami metrów mkw. biur inwestycja nie osiągnęła jeszcze półmetku, w planach macie przecież jeszcze jakieś 100 tys. metrów...
- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Nasze plany są elastyczne, adaptujemy się do warunków zewnętrznych. Dysponujemy własnym terenem pod inwestycje - to nasze zabezpieczenie, ale obserwujemy ruchy na rynku.
Póki co, oddawaliśmy jeden budynek co roku i mam nadzieję, że dalej tak będzie. Jeśli sytuacja zewnętrzna będzie wskazywała, że „potok inwestycji” płynie, Gdańsk się rozwija, mamy pozytywną migrację i więcej studentów, postawimy następny obiekt. Póki co - przyszłość wygląda dobrze, jak widać za oknem trwa budowa. Nadal projektujemy szczegóły, mogę tylko powiedzieć, że to będzie coś naprawdę wyjątkowego, porównywalnego z pojawieniem się Harrisona Forda w najnowszej części Star Wars, a nawet lepsze. I dlatego lubię moją pracę!
Pracowałem w wielu miastach w Europie, mieszkałem we wszystkich częściach Trójmiasta, teraz mieszkam na gdańskiej starówce. Przez te kilkanaście lat obserwuję ciągły postęp. Cieszę się, że tu jestem.
W kontekście pańskiego zadowolenia z pracy jako dyrektora ds. rozwoju biznesu OBC nie mogę sobie darować tego pytania. Jak to się stało, że opuścił pan Royal Sheakespeare Company, gdzie zaczynał pan swoją karierę zawodową - w zgoła innej branży?
- To prawda, teraz znalazłem się trochę daleko od teatru. Miałem bardzo złożoną ścieżkę kariery. Sam jestem najlepszym przykładem, jak różnie może się potoczyć życie zawodowe. Studiowałem scenografię teatralną, później zająłem się organizacją imprez i muzyką, a skończyłem w nieruchomościach.
W Stratford upon Avon, skąd pochodzę, teatr szekspirowski jest jednym z głównych pracodawców. Jeśli chcesz zostać w tym mieście nie ma wielu innych możliwości. Albo znajdziesz zajęcie w teatrze, albo w hotelu, albo w pubie, gdzie też zresztą pracowałem. Ale zawsze lubiłem podróże i marzyła mi się międzynarodowa kariera mimo stricte teatralnej edukacji.
Później przez kilka lat byłem dj`em. Z jednej strony grałem, a z drugiej organizowałem wydarzenia i zajmowałem się produkcją muzyczną. W czasach mojej działalności w biznesie muzyki elektronicznej, który jest bardzo blisko nowych technologii, rodził się internet i kultura startupów. Sieć kontaktów jaką sobie wówczas wypracowałem ewoluowała od branży muzycznej do IT, wielu ludzi których wtedy poznałem jest dziś poważnymi przedsiębiorcami w branży informatycznej.
Mam przyjaciół, którzy mówią “ty chodzisz w garniturze”? Mam i takich, którzy mówią “byłeś dj`em”? Przejście z tamtej działalności do tego, czym zajmuję się dziś, było dość gładkie. Moje obecne stanowisko to nie jest ściśle praca w nieruchomościach, to rozwój biznesu na różnych poziomach. I tutaj liczy się przede wszystkim sieć kontaktów i umiejętność przekazania swojej idei, sprawienia by ludzie wierzyli w to co robisz i mówisz - co przydawało się również na bardzo konkurencyjnym rynku, jakim jest oczywiście przemysł muzyczny. Jeśli sprzedaż swój event, zgromadzisz trzy tysiące ludzi na koncercie na którym grasz, możesz wykorzystać te same umiejętności, by przyczynić się do rozwoju miasta, regionu lub OBC.