Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia - 25 lat inspiracji i twórczości
Centrum Sztuki Współczesnej "Łaźnia" w Gdańsku jest jedną z pierwszych publicznych instytucji kultury utworzonych w Polsce po roku 1989. Formalnie Łaźnia powstała w 1998 roku, ale jej korzenie sięgają lat 80. XX wieku - to był czas aktywności interdyscyplinarnych i alternatywnych działań niezależnych artystów skupionych m.in. wokół rzeźbiarza, performera i pedagoga Grzegorza Klamana. Koncepcję placówki wystawienniczej dotowanej przez miasto, artyści przygotowali pod kuratelą Anety Szyłak, która została pierwszą dyrektorką CSW (do 2001 roku). Po krótkich rządach Małgorzaty Lisiewicz, od 2004 roku do dziś instytucją kierowała Jadwiga Charzyńska.
Prezydent Gdańska dziękuje
W poniedziałek, 23 września, w uroczystym pożegnaniu odchodzącej na emeryturę uczestniczyło w "Łaźni" około 100 osób. Wśród gości była prezydent Aleksandra Dulkiewicz, a także poseł Piotr Adamowicz, radny Miasta Gdańska Maximilian Kieturakis i Barbara Frydrych, dyrektorka Biura Prezydenta ds. Kultury UMG.
Prezydent Gdańska podarowała Jadwidze Charzyńskiej obraz Henryka Cześnika i życzyła zasłużonego odpoczynku. Jak się okazało, dyrektorka "Łaźni" na emeryturze tylko trochę zamierza zwolnić tempo - w planach ma m.in. napisanie książki o jednym z wybitnych artystów.
FOTOGALERIA Z UROCZYSTEGO POŻEGNANIA JADWIGI CHARZYŃSKIEJ:
Prezydent Gdańska napisała potem na swoim Fb:
Jadwigo, dziękujemy za wszystkie niezapomniane lata pełne inspiracji i sztuki! Niezależnie od tego, co przyniesie przyszłość, jestem pewna, że z taką samą pasją będziesz realizowała wszystkie swoje zamierzenia! Powodzenia Jadwigo - czekamy na wieści o Twoich nowych projektach. Dziękuję!
Z technikum rolniczego do galerii sztuki
Jadwiga Charzyńska - jak opowiada w wywiadzie dla “Ręcznika” (nr 6/2024) (magazynu o sztuce wydawanego przez CSW Łaźnia) wychowała się na mazowieckiej wsi i zanim postanowiła zostać artystką ukończyła średnią szkołę rolniczą. Na gdańską ASP (Wówczas Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych) zdawała kilkukrotnie. Bez powodzenia. W końcu dostała się architekturę i - na szczęście dla świata sztuki - już na pierwszym roku odkrył jej talent prof. Jerzy Ostrogórski. Charzyńska dyplom otrzymała na Wydziale Malarstwa i Grafiki gdańskiej ASP. Ale bardziej niż malarstwo zaczęła ją wciągać pasja organizatorska. Jej talenty organizatorskie ujawniły się na studiach i kariera potoczyła się w tym kierunku.
Wystawa na 25-lecie CSW Łaźnia. Wen-Ying Tsai i jego cybernetyczne rzeźby
Po studiach Jadwiga Charzyńska zajmowała stanowisko kierownika Sekcji Promocji w Muzeum Narodowym w Gdańsku (1996 - 2002), była zastępcą dyrektora Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie (1995), w latach 1992-1994 pracowała jako starszy adiunkt w Muzeum Narodowym w Gdańsku. Od 2002 roku była kierownikiem ds. administracyjnych w CSW "Łaźnia". Os 2004-2024 dyrektorką tej instytucji. Jadwiga Charzyńska jest autorką wielu publikacji oraz współorganizatorką wielu przedsięwzięć w dziedzinie promocji kultury i wystawiennictwa sztuki współczesnej. Dzięki niej gdańszczanie mieli okazję poznać twórczość takich artystów, jak Józef Szajna, Franciszek Starowieyski, Themersonowie, Pierre Bonnard, Gilbert&George, artyści nurtu art&science i wielu innych.
Od 2015 członkini IKT (International Association of Curators of Contemporary Art), od 2022 CIMAM (International Committee for Museums and Collections Modern Art). W 2008 otrzymała Nagrodę Prezydenta Miasta Gdańska w Dziedzinie Kultury i wraz z zespołem CSW Łaźni Brązowy Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, w 2015 Nagrodę Specjalną Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w 2018 Nagrodę Specjalną Marszałka Województwa Pomorskiego, w 2023 – z okazji 25-lecia CSW Łaźnia - Medal Prezydenta Miasta Gdańska, w 2024 Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
ROZMOWA
Anna Umięcka: - Jakiej wrażliwości i siły trzeba, żeby zrobić taki skok: są lata 80., mieszkasz na mazowieckiej wsi, chcesz studiować malarstwo, zdajesz na ASP w Gdańsku. Rozmawiasz o tym z Marylą Musidłowską w Ręczniku. Zawsze ciągnęło cię do sztuki? Rysowałaś jako dziecko?
Jadwiga Charzyńska: - Rysowałam cały czas. W technikum dawano mi zadania plastyczne, brałam udział w konkursach, nauczyciele załatwiali mi książki o sztuce. “Załatwiali”, bo wtedy wszystko było przecież “spod lady”. Do dzisiaj mam taki zestaw z historii sztuki, którą zdobył gdzieś i przyniósł mi jeden z wykładowców. Wszyscy wiedzieli, że chcę rysować. Zdolności odziedziczyłam pewnie po mamie, która przejawiała skłonności plastyczne, ale w rodzinie ojca też były takie osoby. A szkoła rolnicza? To przypadek. Nie pamiętam dokładnie, ale w podstawówce wypełnialiśmy ankietę, w której napisałam, że lubię spokój. Uznano więc, że jeśli tak postrzegam życie, to szkoła rolnicza będzie dla mnie w sam raz.
Rodzice nie byli przeciwni tak niepraktycznym studiom?
- Nie, opłacali nawet moje lekcje rysunku.
Udało się za pierwszym razem dostać do akademii?
- Ależ skąd, zdawałam trzy razy! Nie miałam takiego warsztatu, jak osoby po liceum plastycznym czy dobrych zajęciach dodatkowych. Kiedy zdawałam po raz trzeci, starsi koledzy przekonali mnie, że powinnam inaczej myśleć o malowaniu. Zrobili mi szybki kurs z codzienną korektą prac i… nie przebierali w słowach, kiedy popełniałam błędy.
Dostałam się w końcu, ale na architekturę. Jednak nie do końca czułam to projektowanie. Na szczęście, zajęcia z malarstwa prowadził dla naszego roku nieżyjący już prof. Jerzy Ostrogórski. I to on zabrał mnie ze sobą.
A jak trafiłaś do gdyńskiego Teatru Muzycznego?
- To też przypadek. Na wycieczce do Jugosławii (pomagałam ją obsługiwać) poznałam Jerzego Gruzę [w latach 80. dyrektor i reżyser Teatru Muzycznego w Gdyni]. Zobaczył jak rysuję i zaprosił mnie do Gdyni. Zaproponował, żebym rysowała komentarze do przedstawień. Nie uwierzyłam mu, ale po powrocie sam do mnie zadzwonił i przez kilka lat robiłam szybkie rysunki tuszem na spektaklach. To było bardzo ciekawe doświadczenie, bo moi ówcześni wykładowcy rysunku - Roman Gajewski i Marysia Targońska - oglądali te prace ze zdumieniem. Były duże lepsze niż te wykonywane na zajęciach, jakby robiła je inna osoba.
Zresztą ja zawsze chodziłam swoimi ścieżkami. Od początku studiów, żeby zarobić pomagałam w Żaku (który mieścił się wtedy w dzisiejszej siedzibie Rady Miasta). Wcześniej pracowałam w dekoratorni, gdzie nauczyłam się pisać stalówkami, ta umiejętność przydała się do wypisywania afiszy w kinie i tak poznałam… Magdę Renk [dyrektorka Klubu Żak], która dorabiała jako studentka pracując w kasie kina.
Od klubu studenckiego po art house. Z Żaka odchodzi wieloletnia dyrektorka Magda Renk
Lata 80. - szaro, buro…
- Tak, to były bardzo smutne lata. Ale kiedy trafiłam do Żaka, przeżyłam pierwsze spotkania z ludźmi z wielkiego świata, np. Günterem Grassem.
A kiedy ujawnił się twój talent organizatorski?
- Już na studiach. Uczyłam się od Grażyny Paczkowskiej, która wówczas pracowała w WOK-u (Wojewódzki Ośrodek Kultury) i wiele mnie nauczyła. Organizowałam z nią i z Magdą, przeglądy filmów o sztuce w Żaku i na uczelni pt. “Odjazdy filmowe”. Żeby je zrobić na uczelni, zmusiłam rektora Jankowiaka do remontu urządzeń nieużywanych od 30 lat (śmiech). Ulotki robiłyśmy własnoręcznie z koleżankami i drukowałyśmy je na ksero ze szwedzkiego demobilu. Czarny kolor wychodził zazwyczaj szary. Ale podczas jednego z przeglądów wokół książki “Od pop artu do sztuki konceptualnej” poznałam jej autorkę - historyczkę sztuki i fotografkę Urszulę Czartoryską. Ona znała Themersonów, natomiast prof. Limon skontaktował mnie z Jasią Reichardt i tak doszło do zorganizowania ich wystawy w Gdańsku.
Na studiach wymyśliłaś też festiwal "Świat Józefa Szajny" (w 1990 r.). Wybitny malarz, scenograf, nowatorski reżyser, twórca teatru Studio - nie zdziwił się, jak stanęłaś w jego drzwiach? Chuda studentka z Gdańska?
- Wtedy był już nieco zapomniany, bo w stanie wojennym opuścił teatr Studio. Nie chciał służyć tamtej władzy. Zaciekawiła mnie różnorodność jego twórczości. Festiwal odbywał się w kilku miejscach w Trójmieście. Wystawa fotografii ze spektakli znalazła się w Teatrze Muzycznym, główna wystawa - w Pałacu Opatów, był też konkurs na plakat w ASP. Pamiętam, że powiedział moim wykładowcom, że na warszawskiej uczelni dostałabym za zorganizowanie takiego festiwalu dyplom. Ja musiałam jednak trochę poczekać.
Potem słynny Teatr Rysowania Starowieyskiego ściągnęłaś do Gdańska i wystawę prac Themersonów w 1993 r. Ona malarka, on pisarz i poeta, razem - awangardowi twórcy filmowi. Odległe skojarzenia artystyczne, ale wielkie wyzwania organizacyjne.
- Starowieyskiego otworzyliśmy w Muzeum Gdańska (dawniej Muzeum Historycznego Miasta Gdańska). Kojarzę z tym pewną anegdotę - wtedy świeżo upieczonym dyrektorem został Adam Koperkiewicz. Był otwarty na eksperymenty [Teatr Rysowania był kilkudniowym performancem z udziałem widzów, modelek i muzyki, podczas których powstawały ogromne obrazy mistrza], ale wyjechał za granicę, a jego zastępczyni - bogobojna kobieta - nie mogła przeżyć, że “gołe kobiety będą w Białej Sali!”. Wystawa stanęła pod znakiem zapytania. Na szczęście sekretarka pani Krysia, cudny człowiek, podpowiedziała mi żeby o 7 rano stawić się u prezydenta Jamroża (który objął wystawę patronatem) z interwencją. Tak zrobiłam. Potem tylko słyszałam, że zadzwonił do dyrektorki z pytaniem: “Jaki ma pani problem z gołymi kobetami? Bo mnie to w ogóle nie przeszkadza”. [śmiech]
Na festiwal "Świat według Themersonów" zdobyłam pierwsze unijne pieniądze! [dofinansowanie Commission of the Communities w Brukseli w 1993 roku]. Zobaczyłam ich prace w Muzeum Sztuki w Łodzi i mnie zafascynowali. W tłumaczeniach pomagała mi córka Jerzego Kiszkisa i Haliny Winiarskiej. Twórczość Themersonów była też bardzo różnorodna. Zajmowali się nawet edukacją przed wojną, wydawali książeczki edukacyjne, robili filmy eksperymentalne. Opinia fachowców jest taka, że gdyby te filmy przetrwały wojnę [jeden z filmów odnalazł się w Niemczech] byliby w czołówce w awangardy, jeśli chodzi o eksperyment filmowy.
Ta pasja do organizowania została na uczelni zauważona. W indeksie dostałam wpis - specjalizacja: animacja kulturalna.
Franciszka Themerson “Linie Życia”. Unikalna wystawa prac artystki w CSW Łaźnia
Po studiach wiedziałaś, że zostaniesz w Gdańsku?
- Nawet się nie zastanawiałam, to było oczywiste. Alternatywą była praca w Domu Kultury w Płocku. A ja tam chodziłam na kółko plastyczne przed studiami, więc wiedziałam, co się z tym wiąże.
To były inne czasy, ludzie sobie pomagali, nie przeliczano wszystkiego na pieniądze.
Powiedziałaś w wywiadzie, że "dla mnie życiem była moja praca". To musi mieć swoje konsekwencje.
- Rodzina na tyle nie polubiła mojej pracy, że dzieci pomimo zdolności artystycznych, nie chciały się tej pasji oddać. Tutaj, w Łaźni, pracujesz nie dla siebie, ale dla ludzi, którym chcesz coś zorganizować. Musisz zadbać o artystów, których zapraszasz do współpracy, żeby zrobić projekt na wysokim poziomie, żeby obie strony były zadowolone.
Ale wciąż nie rozumiem, dlaczego przyszła malarka wybiera organizację wystaw innych, a nie własną twórczość.
- To zbieg wielu przypadków. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że chyba nie mam pewnej cechy - artysta musi być w pewnym sensie egoistą. Musi być przekonany, że to co robi jest genialne i wszyscy mają mu pomagać. A ja byłam wychowywana w pokorze do życia i widząc tylu zdolnych ludzi wokół siebie zastanawiałam się, dlaczego moje prace miałyby być lepsze?
Poza tym, w pracowni Witka Czerwonki na ASP organizowałam happeningi w ramach zajęć i przekonałam się, że dobrze mi idzie. No i musiałam pracować na studiach, żeby przeżyć. Zaczęłam robić te projekty i wciągnęłam się.
Po studiach pracowałaś w Muzeum Narodowym w Gdańsku, w PGS w Sopocie, a potem w CSW Łaźnia. Od 2004 już jako dyrektorka.
- Wcale nie chciałam nią być, bo wiedziałam jaka to ogromna odpowiedzialność. Miałam przecież za sobą już Szajnę i projekt unijny w związku z wystawą Themersonów, wystawę kolorystów w Muzeum Narodowym. Na szczęście w technikum miałam zajęcia z ekonomii, budżetowania.
Nie obawiałaś się tej instytucji? Że będzie klapa? Gdańsk nie kojarzy się z galeriami, sztuką współczesną, to miasto stoczni, dźwigów, Solidarności. A był początek lat 2000.
- Nie zastanawiałam się nad tym. Musiałam pracować, zarobić na życie, na dzieci. Tak się los potoczył.
I zaczęło się - zagraniczni twórcy, sztuka konceptualna, Gilbert&George i od 10 lat art&science i wystawy twórców tego nurtu: Christy Sommerer i Laurenta Mignonneau, Moniki Fleischmann czy Victorii Vesny. Jak udało się ich zaprosić do Gdańska?
- Mówimy, co chcemy - słynni brytyjscy artyści Gilbert & George w CWS Łaźnia
- Prace Gilberta&George’a zobaczyłam w Pawilonie Brytyjskim, gdy na samym początku pracy w Łaźni pojechałam do Wenecji na Biennale. Zapragnęłam pokazać je w Gdańsku. Zaczęłam korespondować z Richardem Riley’em, brytyjskim kuratorem z British Council. Po angielsku oczywiście, czyli przez cztery lata o pogodzie [śmiech]. Aż w końcu dowiedziałam się, że Gilbert&George rozpoczęli przygotowania do wielkiej wystawy, która odwiedzi Europę. Pojawiła się szansa, że może zgodzą się na Gdańsk, więc jadąc na wakacje do siostry do Londynu, zapytałam czy artyści zgodzą się ze mną spotkać. Richard obiecał porozmawiać z nimi. Do ostatniej chwili nie wiedziałam czy się uda, ale zabrałam ze sobą laptopa z prezentacją (pożyczonego od córki). W końcu przyszedł Ten mail z informacją! Kiedy zobaczyli moją prezentację, a w niej wystawę Gerharda Richtera w Łaźni - zainteresowali się. Po raz pierwszy przyjechali do Gdańska w 2011 roku.
Rozpoznawalność wśród artystów budowaliśmy też dzięki Galerii Zewnętrznej Miasta Gdańska [to długofalowy projekt CSW Łaźnia, mający na celu stworzenie kolekcji trwałych dzieł sztuki w przestrzeni miejskiej, wystawa pokonkursowa oraz edukacja artystyczna w tym zakresie].
Gilbert&George: 'Kultura to bezpieczeństwo i wolność'. Światowej sławy artyści odwiedzili Gdańsk
Żyjemy w czasach kolejnego technologicznego skoku cywilizacyjnego. To już pewne, że sztuczna inteligencja zupełnie odmieni nasz świat. Czy myślisz, że sztuka przetrwa, artyści będą jeszcze ludziom potrzebni?
- Maszyna może być perfekcyjnym rzemieślnikiem, ale nie załatwi za człowieka rzeczy wrażliwych. Wiem, że już eksperymentuje się z maszynami, które samodzielnie myślą, ale nie wiem, co to do końca znaczy.
Artyści nigdy nie bali się eksperymentowania. Naukowiec nie może powiedzieć pewnych rzeczy, jeśli nie ma twardych dowodów. Artysta przeciwnie - zrobi happening i jeśli coś nie zadziała może się wycofać. Otwarta niedawno wystawa Mariusza Warasa w Łaźni o tym świadczy, pokazuje możliwości maszyn. Mariusz korzystał przy jej przygotowaniu z pomocy fachowców, co oznacza że maszyna sama niczego nie zrobi, trzeba nią pokierować. Artyści, którzy zajmują się bio-artem również dotykają bardzo delikatnych spraw.
Odchodzisz spełniona?
- Ostatnie lata były trudne: pandemia, wojna, moje zdrowie. Ale Gilbert i George nauczyli mnie, żeby nie wracać do tego, co już przeżyte i działać po swojemu, nawet jeśli to będzie ruch pod prąd.
Na koniec chciałabym zapytać o radę dla następców - co dla ciebie w pracy szefa jest ważne?
- Nie da się niczego robić bez zespołu. Trzeba dbać o ludzi, którzy potrzebują czuć, że coś od nich zależy. Problemem w kulturze są niskie wynagrodzenia, ale atutem - możliwość jeżdżenia po świecie. Współpracę z ludźmi trzeba budować latami.
Pożegnanie Jadwigi Charzyńskiej, przygotowane wraz z zespołem CSW Łaźnia, odbędzie się w poniedziałek, 23 września, o godz. 14, w budynku Łaźni 1, ul. Jaskółcza 1, Gdańsk, Dolne Miasto.