Zobacz PROGRAM Gdańskich Targów Książki 2024
Co łączy sklep komercyjny z lotem w kosmos? Gospodarka PRL
Do autorów zmagających się z analizą powojennej polskiej historii należy m.in. Marcin Zaremba, pracownik Instytutu Studiów Politycznych PAN i wykładowca akademicki, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, który w bibliotece ECS spotkał się z czytelnikami swej najnowszej książki pt. „Wielkie rozczarowanie. Geneza rewolucji Solidarności”. Zaremba zabiera w niej czytelników do czasów PRL-u, słusznie minionych, by przyjrzeć się, jakie to mechanizmy spowodowały, że udręczone społeczeństwo gospodarki wiecznego niedoboru, po wielu próbach i niepowodzeniach, było wreszcie zdolne i skłonne do solidarnego buntu zakończonego zwycięstwem.
Autor przekonywał, że wbrew wątpliwościom bohaterów roku '80, nie powinniśmy wzbraniać się przed nazywaniem tamtego wydarzenia Wielką Rewolucją Solidarności. A co ją umożliwiło?
- Geneza jest bardzo złożona - tłumaczył prof. Marcin Zaremba. - Każda władza się zużywa, każdą rewolucję poprzedza pycha władzy.
Prof. Zaremba wspominał, że początkowo, Gierek, któremu nie można było odmówić pewnej charyzmy, szczególnie w porównaniu z autystycznym Gomułką, przejmując władzę po wydarzeniach grudniowych na Wybrzeżu w 1970 r., przekonał do siebie ludzi. Obiecywał szklane domy, autostrady, samochód dla każdego i mieszkanie, pytał: “pomożecie?” I rzeczywiście, Polakom zaczęło się żyć lepiej. Ale już dwa lata później władza powróciła do starych metod, m.in. ukrytych podwyżek.
- Władza nas oszukiwała i okradała wielokrotnie w PRL - mówił naukowiec. - Podwyżkami, wymianami pieniędzy itp. W latach 50. to było permanentne, w 1975 najpierw ogłoszone, a potem wycofane podwyżki, m.in. papierosów i zapałek, spowodowały panikę na rynku. Ludzie wykupywali towary, rok później wprowadzono kartki na cukier.
Zaremba przypominał, że nawet duma narodu Hermaszewski, czyli pierwszy Polak w kosmosie (w 1978 r.) - jego lot miał odwrócić uwagę od nieudolności władz, braku towarów na rynku i w efekcie i otwarcia sklepów komercyjnych. Były to placówki lepiej zaopatrzone, ale ceny też miały dużo wyższe. W lipcu 80. znów podwyżki, do tego przeskalowana propaganda, znienawidzony Dziennik Telewizyjny, który podsuwał ludziom obraz nieistniejącego świata. Zapanowało powszechne rozczarowanie. To ono stało się zarzewiem buntu. Wybuchł Strajk.
Profesor stawia hipotezę, że system autorytarny pełen regulacji i zbiurokratyzowanej władzy, tworzy społeczeństwo autorytarne nieskłonne do samodzielnych działań, bo niezdolne do aktywności i oczekujące decyzji od "góry”. A co, jeśli idealny obraz z telewizora nie pokrywa się z rzeczywistością? I jeszcze coś.
- Elementem władzy autorytarnej jest umiłowanie porządku. Chodzimy więc po tym naszym domu w papciach, mamy czyste okna, firanki, ale poza domem… widzimy, że wszystko się wali. Przynajmniej dla części protestujących rewolucja jest więc próbą zaprowadzenia porządku. Rewolucja to też przejaw bólu, zmiana myślenia. A moment demokratyzacji przychodzi z czasem.
Do rewolucji potrzeba rewolucjonistów, ale początkowo było ich niewielu. Panował powszechny lęk przed represjami i w mieszkaniu Jacka Kuronia nikt się nie tłoczył. W końcu jednak zawiązano KOR, powstała Wolna Europa, podziemny ruch wydawniczy, pojawił się Lech Wałęsa.
- Odpowiedź na pytanie, dlaczego doszło do rewolucji ‘80 roku jest wciąż przed nami - uważa naukowiec. - Ale mówmy o Wielkiej Rewolucji Solidarności, bo dzięki niej żyjemy w wolnym kraju.
Zobacz galerię zdjęć z wydarzenia, fot. Grzegorz Mehring/Archiwum ECS
Bohaterowie i antybohaterowie późnego PRL-u
Czasów PRL-u i rewolucji roku 1980 dotyczyły dwa inne spotkania. Pierwsze toczyło się wokół książki o Marianie Jurczyku, legendarnym przywódcy strajku w Szczecinie, który był sygnatariuszem pierwszego z historycznych porozumień. Człowieku o bardzo powikłanych losach. Biografię polityczną szczecińskiej legendy Solidarności napisał Michał Siedziako, politolog i pracownik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Szczecinie.
Gdańskie Targi Książki 2024. Uwaga, konkurs - wypełnij ankietę, złap książkę!
O pozytywnym micie roku 1989 rozmawiali z kolei Michał Wlekły i Katarzyna Szyngiera - twórcy obsypanego nagrodami musicalu “1989”, którzy pokusili się teraz o zapisanie swej wiedzy i spostrzeżeń. Powstała mądra reporterska opowieść, pokazująca, jak fascynujące są wydarzenia sprzed 40 lat.
Pierwszy dzień Gdańskich Targów Książki za nami. Zobacz zdjęcia fot. Dominik Paszliński/gdansk.pl
Dorota Karaś i Marek Sterlingow, dziennikarze związani z Gazetą Wyborczą Trójmiasto opowiadali o bardzo wpływowej postaci tamtych czasów. Ich książka nosi po prostu tytuł “Urban”, bo zmarły dwa lata temu wybitny dziennikarz lat 70. i znienawidzony rzecznik prasowy rządu generała Jaruzelskiego był symbolem PRL-u. Doczekał się nawet przydomka „Goebbels stanu wojennego”. Autorzy dokonali drobiazgowej pracy dokumentacyjnej, nie wydają sądów, nie bronią bohatera, ale wydają się być nim zafascynowani.
Czy jesteśmy skazani na cierpienie
Skomplikowana historia naszych ziem, pamięć o powstaniach, wojnach, nie pozostały bez wpływu na kolejne pokolenia Polaków, ich dzieci i wnuki. O tym, jak poradzić sobie z traumą, tą przeżytą i tą dziedziczoną, opisał w książce “Traumaland. Polacy w cieniu przeszłości” psycholog, dr hab. Michał Bilewicz, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.
- Ta książka jest o tym, co dzieje się, gdy traumatyczne przeżycia nie są opowiedziane - tłumaczył prof. Bilewicz. - Kiedy rodzice przekazują dzieciom lęk, dla nich już niezrozumiały, bo bez świadomości czego doświadczyli. Wpływa to na ich procesy poznawcze, uczy nieufności. Parentyfikacja to też częsty wzorzec w polskich rodzinach. Dzieci mają być opiekunami, spowiednikami rodziców. To samo stało się w Izraelu, gdzie dopiero w latach 70. zaczęto rozmawiać o holokauście. Żydowskie matki są pełne lęku o swoje dzieci.
Skąd taka postawa? Po wojnie uznano, tak w Izraelu, jak i w Polsce, że mówienie o traumie jest szkodliwe, że należy żyć w micie nowego państwa. Wiele z takiej postawy przyjęli też Niemcy, których obciążyła po wojnie okupacja aliancka.
Naukowiec wyjaśnia też w książce, skąd wzięła się tak gwałtowna reakcja polskiego społeczeństwa na wojnę w Ukrainie. I chęć pomocy uchodźcom na niespotykaną skalę. Wg badań aż 8 proc. Polaków przyjęło pod swój dach uciekających przed wojenną pożogą, głównie kobiet i dzieci z Ukrainy.
- To bardzo dużo, bo aż 60 procent pozostałych też pomagało, w różny sposób - jako wolontariusze, finansowo, organizacyjnie - mówi Bilewicz. Skąd brała się taka gotowość do spontanicznego poświęcenia? Badania podłużne wykazały, że w straumatyzowanym społeczeństwie ludzie mają zwyczaj brać sprawy w swoje ręce. Nie czekają na relację państwa, bo mu niedowierzają. Zupełnie inaczej niż w Belgii czy Holandii.
Wg Bilewicza potrzeba mówienia o trudnych przeżyciach jest powodem podejmowania ostatnio tematów chłopskich w kulturze. W tym naukowiec upatruje źródło szalonej popularności takich książek, jak m.in. “Chłopki. Opowieść o naszych babkach” Joanny Kuciel-Frydryszak czy “Ludowa historia Polski” Adama Leszczyńskiego, ale też spektakli teatralnych Strzępki i Demirskiego mówiących o nierównościach społecznych po transformacji czy pieśni “Ruty Uwite”.