Kolejny ciekawy tekst na PC Dramie przygotowany przez aktorskie trio. Recenzja czytania „Wioch”
„Nieczułość” to debiutancka książka Martyny Bundy, która odbiła się szerokim echem - przyniosła reporterce Pomorską Nagrodę Literacką „Wiatr od Morza” oraz Nagrodę Literacką Gryfia; w uznaniu za hołd złożony kobiecej solidarności nominowana była także do innych prestiżowych nagród, m.in. do Nagrody Literackiej Gdynia.
Krytycy i czytelnicy docenili wciągającą, ciekawie skomponowaną sagę ze świetnie odmalowanymi, żywymi postaciami, oraz lekko onirycznym nastrojem i dużą dozą wrażliwości, stanowiącymi przeciwwagę do opisywanych dramatycznych wydarzeń historycznych, dziejących się co prawda w Dziewczej Górze na Kaszubach, ale dotykających nie tylko Kaszubki i Kaszubów, a Polki w ogóle - na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat: przedwojnia i samej wojny, okresu PRL-u i końcówki lat 90., kiedy wreszcie wszystko miało szansę się zmienić.
Wbrew temu, na co wskazywać mógłby tytuł, to opowieść przepełniona ciepłem, znanym na przykład z prozy noblistki Olgi Tokarczuk, przeplatanym co prawda trudnymi emocjami i cierpieniem, ale przede wszystkim rodzinną miłością oraz kobiecą solidarnością, która jest w stanie przezwyciężyć wszystko. Udowadniają to cztery postaci, reprezentujące kilka pokoleń: Rozela oraz jej trzy córki: Greta, Truda i Ilda, bardzo od siebie różne, jednak mocno ze sobą związane, ofiarowujące sobie wzajemnie wsparcie i bliskość. Pomimo dramatycznych wydarzeń przeżyły, wykształcając różne strategie przetrwania - w tym właśnie nieczułość, pewnego rodzaju szorstkość i pozorny chłód, za którym kryje się ogromna miłość i więź, tym silniejsza, im trudniejsze doświadczenia wojenne te cztery kobiety spotkały.
Tak jak Martyna Bunda w swojej powieści o Polkach, a także o skomplikowanych ostatnich kilkudziesięciu latach polskiej historii, porusza ważne tematy i dotyka wciąż niezabliźnionych ran, oddając hołd naszym matkom, babkom i ich wielkiej sile, tak reżyserka Lena Frankiewicz czyni to samo w swoim spektaklu, nie stroniąc jednak od artystycznej prowokacji i poszukiwań dodatkowej głębi, wzbogaconej opowieściami kobiet współczesnych. Choć akcja sztuki dzieje się w kaszubskim domu, a bohaterki są jasno określone przez literacki pierwowzór, udało się na Scenie Malarnia wystawić opowieść uniwersalną, poświęconą kobiecości, ciału i kobietom doznającym przemocy, nie tylko w starciu z wielką Historią, ale również na co dzień.
Było to możliwe dzięki temu, że zaczerpnięte z powieści wątki o trzech pokoleniach kobiet, walczących o przetrwanie w obliczu historycznej zawieruchy XX wieku, która na Kaszubach zebrała obfite plony, reżyserka Lena Frankiewicz i dramaturżka Zuzanna Bojda, przeplatają z wątkami historii rodzinnych występujących w spektaklu aktorek. Próby w teatrze poprzedziły spotkania warsztatowe, podczas których aktorki nie tylko miały się do siebie zbliżyć, tak jak cztery kobiety w „Nieczułości”, ale i podzielić się prawdziwymi historiami swoich matek, babek i prababek. Powstał więc specyficzny rodzaj psychodramy oraz socjodramy - bo spektakl obejmuje nie tylko przejmujące osobiste wątki aktorskiego zespołu, ale poprzez konkretne historie jest w stanie opowiedzieć, a być może i w jakimś stopniu wyleczyć, traumy pokoleniowe, obejmujące całe społeczności kobiet, które mogą w tych opowieściach odnaleźć ukojenie i swojego rodzaju rozgrzeszenie zwalniające od uczucia wstydu i poczucia winy.
Wrażenie uczestniczenia we wspólnocie, która może się wzajemnie uleczyć, podkreśla scenografia przygotowana przez Arka Ślesińskiego, oparta na specyficznym układzie sceny - otoczonej z trzech stron widownią. Publiczność, która już i tak ma możliwość bycia bardzo blisko aktorek ze względu na kameralność sali, w tym przypadku znajduje się wręcz w samym środku akcji, z uwagi na umowność granic oddzielających scenę od widowni, często przełamywanych, jak np. podczas wesela, gdy aktorki zapraszają widzów do wspólnych tańców i zabaw. Uczucie bycia częścią pewnego rodzaju terapii lub leczniczego rytuału wzmagają szamańskie misy czy biała szałwia, którą jedna z aktorek okadza publiczność.
Wszystko to sprawia, że „Nieczułość” nie jest typowym spektaklem, a bardziej elementem procesu terapeutycznego, którego celem jest z jednej strony uhonorowanie pamięci o przodkiniach; z drugiej, jeśli nie uleczenie, to chociaż oswojenie odziedziczonych po nich traum. Jednocześnie jednak, nie jest to proces na tyle głęboki, by mógł stać się w tej tematyce przełomowy, a wykorzystywane obficie przez Lenę Frankiewicz różnorodne środki artystycznego wyrazu są niezaprzeczalnym teatralnym atutem, ale spłycają ważną tematykę. Reżyserka odważnie przeskakuje pomiędzy konwencjami, czerpiąc zarówno z teatru dramatycznego, muzycznego, jak i fars, a nawet komedii slapstickowych, zestawiając przejmujące monologi z piosenkami i żartami najniższych lotów, co czyni całość ciekawą, ale i pozbawioną konsekwentnie prowadzonego, odważnego, spójnego głosu.
Ogromnym plusem spektaklu jest znakomite aktorstwo - filary spektaklu stanowią Sylwia Góra, która kreuje przejmującą rolę matki, starającej się za wszelką cenę ochronić siebie i swoje córki, i Dorota Androsz, która buduje co prawda mniejsze postaci żeńskie i męskie, ale każda z nich jest wyrazista i zapada w pamięć. Przeszkadzać mogłoby niektórym widzom to, że w części scen wszystkie aktorki występują w cielistej bieliźnie, częściowo także nago, ale w przypadku spektaklu, który taktuje o kobiecej cielesności jest to zabieg jak najbardziej uzasadniony.
Miłośnikom prozy Martyny Bundy to pierwsze przeniesienie „Nieczułości” na teatralne deski może nie przypaść do gustu, z uwagi na artystyczne eksperymenty, momentami zabawowy charakter i niejako wykorzystywanie wątków z powieści do realizowania celów autoterapeutycznych twórczyń. Ale to ważny kobiecy głos, i kolejna w ostatnim czasie w Teatrze Wybrzeże próba rozmowy o poszukiwaniu tożsamości i odzyskiwaniu pamięci. Warto zobaczyć choćby z tego powodu.
Piękny performans o wojnie. Recenzja „Resztek” w reżyserii Eweliny Marciniak