Roman Daszczyński: Pani profesor, dyrektor Muzeum II Wojny Światowej Karol Nawrocki ma ciekawy pomysł, by teren Westerplatte przywrócić do stanu sprzed wybuchu II wojny światowej. Chce zrekonstruować budynek koszar, willę oficerską, a także mur okalający niegdysiejszą Wojskową Składnicę Tranzytową. Co Pani na to?
Małgorzata Omilanowska, profesor historii sztuki na Uniwersytecie Gdańskim, była minister kultury w rządzie PO-PSL: - Pan żartuje?
Absolutnie nie. To plany Muzeum II Wojny Światowej, przedstawione przez dyrektora Karola Nawrockiego i jego współpracowników na konferencji prasowej w środę, 25 kwietnia. Przywrócenie Westerplatte do stanu sprzed wojny ma kosztować 100 milionów złotych.
- Mówiąc delikatnie, to nie jest dobry pomysł. Jakakolwiek rekonstrukcja polegająca na odtwarzaniu stanu sprzed wojny jest absurdem. Chodzi o to, że o wartości tego miejsca stanowi wszystko, co się działo w ciągu pierwszego tygodnia września 1939 roku. Bohaterstwo i poświęcenie naszych żołnierzy, które stało się legendarne. Te ruiny, które się tam zachowały są świadkami tamtych wydarzeń. Co to za pomysł, żeby likwidować świadków i na ich miejscu stawiać nowoczesne repliki budynków? Rekonstrukcja obiektów, które nigdy nie miały znaczących walorów architektonicznych jest pozbawiona sensu. Do końca sierpnia 1939 roku była to po prostu nieduża jednostka wojskowa, choć oczywiście wyjątkowa, bo położona w Wolnym Mieście Gdańsku. Nie miałaby dziś dla nas specjalnego znaczenia, gdyby nie heroiczna obrona na początku wojny. Obrona, która stała się symbolem.
Ale to przecież mogłaby być rekonstrukcja atrakcyjna turystycznie. Na Westerplatte co roku przyjeżdżają tysiące zwiedzających. Zobaczyliby, jak to wszystko wyglądało tuż przed pierwszym strzałem z pancernika Schleswig Holstein. W budynkach odbywałyby się prelekcje, wykłady. Wszystko nowocześnie, elegancko i zgodnie z faktami. Strażnica nr 5, która została rozbita przez bombę z niemieckiego samolotu grzebiąc siedmiu obrońców, ma pozostać w dotychczasowym stanie, jako dziura w ziemi przykryta szklaną taflą. Nieopodal - zadbany cmentarzyk wojskowy.
- Problem w tym, że zabytek ma największą wartość, gdy jest świadkiem historii. Przypomnę, że kiedyś w Warszawie ktoś wpadł na pomysł, by załatać dziury w elewacjach budynków, a były to dziury po kulach z powstania warszawskiego. I co? Warszawiacy stanęli w obronie tych pokaleczonych domów, zaplanowanych prac nie wykonano. Uważam, że mieszkańcy Warszawy mieli rację. Znaczenie śladów, zniszczeń po walkach na Westerplatte jest kluczowe. Jeśli ktoś chce to zlikwidować i zastąpić “rekonstrukcjami”, to jest po prostu niszczycielem świadków historii.
W takim razie co należy zrobić z Westerplatte? Zostawić wszystko jak było?
- Tak, zostawić, ale nadać temu odpowiednią oprawę. Muzeum Gdańska ma inną, moim zdaniem o wiele lepszą koncepcję. Wszystkie ruiny zostają tak jak dotąd, ale oczywiście z uporządkowanym otoczeniem. Przedwojenna rzeczywistość Westerplatte miała by być pokazana przy pomocy makiet i narzędzi wirtualnych. Zamiast rekonstrukcji całych nieistniejących budynków, miałyby się pojawić w terenie ich obrysy. Każdy zwiedzający mógłby się z łatwością zorientować, gdzie co było.
Coś jak te szerokie mosiężne listwy, które biegną przez chodniki w Warszawie wskazując miejsca, w których znajdował się mur getta?
- Coś w tym rodzaju. Zrekonstruowana na Westerplatte sielska willa oficerska i koszary nie zrobią na zwiedzających wielkiego wrażenia, ale odpowiednio wyeksponowane ruiny wryją się w pamięć. Jestem przekonana.
To może Urząd Miejski w Gdańsku powinien przekazać Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego ten teren na Westerplatte, ale pod warunkiem, że będzie opracowana nowa koncepcja.
- Niestety jestem sceptyczna co do takiej możliwości. Środowiska prawicowe ogarnął jakiś amok "rekonstruktorski". Czasem ma to tragikomiczny wymiar, jak odtworzenie zamachu na Jana Pawła II, które miało miejsce we wsi Ostrowo koło Ropczyc na Podkarpaciu - warto to zobaczyć w sieci, filmik trwa zaledwie pół minuty. Kuriozalna była też rekonstrukcja ślubu rotmistrza Pileckiego w Ostrowi Mazowieckiej w 2016 roku. Uczestniczyli w tym przedstawieniu minister Piotr Gliński i jego zastępczyni Magdalena Gawin. PiS uwielbia tego typu imprezy. Nieprzypadkowo jakiś czas temu pojawił się temat rekonstrukcji zamków Kazimierza Wielkiego.
Jaki płynie z tego morał dla Westerplatte?
- Warto się zastanowić, czy inicjatorom rekonstrukcji przedwojennych budynków na Westerplatte nie chodzi po prostu o to, żeby za 100 milionów złotych z państwowej kasy mieć scenografię do rekonstruowania zdarzeń. Moja propozycja jest więc taka: niech Gdańsk nie pozbywa się tego terenu i realizuje dobrą gotową koncepcję, którą opracowało już Muzeum Gdańska. A ofertę dyrektora Nawrockiego, żeby Miasto sprzedało teren Westerplatte za dwa miliony złotych uważam po prostu za niesmaczną. Dobrze prezydent Adamowicz odpowiedział, że Westerplatte, podobnie jak Monte Cassino, nie jest na sprzedaż. Propozycja Nawrockiego przypomina mi trochę aferę z kupnem przez ministra Glińskiego “Damy z gronostajem” i całej kolekcji Czartoryskich za grubo ponad 400 milionów złotych. Nikt z Polski tych dzieł sztuki nie mógł wywieźć, ale rząd PiS i tak postanowił zapłacić prywatnej fundacji te astronomiczne pieniądze, choć było to całkowicie zbędne. Niemal cała kwota - 84 miliony euro - została przetransferowana następnie za granicę. Ma się ten gest!
A gdzie tutaj podobieństwo do Westerplatte?
- Za Westerplatte, podobnie jak za kolekcję dzieł sztuki Czartoryskich, nie trzeba płacić ani złotówki. Jedno i drugie znajduje się i zostanie w Polsce. O ile mi wiadomo, Paweł Adamowicz nie zamierza wywieźć terenu Westerplatte za granicę. Niech więc pan Nawrocki przeznaczy te dwa miliony na coś innego.
CZYTAJ: Westerplatte jak przed wojną. Wizje dyrektora Nawrockiego za 100 mln zł