Nagrody Teatralne Miasta Gdańska i Marszałka Województwa Pomorskiego rozdane. Poznaj laureatów
Najświeższa odsłona PC Dramy - cyklu performatywnych czytań w gdańskim klubie Żak - w zabawny sposób wywraca porządek społeczny i sprzeciwia się nadal obowiązującym we współczesnym świecie normom i wartościom z poprzedniej epoki. W sztuce „Status quo” niemiecka dramaturg Maja Zade za pomocą humorystycznie odwróconych stereotypów płciowych mierzy się z traktowaniem kobiet w społeczeństwie patriarchalnym - i z idącym za tym poniżaniem, deprecjonowaniem, molestowaniem czy pojawiającą się na wielu płaszczyznach przemocowością.
Zade stosuje bardzo prosty, wręcz banalny zabieg - odwraca sytuacje, w których kobiety doświadczają przemocy werbalnej, psychicznej lub fizycznej. Ofiarą czyni trzech mężczyzn, granych przez tego samego aktora - trzech Michałów, zwanych przez napotykane kobiety pozornie pieszczotliwie, a w rzeczywistości protekcjonalnie „Miśkami”. Główny bohater w trzech osobach, w opowiadanych naprzemiennie historiach, staje się ofiarą seksistowskich zachowań i nierównego traktowania. Misiek 1 stara się o pracę w agencji nieruchomości, Misiek 2 - w sieci popularnych drogerii, Misiek 3 zaś jest aktorem w teatrze. Każdy z nich musi mierzyć się z byciem ocenianym poprzez pryzmat płci, urody, wieku, ubioru, tego, czy planuje potomstwo i czy ma partnerkę.
To oczywiste odwrócenie ról płciowych w „Status quo” ma na celu ukazanie mechanizmów dyskryminacji i przekraczania granic, zarówno tych bardzo wyraźnych, jak i tych niekoniecznie dostrzeganych na co dzień. Zade obnaża nierówności między płciami wywracając do góry nogami społeczne konwenanse i utarte schematy, buduje świat „na opak”, w którym panuje matriarchat, kobiety zajmują wyższe stanowiska i są lepiej sytuowane oraz decyzyjne, a mężczyźni są od nich zależni, zajmują się głównie opieką nad dziećmi i prowadzeniem domu, rezygnując z siebie i kariery.
Wydaje się, że autorce, bardzo skupionej na czysto profeministycznym przekazie, umyka jednak ważna kwestia - w tych trzech opowieściach problem tylko pozornie stanowi wyłącznie płeć bohatera. Tak naprawdę jest on ofiarą systemu, w którym osoba na niższym szczeblu bezwzględnie podlega osobie ze szczytu hierarchii, co rodzi liczne nadużycia. To ten, kto ma władzę, może wszystko - niezależnie od tego, czy jest kobietą czy mężczyzną. Przemocowość i przekraczanie granic nie ma płci.
To wątek, któremu reżyser Tomasz Cymerman - trójmiejskim widzom znany z realizacji spektaklu „Pan Schuster kupuje ulicę” na scenie Starej Apteki Teatru Wybrzeże - zdecydowanie mógłby poświęcić więcej miejsca w czytaniu „Status quo”. Obraz byłby pełniejszy, nie zredukowany jedynie do kwestii prostego podziału ról płciowych w społeczeństwie, i wpisywałby się w to, czym Cymerman zachwycił w Wybrzeżu - w farsowy komentarz do kondycji społeczeństwa współczesnej Europy, wieszczący zmierzch demokracji lewicowo-liberalnej i konieczne przemiany w obrębie funkcjonowania klasy średniej.
W prezentowanym na scenie Żaka „Status quo” tego zabrakło, reżyser zdecydował się na proste odczytanie tekstu, wierząc, że ten obroni się sam. To się poniekąd stało, ale zdecydowanie czegoś zabrakło. Plus dla Cymermana, że wyłuskał humor, którego w sztuce nie brak (choć ostatecznie wydźwięk i tak jest przygnębiający), dodatkowo podbijając farsowość tekstu Zade użyciem w spektaklu trzech kanap - sztandarowego mebla-motywu w komedii mieszczańskiej - i wplataniem innych elementów metateatralnych. To jeden ze smaczków, które można było dostrzec w tym czytaniu performatywnym, ale stanowczo zbyt mało odważny jak na tego reżysera, który potrafi widza intrygować, rozbawiać i jednocześnie zmuszać do zastanowienia nad kwestiami, które inni twórcy pomijają.
Dobrze sobie radzą, choć także grają bezpiecznie, zaproszeni do czytania aktorzy Teatru Wybrzeże: Agata Bykowska, Piotr Chys, Katarzyna Kaźmierczak i Agata Woźnicka. Prym wiedzie wcielający się w rolę głównego bohatera Tomasz Mechowicki, pojawiający się na scenie Żaka gościnnie - jego trzy Miśki, choć jednakowo tłamszone i poniżane, są wielowymiarowe i wzbudzają różnorodne emocje. Mimo bycia postacią zmarginalizowaną, gra i charyzma tego aktora są jednymi z najciekawszych elementów czytania, pchającymi akcję - nieco przegadaną i nużącą - naprzód. Mechowicki buduje postać na tyle charakterystyczną, żeby zapadała w pamięć, a jednocześnie pozostawia jej na tyle przestrzeni, by każdy widz - lub widzka - mógł/mogła odnaleźć się w sytuacjach, które są przecież z życia wzięte.
„Życie intymne Jarosława” w Teatrze Wybrzeże. O wolności w miłości. Premiera