Gdański cmentarz dla zwierząt rozpoczął swoją działalność w maju, przy ul. Przyrodników 21A i jest jedną z najważniejszych nowości w naszym mieście, jakie pojawiły się w 2016 r.
Wiele osób bardzo czekało na tę inwestycję - zanim powstała, problem co zrobić z martwym zwierzęciem, był ogromny.
Pies, kot czy inne zwierzę domowe - przez właściciela powinno być traktowane jak członek rodziny, jak przyjaciel. W większości przypadków tak jest. Co robimy, gdy tracimy kogoś bliskiego? Uczestniczymy w pogrzebie. Płaczemy, wspominamy, tęsknimy. Odwiedzamy miejsce spoczynku ważnych dla nas ludzi. Choć ich ciał już nie ma, pamięć o nich żyje tak długo, dopóki w nas pulsuje krew. Pamięć to jedyne co nam zostaje, dlatego z takim namaszczeniem ją pielęgnujemy. Jak ten opis ma się do relacji człowiek - zwierzę?
- Nie wyobrażam sobie, jak funkcjonowało to wcześniej, zanim nasza inwestycja doszła do skutku - mówi Dariusz Markowski, prezes spółki “Zawsze razem”.
Utylizacja, kremacja, niewiedza
Możliwości dla mieszkańców Pomorza były dwie.
Po pierwsze: zakopać zwierzę w lesie, parku, ogrodzie. To wiązało się z ryzykiem poniesienia odpowiedzialności finansowej. Prawnie takie działanie jest zabronione. Dla tych, którzy zdecydowali się podjąć ryzyko, sroga zima bywała problemem. Kto próbował ten wie, że kopanie w zamarzniętej ziemi jest niemożliwe, a co najmniej bardzo trudne.
Opcja druga - teoretycznie wygodna - zostawić zwłoki u weterynarza. Opcja gorsza niż łamanie prawa nie tylko dlatego, że właściciel tym sposobem pozbawia się możliwości odwiedzania grobu pupila. Jest to opcja najgorsza przez wzgląd na jedną kwestię - ludzie mylą utylizację z kremacją.
Przykład? Zadzwoniłam do zaprzyjaźnionego weterynarza i zapytałam o nazwę firmy, która zabiera martwe zwierzęta z lecznicy. Okazało się, że to firma zajmująca się utylizacją odpadów medycznych, odpadów zwierzęcych i martwych zwierząt. Nie kremacją, lecz utylizacją! Nawet uboga wyobraźnia wystarczy, by zwizualizować sobie naszego ukochanego psa w worku, wśród odpadów, potraktowanego jak śmieć. Psa który żył u naszego boku kilkanaście lat. Kochał bezwarunkowo i zawsze był blisko.
Dotyczy to zresztą nie tylko psów. Zadzwoniłam do przyjaciółki, która usypiała niedawno kota. Zapytałam o to, co jej zdaniem stało się z kotem, po odebraniu jego zwłok przez firmę. Jej wiedza w tym temacie była żadna, a wyobrażenie nijak miało się do rzeczywistości.
- Bolesną sprawą wydaje się być to, że po kilkunastu zwykle latach mieszkania i dzielenia swojego domu ze zwierzakiem, z lekkością jesteśmy w stanie przeznaczyć to zwierzę do utylizacji, czyli do spalenia ze śmieciami - mówi Dariusz Markowski. - To jest takie nieme veto, które chcemy wykrzyczeć, ale nie bardzo mamy do kogo, bo ten poziom świadomości to jest absolutna podstawa, żeby nasze społeczeństwo się cywilizowało, a nie uwsteczniało.
Biznes inny niż wszystkie
Bez przesady można więc powiedzieć, że gdańscy miłośnicy zwierząt od maja 2016 r. są pod tym względem w dość szczęśliwym położeniu. Nie muszą być już targani rozterkami i dylematami - mogą skremować i pochować zwierzęcych przyjaciół z godnością.
Na pytanie, ile kremacji przeprowadzono przez ostatnie miesiące, Dariusz Markowski odpowiada, że woli nie rozmawiać o konkretnych liczbach. Tajemnica handlowa, odpowiedź łatwo można by było przeliczyć na złotówki. Choć biznes zawsze będzie biznesem, ja osobiście w rozmowie z prezesem spółki “Zawsze razem” odniosłam wrażenie, że zarobek nie był jedynym impulsem dla tej inicjatywy. Na cmentarzu jest cicho i spokojnie. Gdy ustawiam kamerę, słyszę prośbę, by nie pokazywać z bliska nagrobków. Na teren cmentarza, przez całą dobę, wchodzić mogą wyłącznie klienci. Wędrówki ciekawskich zdarzały się kilka razy. Cmentarz dla zwierząt to miejsce w którym panuje cisza. Czuje się tutaj szacunek i pamięci o zmarłych przyjaciołach.
Na cmentarzu jest obecnie 25 grobów z imiennymi płytami. Niektóre mają zdjęcia, obok zauważyć można zwierzęce zabawki. Kilkanaście trumienek czeka na pochówek, właściciele zmarłych zwierząt są w trakcie wybierania płyt nagrobkowych. Indywidualna forma spopielenia, choć najdroższa, jest opcją najczęściej wybieraną przez klientów.
Na lewo od nagrobków umiejscowiono jeden, zielony znicz. W tym miejscu jest mogiła zbiorowa. Jeszcze nie ma tu pomnika - powstanie na pewno w nowym, 2017 roku.
Klienci - czasem nawet z daleka
Na zwierzęcym cmentarzu spotykam czworo klientów. Dwoje z nich siedzi w samochodzie. Czekają na wydanie prochów psa. Kobieta płacze i co chwila wyciera nos chusteczką. Nie mam odwagi do nich podejść i wypytywać o szczegóły. Czuję, że będzie to niestosowne.
Inna kobieta zachowuje się mniej emocjonalnie, więc proszę ją o rozmowę. Mówi że przyjechała z Bydgoszczy. Gdy jej syn wysiada z samochodu, dowiaduję się, że w żółtym kocu jest 9-letni Folek, pies rasy Chihuahua. Syn pociera załzawione oczy. 170 kilometrów jazdy w jedną stronę, ale oboje nie mają wątpliwości, że tak było trzeba.
Szczątki Florka zostają poddane kremacji, a tymczasem właścicielka psa opowiada mi o swojej miłości do zwierząt.
- Przez nasz dom przewinęły się dziesiątki psów - mówi właścicielka Florka. - Wiele razy przygarnęliśmy stare psy ze schroniska, żeby mogły odejść u nas w spokoju i atmosferze miłości. Nie powinnam tego mówić, ale nie mam już miejsca w ogródku, by je chować.
Na informację o istnieniu cmentarza wpadłam przypadkowo. Jestem zachwycona nie tylko pomysłem, ale i atmosferą, którą tu zastałam.
Bydgoszczanka mówi chętnie - m.in. o podróżach ze zwierzętami i o tym, jak cudownie traktuje się zwierzęta w Danii. Na koniec coś bardzo osobistego: Florek zmarł dzień po śmierci męża mojej rozmówczyni. Ktoś może uważać, że to czysty przypadek, ale ci, którzy wiedzą czym jest psia miłość do człowieka - mają powody, by myśleć inaczej.
- Śmierć w naszej rodzinie nie jest tragedią. Wierzymy, że to część drogi do przebycia - z ciepłym spojrzeniem puentuje rozmowę rudowłosa mieszkanka Bydgoszczy. Teraz skupia się na wyborze urny, w której spopielony Florek kilka godzin później wróci do domu.
Jako właścicielka dwóch starszych psów (11 i 8 lat), wiem, że nadejdzie dzień, gdy na gdański cmentarz dla zwierząt przyjadę nie służbowo, lecz prywatnie. Choć myśl o pożegnaniu z ukochanymi labradorkami, zawsze wiąże się z bólem, mam przynajmniej tę pewność, że wszystko będzie się mogło odbyć w godny sposób.
Czytaj też: