Anna Umięcka: Czym jest i w jaki sposób możemy chronić niematerialne dziedzictwo kulturowe?
Andrzej Iwo Szoka: Są to tradycje, zwyczaje, które przekazywane są potomkom, z pokolenia na pokolenie. Chronimy je, aby nie zaginęły, były wciąż żywe, trwały. Na przykład, aby ludzie byli nadal zainteresowani grą na dzwonach.
Ciekawe jest to, że na listę wpisujemy nie carillon, ale kulturę carillonową, nie szopkę, ale szopkarstwo. Czy to ważne rozróżnienie?
- Oczywiście, bo nie chodzi o ochronę samego instrumentu czy przedmiotu, ale o całą kulturę z nimi związaną, wszystkie działania wokół nich. W wypadku carillonu – wszystkich osób z umiejętnością gry, tych którzy je naprawiają, konserwują, kompozytorów, uczenie młodych. Ważne jest to, co jest w człowieku, jego umyśle, duszy. To chronimy.
Ale aby dzwony brzmiały przy różnych uroczystościach czy wydarzeniach trzeba ludzi też zachęcać. Przy krakowskim szopkarstwie - organizujemy warsztaty, szkolenia. W Gdańsku też zachęcamy ludzi - bo w centrum tego niematerialnego dziedzictwa są ludzie, nie zabytki. Ludzie, dla których jest ono elementem ich tożsamości. Słowo tożsamość jest tu kluczowe. Jeśli dla ludzi jest ważne, że dzwony są i dla nich grają, to świadczy, że kultura carillonowa stała się częścią ich tożsamości. Tworzą ją: społeczność miasta, ludzie którzy przyjeżdżają tu posłuchać muzyki dzwonów, grać na nich czy komponować utwory.
Ochrona oznacza też materialne działania?
- Aby chronić tę kulturę potrzebujemy środków finansowych, tak samo jak w ochronie zabytków, ale w tym wypadku - mówimy o szkoleniach, stypendiach dla kompozytorów, zabezpieczaniu pieniędzy na ochronę samych instrumentów.
Już wpis na Krajową Listę Dziedzictwa Kulturowego otwiera wiele drzwi i ułatwia pozyskiwanie środków na te działania. Narodowy Instytut Dziedzictwa co pięć lat sprawdza też, w jakim stanie znajduje się dana tradycja, czy nie zaginęła - np. czy w Gdańsku jeszcze gra się na carillonach. Gdyby pojawiły się jakieś problemy, to na podstawie tych raportów można podejmować działania prawne czy popularyzatorskie i informacyjne.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Gdańskie carillony na liście niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO? W poniedziałek spotkanie inauguracyjne
Środki na ochronę i wspieranie dziedzictwa płyną z Unii czy rządu?
- Można je uzyskiwać z różnych źródeł, a podpierając się takim wpisem również prowadzić działania o charakterze międzynarodowym. Ale tu nawet nie chodzi o pozyskiwanie środków z budżetów instytucji, ponieważ te działania same generują zyski. Po wpisie rośnie zainteresowanie danym krajem czy miastem. On stanowi gigantyczną promocję danego miejsca. Kraje, dla których turystyka jest ważna, jak Chorwacja, walczą wręcz o to, by mieć ich jak najwięcej. Zauważamy to na przykładzie krakowskiego szopkarstwa - po wpisie na listę UNESCO, już rok temu mieliśmy dużo większą frekwencję wśród turystów i większe zainteresowanie ludzi, którzy chcą wypożyczać szopki do różnych miejsc na świecie, fotografów, filmowców.
Ile wpisów na listę reprezentatywną ma Polska?
- Jeden, i jest nim szopkarstwo krakowskie. Został dokonany rok temu. Chorwacja ma na przykład około 17 wpisów, bo jest to ogromne narzędzie promocji państwa, regionu czy miasta, które przynosi korzyści dla całej gospodarki.
Dlaczego tak mało wpisów ma Polska? Nie mamy się czym pochwalić?
- Konwencja UNESCO o ochronie niematerialnego dziedzictwa kulturowego powstała w 2003 roku, ale Polska ratyfikowała ją dość późno, bo dopiero w 2011 roku. I zanim nasze struktury państwowe przygotowały się do wymaganych procedur, musiało trochę czasu minąć.
Czy jakieś inne tradycje polskie ubiegają się również o taki wpis?
- Tak. Przepisy konwencji UNESCO mówią, że można dołączyć do już wpisanych tradycji. Takie starania prowadzi sokolnictwo. Wiem też, że wniosek międzynarodowy przygotowuje bartnictwo - Polska i Białoruś formułują go wspólnie.
Możemy się spodziewać jeszcze więcej wpisów, bo na Krajowej liście dziedzictwa kulturowego takich obiektów jest już około 40 i, jak sądzę, większość osób, które stoją za nimi na pewno marzą o wpisie międzynarodowym.
Kultura rozumiana jako duchowy i materialny dorobek społeczeństwa jest wartością żywą. Przekształca się, zanika, odradza. Czy taki wpis na listę i wynikająca z niego urzędnicza ochrona nie ograniczą jej rozwoju? Nie zablokują naturalnie przebiegających zmian?
- Na listę wpisywane jest dziedzictwo żywe. W zapisach konwencji UNESCO zakłada się, że możliwe jest przetwarzanie, zmiana, że nie można zamrozić takiego dziedzictwa. Świat się przecież zmienia, ludzie mają nowe pomysły, nowe utwory powstają, nowa muzyka, którą można się inspirować. Zmiana jest więc możliwa - z jednym warunkiem - nie może być generowana przez decyzje urzędowe. Nie może być narzucana z kręgów państwowych czy samorządowych. Ona musi wynikać od samych ludzi, od depozytariuszy tradycji. To jest kluczowy zapis - w centrum konwencji są ludzie.