Chodzi o leśny odcinek o długości dwóch kilometrów w kierunku Wrzeszcza. Dlaczego tam? Bo to bardzo kręty odcinek - między IKEĄ a rondem de la Salle - na którym dochodziło do dużej liczby wypadków. 16 czerwca w zginęła tam 22-letnia kobieta w ciąży. Jej auto najpierw uderzyło w barierkę, potem dachowało i wpadło do rowu.
W ubiegłym roku w tym miejscu doszło do ponad 300 wypadków i kolizji! Winna jest zazwyczaj brawura i nadmierna prędkość. Ale miasto zdecydowało, że pomóc może też lepsza chropowatość, szorstkość nawierzchni.
Roboty wykonywane są w godz. 19 - 5 rano z wyłączeniem jednego z dwóch pasów ruchu. Prace mają poprawić przyczepność, a co za tym idzie, bezpieczeństwo na tym odcinku.
Ta technologia jest po raz pierwszy testowana w Gdańsku.
Jak tłumaczy Magdalena Kilian, rzecznik Zakładu Dróg i Zieleni, polega to na zwiększeniu szorstkości (przyczepności) nawierzchni jezdni poprzez zastosowanie urządzeń wyrzucających z siebie metalowy śrut, który uderzając z odpowiednią siłą w nawierzchnię tworzy jej nową makro - i mikrostrukturę.
W uproszczeniu można powiedzieć, że nawierzchnia jezdni na tym odcinku Słowackiego będzie trochę przypominała papier ścierny.
Śrutowanie jest realizowane za pomocą samobieżnego urządzenia wraz ze zintegrowanym układem odsysania i pakowania urobku po śrutowaniu. Proces suwania śrutu z nawierzchni wspomaga pracownik, który idzie za samochodem prowadząc dwukołowy wózek z silnym magnesem, przyciągającym resztki stalowych drobinek.
Po zakończeniu robót specjalne urządzenie sprawdzi jakość wykonanych prac.
Technologia ta nie była dotąd stosowana przez GZDiZ. Prace wykona firma Maycon Poland Sp. z o.o. Koszt wyniesie 240 tysięcy złotych.
Śrutowanie stosowano już m.in. w Grecji, Niemczech, Holandii i Czechach. W Polsce po raz pierwszy wykorzystano je w okolicach Olsztyna w 2015 roku na drogach krajowych nr 51 i 57.
Jak pisała wtedy olsztyńska Gazeta Wyborcza "zabieg nie wydaje się zbyt skomplikowany, choć wymaga użycia specjalistycznego sprzętu. Maszyna śrutująca to nic innego jak samochód ciężarowy, wyposażony z przodu w urządzenie, które pod wysokim ciśnieniem wyrzuca tysiące bardzo drobnych stalowych kulek. - Uderzając z dużą siłą w nawierzchnię, wybijają z niej wszystkie miękkie elementy i zmieniają strukturę asfaltu - tłumaczył Krzysztof Zalewa z firmy Maycon. - To samo urządzenie jednocześnie odsysa cały urobek wraz ze śrutem, sprawiając, że jezdnia pozostaje czysta i szorstka ponad przewidziany standard".
Po zakończeniu prac gołym okiem ma być widać, że nawierzchnia nie dość, że wygląda jak nowa, to na dodatek jest bardzo szorstka.
Uwaga! W przypadku opadów deszczu, które uniemożliwiają prowadzenie prac, ich czas może ulec wydłużeniu.