„Kamikadze” napisała Alina Nelega - jedna z najważniejszych współczesnych rumuńskich dramatopisarek; eseistka, powieściopisarka i wykładowczyni uniwersytecka. W 2008 roku dramat został nominowany do nagrody rumuńskiego Związku Pisarzy. To rodzi pewne oczekiwania, podobnie jak sam cykl PC Drama, który kojarzy się z jakością i coraz ciekawszymi, bardziej śmiałymi i niekiedy spektakularnie formalnymi czytaniami performatywnymi.
Czy te oczekiwania zostały spełnione?
Bohaterami opowieści są Kami i Doc, których poznajemy podczas ich nocy poślubnej - domyślamy się tego dzięki kostiumom: on ma na sobie garnitur, ona białą bieliznę, i dużemu zdjęciu wyświetlanemu na początku czytania w tle, prezentującego elegancki pokój hotelowy z dużym łóżkiem małżeńskim. Nie jest to jednak historia romantyczna. W pokoju nowożeńców, poprzez wspomnienia i rozmowy, silnie obecny jest trzeci bohater, jak szybko się okazuje - ich tragicznie zmarły przyjaciel Duke. Całą trójkę łączyły - i ciągle łączą - niezwykle silne uczucia; skomplikowana mieszanka namiętności, zazdrości, uzależnienia i nienawiści. Wspólna jest im także miłość do szybkiej jazdy motocyklem i śmiertelnego ryzyka, przynoszącego dającą im ukojenie adrenalinę. Mogłaby to być więc poruszająca, hipnotyzująca analiza relacji łączących postaci, które porzuciły bezpieczną rzeczywistość w poszukiwaniu skrajnych doznań. Ale coś się nie udało.
W czytaniu w reżyserii Pameli Leończyk widoczna jest niezwykle silna, nieco za bardzo, inspiracja filmem „Urodzeni Mordercy”, w reżyserii Olivera Stone’a, na podstawie scenariusza Quentina Tarantino, w którym w pędzącą na zatracenie parę kochanków wcielili się brawurowo młodziutka wtedy Juliette Lewis i Woody Harrelson. I tu szkoda - że współczesna sztuka rumuńska została tak bardzo zamerykanizowana i zupełnie nie oddaje kolorytu kulturowego innego kraju. Z drugiej jednak strony, nie jest to aż tak bardzo wina reżyserki, sam tekst Nelegi także żyje w oderwaniu od kraju, w którym powstał, przypominając bardziej scenariusz krótkiego filmu amerykańskiego z dawnych lat. Można go rozpatrywać w kategorii prostego eksperymentu literackiego bez fabularnego psychologicznego tła. Co bowiem pozostaje poza starą jak świat historią miłosnego trójkąta, w którym każdy z bohaterów walczy o uwagę?
W czytaniu zaprezentowanym w klubie Żak widoczna jest duża praca reżyserki z tekstem, jednak wydaje się to zupełnie niepotrzebne. Sztuka Nelegi składa się z dwóch monologów rozciągniętych na kilka stron każdy. Pamela Leończyk decyduje się duże bloki tekstowe podzielić na wypowiedzi - naprzemiennie wplata kwestie bohatera i bohaterki. To zabieg o tyle uzasadniony, że nadaje tempo, a bezpośrednia konfrontacja, do której stają w ten sposób bohaterowie pozwala zbudować emocje. Ale nadaje też całości pewną banalność.
Nie ratują tego aktorzy, którzy grają na najwyższych tonach i są nadmiernie ekspresyjni. Zdecydowanie zabrakło reżyserskiej ręki, która pokazałaby STOP. Napięcie sytuacyjne widoczne jest już w samym tekście Nelegi - nerwowość jaką Martyna Matoliniec - aktorka związana z Teatrem Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni, i Piotr Srebrowski - aktor Teatru Miniatura, realizujący projekty także m.in. w Teatrze Gdynia Główna, obdarzają kreowanych przez siebie bohaterów jest już zbyt oczywista.
Ciekawie udało się za to zbudować wszystko to, co dzieje się poza aktorstwem. Broni się strona wizualna - Pamela Leończyk obficie czerpie z dobrodziejstw wizualizacji, nie zapomina także o ważnej grze świateł, za pomocą skromnych środków tworząc maksymalnie bogatą mini inscenizację. Wszelkie niedociągnięcia w tej materii zrzucić należy na karb czasu - artyści przygotowali czytanie w zaledwie jeden dzień. „Kamikadze” wykracza poza prostą prezentację tekstu, stanowiąc chwilami zalążek pełnoprawnego spektaklu - i za to ambitne podejście i włożoną w to pracę reżyserce należą się brawa.
Teoretycznie mógł to być bardzo ważny tekst, traktujący o rzeczach niezwykle trudnych i delikatnych. Słowo kamikadze, które jest tytułem sztuki, odwołuje się przecież do pilotów japońskich samolotów bojowych, dokonujących samobójczego ataku na obiekt nieprzyjaciela podczas II wojny światowej. W potocznym użyciu oznacza osobę porywającą się na działania bardzo ryzykowne, niemające szans powodzenia. Osobę, która decyduje się na misję samobójczą. W jednej z pierwszy kwestii Kami pada zdanie: „Dobrze jest wybrać sobie moment. Nie zostawiać siebie w rękach swojego ciała”. Te przejmujące słowa giną jednak pod natłokiem wielu innych, na scenie zupełnie nie wybrzmiewając.
Pamela Leończyk zrealizowała już raz bardzo mocny spektakl o odbieraniu sobie życia. W 2020 roku podczas gdyńskiego festiwalu „Pociąg do Miasta” na dachu/tarasie Muzeum Miasta Gdyni można było oglądać jej „Nocnych pływaków”, przygotowanych w Teatrze Nowym Proxima w Krakowie. Leończyk zabrała widzów w podróż na basen, gdzie spotykają się wykluczeni z różnych powodów młodzi ludzie. Nie mogąc znaleźć swojego miejsca w świecie, nie widząc też ratunku od dramatów i traum - wśród bohaterów są osoby wykorzystywane seksualnie, odrzucone przez swoje rodziny i społeczeństwo - postanawiają popełnić zbiorowe samobójstwo. Mimo dużego ciężaru tematycznego, spektakl ten był lekki, przepełniony humorem i ciekawymi teatralnymi formami eksperymentalnymi. Leończyk umiejętnie czerpała ze swojego wykształcenia i zainteresowań oscylujących między teatrem, performancem a instalacjami artystycznymi, widoczne też były wyraźne inspiracje off-Broadwayem. To wszystko nie przysłoniło ważnego głosu.
Tym razem się nie udało. Ale tę reżyserkę zdecydowanie warto mieć na uwadze.