Olgierd Chazbijewicz i Aws Kinani stoją przed meczetem w Oliwie i palą papierosy. Wyglądają jak dwaj pracownicy, który wyszli na fajkę w przerwie, bo w biurowcu palić nie można. - Salam alejkum, pokój z Wami! - witają mnie i fotografa.
Chazbijewicz (Polak tatarskiego pochodzenia) i Kinani (polski Tunezyjczyk) czekali na ten moment kilkanaście długich godzin! To ich pierwszy papieros w ciągu dnia, zapalony dopiero po godzinie 22! Chazbijewicz i Kinani to muzułmanie, obchodzący święty dla islamu miesiąc ramadanu. To miesiąc postu od wschodu do zachodu słońca! Przez cały dzień, mniej więcej od godziny 4.10 rano do godziny 21.25 (oczywiście codziennie te godziny się lekko zmieniają) muzułmanie nie jedzą, nie piją (niczego, nawet wody!) i... nie palą papierosów! - Nałóg, taki jak tytoń, jest najgorszy - mówi Chazbijewicz. - Głód jakoś pokonasz, ale palić się chce!
Aws Kinani przytakuje, zaciągając się papierosem. Wreszcie!
Zrozumieć, co znaczy głód
W czasie 30-dniowego ramadanu co wieczór, tuż po zachodzie słońca, czyli w okolicy godziny 21.20, muzułmanie zasiadają do uroczystego posiłku, zwanego iftarem. Najczęściej robią to w domach, z rodziną.
- Wyobraź sobie, że masz nie jedną, ale 30 wigilii - mówi mi Bilal, gdański Turek. - To ten sam rodzaj przeżycia, ta sama radość, ten sam czas dla najbliższych i Boga, czas solidarności z innymi!
Co sobotę w Gdańsku iftar odbywa się w meczecie. Na pierwszy w tym ramadanie muzułmanie zaprosili nas. To była pyszna kolacja! Większość potraw, choć oczywiście nie wszystkie, przywiózł ze sobą Hani Hraish, od wielu lat prowadzący w Gdańsku działalność gastronomiczną z kuchnią arabską.
- Mamy dziś zupę z soczewicy, bułki jerozolimskie nadziewane mięsem drobiowym i warzywami, bułki ze szpinakiem, ryż typu pilaw, mięso z kurczaka, sosy, na deser daktyle i inne owoce, i oczywiście słodka baklawa - wylicza Hraish, który przez kilkanaście lat był imamem gdańskiego meczetu i wciąż służy społeczności muzułmańskiej poradą duchową.
- Po co wam ten post? - pytam.
- Żeby zrozumieć, co to znaczy być głodnym, potrzebującym, biednym - tłumaczy Hraish. - My na co dzień mamy co jeść, ale są ludzie, którzy głodują latami!
Inni muzułmanie tłumaczą, że ramadan oczyszcza ich ciało i duszę, jest rodzajem "nowego otwarcia", zmazania dawnych grzechów. To czas zastanowienia się nad życiem i śmiercią, dobrem i złem, obecnością Boga (Allaha) w życiu każdego. To także szansa sprawdzenia siebie, ujarzmienia swoich słabości, pokazania, że nie muszą nami rządzić pokusy.
Ale ramadan to też okres, gdy myśli się więcej o innych: o potrzebujących, głodnych, ubogich, bezdomnych. Muzułmanie z Gdańska - co naturalne - myślą wtedy o swojej społeczności, o swoich rodzinach, które zostały w Tunezji, Palestynie, Libii, Egipcie czy Turcji i nie wiedzie im się tak dobrze, jak w bogatszej i spokojnej Polsce. To czas datków i ofiar oraz jałmużny. Można wysłać pieniądze biedniejszym członkom rodziny, ale można też wesprzeć muzułmanów cierpiących głód i prześladowania na wojnach w Syrii czy Iraku. Dawno temu, w VII w., można było dzielić się mięsem wołowym pochodzącym z ofiarowania. Dziś, w XXI wieku, można przesłać przekazem pieniądze na konto. Czas płynie, ale wciąż liczy się gest, pamięć, ofiara.
- Czy pomagacie tylko muzułmanom? - pytam Haniego Hraisha.
- W ramadanie rzeczywiście należy pomóc braciom i siostrom w wierze, ale oczywiście w ciągu roku dobry muzułmanin powinien pomagać wszystkim, w tym chrześcijanom, jeśli są głodni, bezdomni - mówi Hraish. - Tak jak mam, nadzieję, dobrzy chrześcijanie też pomagają wszystkim potrzebującym, niezależnie od ich wyznania.
Bilal, gdański Turek (nie chce podać nazwiska) mówi, że nie zna dobrze wszystkich zasad, ale gdyby trzeba było, to wspomógłby wszystkich, w tym Caritas. - Byłem już wolontariuszem u franciszkanów w Gdyni w czasie śniadania wielkanocnego - mówi. - Trzeba pomagać!
Chociaż wody się napij
Wokół nas gwar: mężczyźni i chłopcy siedzą, rozmawiają, żartują, plotkują. Obok biegają małe dzieci, które jak to dzieci, dokazują i psocą. Matki, żony i córki są na górze, w osobnym pomieszczeniu. Tylko na chwilę schodzi do nas Khedi Alieva, gdańska Czeczenka, daje nam więcej sałatki warzywnej, poleca ciepłą zupę. Na chwilę pojawia się też jej córka Marjam - zasłania twarz do zdjęcia.
Są tu Polacy, Turcy, Egipcjanie, Tunezyjczycy, Syryjczycy, Czeczeni, Palestyńczycy, Saudyjczycy, Rumuni - wszyscy zjednoczeni w wierze. Część mówi tylko po arabsku, z różnymi akcentami, inni - po turecku, angielsku, po polsku. Niektórzy mieszkają w Gdańsku od lat, mają tu rodziny, dzieci; inni - studiują, są na wymianie Erasmusa, albo przyjechali turystycznie do Gdańska na tydzień i ramadan zastał ich tutaj. Cieszą się, że mają gdzie świętować. Sympatyczni, mili, życzliwi, co chwila ktoś pyta mnie i fotografa, czy spróbowaliśmy już tego czy tamtego, czy chcemy dolewkę herbaty. Iftar to dobry moment, by ich poznać, zrozumieć, porozmawiać, najlepiej przy wspólnym posiłku. Przestać się bać tego, czego nie znamy.
Papierosy wypalone, żołądki napełnione pysznym jedzeniem. Ciężko jest wytrwać w poście?
- Czasem moja żona, katoliczka, mówi “to chociaż wody się napij!” - odpowiada Bilal perfekcyjną polszczyzną. - Ale wtedy to by nie miało sensu. Chodzi o moje wewnętrzne nastawienie, poświęcenie. Czasem po kilku dniach niejedzenia i braku wody pojawia się w głodnym człowieku naturalna agresja. To chyba zrozumiałe? Ale nad nią też trzeba panować. Post uczy cierpliwości. Nikt nas do niego nie zmusza, to nasz wybór.
Po iftarze, czyli kolacji, czas na modlitwę. Poprowadzi ją nowy gdański imam - Turek Ismail Caylak. Mówi mi, że meczet to dom Boga, że nie ma tu miejsca na kłótnie, na podziały, że Koran uczy pokoju, dobroci i otwartości na drugiego człowieka. Caylak nie ma jednak teraz czasu na długi wywiad, bo czekają na niego obowiązki - musi przygotować modlitwę. Wcześniej jego pomocnik czyta, czy raczej intonuje, Koran na głos. Na razie każdy modli się osobno, bijąc głową pokłony o dywan. Ale zaraz wszyscy ustawią się w kilku rzędach i będą modlić się wspólnie. Dziękować Bogu za życie, dzieci, rodzinę, dostatek. I za to, że w Gdańsku znaleźli nowe domy wśród tolerancyjnych ludzi.
Nad ranem, około godziny czwartej, czeka ich śniadanie zwane suhur. A potem kilkanaście godzin bez jedzenia, wody, “dymka”. - Ja tego nie ustaliłem, ustalił to Prorok - śmieje się Bilal. - Więc nie będę tego kwestionował.
- To nas uczy poskramiania własnego ego, własnej pychy, człowiek staje się po takim poście skromniejszy - mówi Hani Hraish. I idzie się modlić za pomyślność w roku 1437, według muzułmańskiej miary czasu.
Więcej zdjęć z meczetu poniżej: