W poniedziałek, 18 lipca, pisaliśmy, że okolice ulicy Grunwaldzkiej i Dekerta we Wrzeszczu są zawalone butwiejącymi śmieciami, workami i gruzem, a mieszkańcy i właściciele małych sklepów i warsztatów załamują ręce, bo stracili miejsca, dzięki którym zarabiają na chleb.
We wtorek, 19 lipca, był tam z wizytą wiceprezydent Gdańska Piotr Grzelak oraz m.in. Emilia Lodzińska, radna PO z Wrzeszcza. Grzelak obiecał mieszkańcom daleko idącą pomoc: załatwienie dodatkowych kontenerów (mieszkańcy wcześniej usłyszeli, że będą czekać do piątku czy nawet poniedziałku na wywóz śmieci); pomoc w osuszaniu, dezynfekcji, a nawet porady prawne w kwestii ubezpieczeń.
Sprawdziliśmy w środę, 20 lipca: rzeczywiście wokół tzw. wysepki (jest tam m.in. sklep komputerowy) uwijała się ekipa miejskich sprzątaczy. Pracowali od rana, a druga zmiana miała pracować do godz. 21. Jak nam wyjaśnił Szymon Urbanowicz, brygadzista z Gdańskiego Zarządu Nieruchomości Komunalnych (GZNK) ekipa liczy około 40 osób. Wszyscy od rana do wieczora pomagają oczyszczać piwnice, ładować śmieci i gruz do kontenerów, sprzątają ulice. Mają zostać w tej okolicy jeszcze kilka dni.
Pojawiły się też wyczekiwane kontenery. Pomarańczowe, duże: ludzie wrzucają do nich zamoknięte drzwi, podmokłe meble, ubrania i wszystko, co nasączone wodą i zabrudzone szlamem. Nawet pan Witalij, który mieszka przy ul. Dekerta 2, i kilka dni temu groził, że rozrzuci śmieci po ulicy, tak dosyć miał brudu, bałaganu i czekania na kontener, dziś był zadowolony. Wreszcie sprzed jego kamienicy zniknęła obrzydliwa, śmierdząca hałda. Ulica wygląda znów na cywilizowaną. Przedstawiciele miasta deklarują, że kontenerów do piątku ma być nawet 35.
Teraz Witalij, i jego sąsiad mówią, że za kilka dni kluczowe będą osuszarki: - Wyniesiemy wszystko, posprzątamy i trzeba będzie osuszać ściany - mówi Witalij.
- Jesteśmy na etapie wypożyczania i kupowania osuszarek - mówi nam Joanna Tobolewicz z Wydziału Gospodarki Komunalnej UMG. - Osuszarki pojawią się za dzień, dwa, ale w pierwszej kolejności dostaną je osoby, które naprawdę nie są w stanie poradzić sobie same, jak na przykład samotne staruszki - mówi Tobolewicz.
Powtarzają się też pytania o zapomogi, pomoc finansową.
- Powiem szczerze, że gdyby potraktowano nas jak powodzian i szybko dano kilka tysięcy złotych, prędzej stanąłbym na nogi - mówi Krzysztof Wołodźko, właściciel Auto Serwisu przy al. Grunwaldzkiej 144, gdzie poza stojącymi w garażu autami, zalało także kompresory, wiertarki i inny sprzęt elektryczny.
Tobolewicz mówi, że miasto czeka na opinię, czy miało do czynienia z zalaniem czy z powodzią, zanim zacznie uruchamiać odpowiednie procedury i wydawać odpowiednie zaświadczenia. Od poniedziałku w budynku Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku przy ul. Partyzantów ma ruszyć punkt pomocy prawnej, gdzie poszkodowani będą mogli uzyskać rady w kwestiach ubezpieczenia, ewentualnych zapomóg i odszkodowań.
Ludzie mówią, że ubezpieczenia od takiej wody na ogół nie mają: - Mam od wszystkiego, od włamania, od pożaru, ale nie od powodzi, bo w tym roku po raz pierwszy od 11 lat zrezygnowałem - mówi jeden mężczyzna z żalem. - Głupie 35 złotych, ale skąd ja mogłem wiedzieć?!
Inny obwinia miasto: - Zapewniali, że jest bezpiecznie, że nic się nie stanie, że zbudowali tyle zbiorników retencyjnych. Jak jest bezpiecznie, to nie kupowałem ubezpieczenia od powodzi, bo po co? Od pożaru mam! Najlepiej teraz byłoby mi spalić tę budę! - mówi, pokazując warsztat. Oczywiście, to tylko gadanie.
Część mniej zamożnych mieszkańców zwróciła się też o pomoc do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Tam jednak pomagają jedynie najuboższym. - Ja takiej pomocy nie dostanę - mówi Łukasz Kowalczyk, współwłaściciel zalanego salonu protetyki słuchu “Słucham” przy al. Grunwaldzkiej 148. - A przecież ten salon to mój drugi dom, i jak nie mam klientów i pracy, to za kilka dni też nie będę miał na chleb. Potrzebuję pomocy jak inni.
Witalij z kamienicy przy ul. Dekerta 2 ma nadzieję, że miasto zechce mu zwrócić za prąd i wodę, bo jak mówi w ostatnich dniach używał na przykład godzinami maszyny Karchera do czyszczenia przedmiotów ze szlamu. - To żre prąd, zużywa litry wody! - podkreśla gdańszczanin.
Na wspólnym podwórku dla kamienic przy ul. Dekerta 1 i 3 oraz Staszica 6 jest inny problem: Sita Północ była tu ze śmieciarką i kontenerem. Odsłoniła dojście do koszy na śmieci, zabrała część gnijących rzeczy. Ale dwa zwały śmieci wciąż leżą na środku, a pracujący na podwórku panowie mówią, że nie mają zamiaru nosić tego do kontenerów, bo są ustawione za daleko. To kilkanaście, może kilkadziesiąt metrów. Kawał drogi. Kto to więc przeniesie? Nie wiadomo. - A pewnie niedługo pojawią się tu szczury - wyrokuje jeden z moich rozmówców.
Na wysepce we Wrzeszczu, gdzie jest sklep komputerowy, też trwa ciężka praca. Mężczyzna z masce, ze szmatką nasączoną chemicznym płynem, czyścił klawiaturę po klawiaturze. Przycisk po przycisku. Cierpliwie, metodycznie. Przed właścicielami tego sklepu jeszcze mnóstwo pracy. Ale i tak jest już o wiele lepiej niż było. Nie śmierdzi tu tak, jak jeszcze dwa dni temu. Wraca stare.