- Ela była największym lekkoatletycznym talentem wśród kobiet, jaki w życiu spotkałem - miał mawiać Jan Mulak, legendarny trener, działacz sportowy, twórca tzw. Wunderteamu, czyli potęgi polskiej lekkoatletyki w latach 50. i 60. minionego wieku.
- Ta dziewczyna już niedługo będzie najlepsza na świecie, i to na długie lata - przepowiadała w 1952 roku Nowozelandka Yvette Williams po zdobyciu złotego medalu w skoku w dal.
Elżbieta Duńska w Helsinkach, gdzie odbywały się wówczas igrzyska olimpijskie, miała niespełna 18 lat, a już fantastycznie fruwała nad skocznią. W stolicy Finlandii zdobyłaby srebro, ale „złoty warkocz” (wtedy pewnie w duchu nazwany przeklętym) zostawił na piasku ślad wcześniej niż ciało naszej skoczkini w dal. Skończyło się na 12. miejscu.
W kraju debatowano: Obciąć warkocz? Nie obcinać? Ela postanowiła nie obcinać.
Wtedy twardo postawiła na swoim też w innej sprawie. W 1953 roku władze sportowe chciały jej wyznaczyć nowego trenera. - Ja już mam trenera. Innego nie potrzebuję - rzuciła.
Tym wybranym był Andrzej Krzesiński, tyczkarz i trener skoków, od 1955 roku także mąż Duńskiej-Krzesińskiej.
Do Gdańska na studia
Ela Duńska urodziła się 11 listopada 1934 roku w Młocinach, dziś części warszawskiej dzielnicy Bielany.
Po II wojnie światowej Duńscy całą rodziną przenieśli się do Elbląga. Ela na początku niezbyt lubiła zajęcia gimnastyczne w szkole, często prosiła mamę o wystawienie zwolnienia. W końcu się jej odmieniło. Biegała, skakała wzwyż i w dal. Najbardziej polubiła tę ostatnią konkurencję.
Gdy w wieku 16 lat pobiła rekord Polski juniorów, było wiadomo, że to nieprzeciętny talent.
W 1953 roku rozpoczęła w Gdańsku studia medyczne. Chciała jednocześnie kształcić się na kierunku stomatologicznym oraz trenować skok w dal i zdobywać medale. Tak się jednak nie dało. Wykwalifikowaną dentystką została po dziesięciu latach - i tak nieźle. Ukończyła także studia trenerskie na WSWF w Poznaniu (1968).
Złote i srebrne skoki
Jej klubem w Gdańsku została Spójnia (1949-1956), potem sopocki LKS (1957-1960), ponownie Spójnia (1961-1963) oraz Skra Warszawa (1964-1965).
W 1956 roku była jedną z głównych faworytek do olimpijskiego złota w Melbourne. Była przecież rekordzistką świata (6,25 m). W konkursie, jak sama później mówiła, nie skakała dobrze. Ale skakała daleko. Wyrównała własny rekord świata, złoty medal olimpijski stał się faktem. Tym razem „złoty warkocz” nie przeszkodził.
Cztery lata później Duńska-Krzesińska w Rzymie broniła tytułu najlepszej na globie.
- Jadę po złoto - zapowiadała, ale splot nieprzewidywalnych zdarzeń sprawił, że na jej szyi zawisł tylko srebrny medal.
Najpierw doznała lekkiej kontuzji stopy, potem przytrafiły się problemy z butami (musiała pożyczyć większe), w końcu przed ostatnią serią skoków poinstruowała jedną z rywalek, jak trzeba skakać. Wiera Kriepkina z ZSRR (poprzednik dzisiejszej mocarstwowej Rosji) okazała się bardzo pojętną uczennicą i w ostatnim skoku przeskoczyła „Złotą Elę” o 10 centymetrów! Złoto dla Kriepkiny (6,37 m), Duńska-Krzesińska srebro (6,27 m).
Nasza mistrzyni zdobyła jeszcze brązowy (1954) i srebrny (1962) medal mistrzostw Europy. Po zakończeniu sportowej kariery zajęła się praktyką stomatologiczną.
Trzeba lubić to, co się robi
W 1980 roku Andrzej Krzesiński został zwolniony z pracy trenera skoku o tyczce w Polskim Związku Lekkiej Atletyki, ale dostał propozycję pracy w Wielkiej Brytanii, a potem w USA. Państwo Krzesińscy na długie 20 lat wyjechali z Polski. W 2000 roku powrócili do Warszawy na stałe.
Pani Elżbieta przyjeżdżała regularnie do Gdańska z różnych okazji, promowała m.in. Gdańskie Kalendarze na 2012 rok, których głównym motywem była historia gdańskiego sportu.
- Świetnie pani wygląda i zapewne świetnie się pani czuje - zagadnąłem wówczas.
- Mój panie, na pewno pomógł mi w tym sport, ale też niezależność - uśmiechnęła się. - No i trzeba lubić to, co się robi.
Elżbieta Duńska-Krzesińska zmarła w Warszawie w nocy po długiej chorobie, 29 grudnia 2015 roku. Miała 81 lat.
W pamięci pozostanie jako jedna z najwybitniejszych polskich sportsmenek, mistrzyni i wicemistrzyni olimpijska w skoku w dal, rekordzistka świata. Dla wielu innych także jako świetny stomatolog.
Korzystałem m.in. z publikacji: „Poczet olimpijczyków ziemi gdańskiej” Jerzego Geberta i „Poczet polskich olimpijczyków” pod red. Krystyny Dajbor, Alfreda Górnego, Jana Lisa, Tadeusza Olszańskiego i Bohdana Tomaszewskiego (tekst autorstwa Macieja Biegi - „Mistrzyni z warkoczem”).