Zmarła Krystyna Rzewuska-Sakowicz. Uczyła prawdziwej historii w PRL, gdy niewielu miało odwagę

Los Krystyny Rzewuskiej-Sakowicz był bardzo polski i kresowy. Do Gdańska dotarła z Wilna, przez Syberię, gdzie władze sowieckie uwięziły ją w łagrze. Od tamtego czasu prowadziła swoją prywatną wojnę z komunizmem: za pomocą nauczycielskiego etosu, elegancji, taktu i osobistej uczciwości. Od Sierpnia była człowiekiem Solidarności. Zmarła w niedzielę, 21 kwietnia, w wieku 95 lat. 
22.04.2024
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Zdjęcie uśmiechniętej kobiety w wieku lat około 80, w białej bluzce, o krótkich blond włosach
Krystyna Rzewuska-Sakowicz (1929-2024)
fot. Grzegorz Mehring / www.gdansk.pl

Porwana przez lawinę

Była jak adresaci “Traktatu moralnego” Czesława Miłosza. 

(...) Nie jesteś jednak tak bezwolny,

A choćbyś był jak kamień polny,

Lawina bieg do tego zmienia,

Po jakich toczy się kamieniach.

I, jak zwykł mawiać już ktoś inny,

Możesz, więc wpłyń na bieg lawiny.

Łagodź jej dzikość, okrucieństwo,

Do tego też potrzebne męstwo (...)

36-letni Miłosz pisał te słowa w 1947 roku, w Waszyngtonie. Budził się ze swojego prokomunistycznego snu, był wstrząśnięty skutkami dziejowej katastrofy, jaką wywołały obie totalitarne ideologie.

W tym czasie prowincjonalne Wilno, z którego Miłosz poszedł w świat, było już miastem sowieckim. Większość przedwojennych mieszkańców w ramach “repatriacji” została wysiedlona i wywieziona do nowej, pojałtańskiej Polski. 

18-letnia Krystyna Rzewuska z mamą Ireną zostały. Nie umiały rozstać się z domem w Kolonii Wileńskiej. Mama, dyplomowana pielęgniarka z czasów carskich, znała Rosjan, uspokajała, że “jakoś to będzie”. Krysia zdała maturę, dostała się na uniwersytet. To było jej marzenie: studiować w tych samych gmachach, co Adam Mickiewicz, chodzić po tych samych, starych i trzeszczących, schodach. 

Wkrótce do drzwi domu w Kolonii Wileńskiej załomotało NKWD. Było wcześnie rano, wszystko odbyło się w sowieckim stylu. Usłyszały: - Macie godzinę na spakowanie się. Szybciej, szybciej! Na dworcu już czekają!

Cenne pamiątki z zesłania na Syberię straciła 20 lat temu - odzyskała je dzięki Miastu

Między niewolą a niebem

Podróż towarowym wagonem trwała trzy tygodnie. Pociąg jechał pełen Polaków i Litwinów. Nie było gdzie się umyć. Sprawy fizjologiczne trzeba było załatwiać jak na komendę, gdy transport zatrzymywał się w polu. Obok stał i gapił się strażnik w szynelu, z karabinem i bagnetem.

- To było bardzo upokarzające - wspominała po latach. - Wszystko zaczynało się od odzierania człowieka z poczucia godności. 

Końcowa stacja tej podróży znajdowała się na Syberii. Krystyna z mamą zostały robotnicami w kołchozie pod Irkuckiem. Przydzielono im miejsce w jakiejś chałupie, spały w jednej izbie, dzieląc ją z małżeństwem sędziwych gospodarzy.

Po dwóch latach Krystyna została aresztowana za spiskowanie przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Ktoś doniósł, że w rozmowie krytykowała “ojczyznę proletariatu”. 

Po latach napisała do przyjaciółki mieszkającej w Wilnie:

A śledztwo… jak to śledztwo. Raz grożono pistoletem, innym razem okazywano „współczucie”, tylko podaj nazwiska innych Polaków, żebyś nie przechodziła w tej sprawie samotnie. Ale to jest największą moją dumą - nie wyrzekłam się religii i nie oskarżyłam nikogo.

Najpierw zamknięto ją w areszcie w Irkucku. Okna były zasłonięte blendami, tak, że nie dało się nic zobaczyć, nawet nieba. Te tygodnie w więziennej celi dały Krystynie lekcję, o której nigdy nie zapomniała: jak bezcenna jest dla człowieka wolność. Marzyła, by po prostu przejść się ulicą. Gdy już po wyroku przetransportowano ją do łagru, spełniła drugie ze swoich wielkich marzeń: położyła się na trawie i patrzyła w niebo.

- Żadne niebo w moim życiu nie było już tak piękne, jak wtedy to syberyjskie - mówiła. - Ani polskie, ani włoskie, ani francuskie.

Zmarł Jan Kowalczys ps. “Śmiały” - weteran AK na Wileńszczyźnie

Mało zmarnowanych lat?

W więzieniu szybko dowiadujesz się kim jesteś, na co cię stać.

W łagrze rządziły “błatne”, czyli kryminalistki i służące im więźniarki. Rozsądnie było żyć z nimi w zgodzie. 

Krystyna nosiła na szyi kosztowną chustę orenburską, która była już chyba ostatnią pamiątką z dawnego normalnego życia. Pewnego ranka obudziła się z gołą szyją. W chuście paradowała już jedna z błatnych.

- Oddaj, to moje!

- Głupia jakaś jesteś?! Przecież widzisz, że moje! - odpaliła błatna.

Krystyna rzuciła się na nią z pięściami, powaliła na podłogę, odzyskała swoją własność.

Przemoc była chyba jedynym językiem, zrozumiałym w sowieckim świecie. Rosjanki dały spokój “tej Polce”. 

LISTY KRYSTYNY RZEWUSKIEJ PISANE Z SYBERII DO PRZYJACIÓŁKI W WILNIE

Kolejne lata upływały na rutynie łagrowego życia. Była ciężka praca przy wyrębie tajgi, budowie linii kolejowej nad Bajkałem, w cegielni. Dni wolne - tylko zimą, gdy temperatura spadała poniżej -40 stopni.

Przyszedł rok 1953. Więźniarki spędzono na plac apelowy. Z głośnika zaczął wybrzmiewać uroczysty głos: “5 marca przestało bić serce wielkiego Stalina!”. Krystyna w pierwszej chwili nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Stalin wydawał się wieczny, wolność - nie do odzyskania. I wtedy, na tym placu, zobaczyła scenę, która przyniosła nadzieję. Obok stała Rosjanka, która na wieść o zgonie dyktatora wybuchnęła spazmatycznym płaczem. Podszedł do niej enkawudzista, komendant obozu: - I czego, durna, ryczysz? Mało ci zmarnowanych lat?!

Na początku 1956 roku Krystynę wypuszczono z łagru. Odnalazła ją matka. Razem złożyły wniosek o wyjazd do Polski.

Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej oraz 84. rocznica II masowej zsyłki Polaków na Sybir

Polska, Gdańsk - mimo wszystko

Po tych wszystkich latach na Syberii wreszcie były wolne! Podróżowały nie w wagonie towarowym, lecz pociągiem pasażerskim. Radość? Mało powiedziane - to było jak zmartwychwstanie. Jechały w nieznane, ale przecież nic w Polsce nie mogło być gorsze, niż to, przez co przeszły. 

Krystyna wiozła ze sobą pamiątkę z łagru: aluminiowy kubek z hasłem po rosyjsku: “Będziemy żyć i śpiewać pieśni na pohybel wrogom”. Syberia zostawiła jej jeszcze coś: odmrożone dłonie i stopy, które pod wpływem chłodu od razu robiły się sine - dla kobiety wstydliwa sprawa.

Na granicy do przedziału wszedł polski oficer. Strzelił obcasami, zasalutował, uprzejmie poprosił o dokumenty. Tak, to była Polska. Czerwona, ale mimo wszystko Polska! Trzeba było przyjechać z Syberii, żeby to rozumieć.  

Wybrały Gdańsk, chyba głównie dlatego, że ktoś z rodziny podczas I wojny światowej służył w carskiej armii, dostał się do niewoli - Niemcy trzymali go jako jeńca w Gdańsku. Mówił, że to piękne miasto. 

W Gdańsku dostały tymczasowy przydział na pokój w kamienicy przy Chlebnickiej. Krystyna zaczęła studiować historię. Przez wiele miesięcy mówiła z wyraźnym rosyjskim akcentem. W mieście zwracano się do niej czasem per “ruska”, co sprawiało wielką przykrość.

Wiedziała już, że jej ojciec - Wacław Rzewuski - przeżył wojnę. Wzięty do niewoli przez Sowietów w 1939 roku, był więziony w obozie jenieckim w Kozielsku. Jego koledzy wiosną 1940 zostali zamordowani w Katyniu, ale on nie - NKWD wywiozło go na Łubiankę, gdy odkryło, że ma do czynienia z absolwentem Wyższej Szkoły Inżynieryjnej w Moskwie, urodzonym w Borysowie - mieście, które wskutek pokoju ryskiego znalazło się po sowieckiej stronie granicy. Później ojciec Krystyny został wypuszczony z więzienia do Armii Andersa, służył w 3 Dywizji Strzelców Karpackich, uczestniczył jako artylerzysta w bitwie o Monte Cassino. Po wojnie został w Londynie, pracował na stacji metra. 

Polskę tymczasem ogarnął Październikowy entuzjazm. Krystyna złożyła wniosek o wyjazd do Anglii, żeby odwiedzić ojca i… komuniści wydali zgodę. 

Gdańsk od ruin - do odbudowy, w wersji 3D. Zobacz wystawę przy Bramie Wyżynnej

Ja do pana Giedroycia

Zobaczyć Londyn w połowie lat 50., choć dopiero co było się więźniem na Syberii! Ojciec przyszedł na lotnisko z przesłanym z Polski zdjęciem córki. Widział ją ostatni raz jako dziecko, teraz czekał na dorosłą kobietę - bał się, że jej nie pozna. Sam do kraju nigdy nie wrócił na stałe. Wspierał córkę, na miarę swoich skromnych możliwości, do końca życia w 1981 roku.

Krystyna skończyła studia, została nauczycielką historii w gdańskich szkołach.

Dzięki pomocy ojca w wakacje mogła nadrabiać czas, zabrany jej na Syberii. Zawsze dystyngowana, elegancka - trudno było wyobrazić ją sobie w łagrowych waciakach i walonkach. W czasach PRL zwiedziła większość zachodnich stolic. Gdy była w Paryżu, pojechała do siedziby Instytutu Literackiego w Maisons-Laffitte. Zupełnie niezapowiedziana zapukała do drzwi.

- Czy mogę się widzieć z panem Giedroyciem?

Redaktor znieruchomiał, gdy usłyszał: - Jestem pana kuzynką.

Miał zawsze zdystansowany sposób bycia, ale teraz zrobił się po prostu ostrożny: - Zaraz, zaraz, szanowna pani… Kuzynką? To znaczy kim?

Rozchmurzył się dopiero, gdy opowiedziała mu o ciotce, Alinie z Rzewuskich Wańkowiczowej, o rodzinnych związkach. Był bardzo zainteresowany opowieścią o pobycie w gułagu. Na pożegnanie dał jej cały stosik książek Paryskiej Kultury, co - jak na zwyczaje Redaktora - było chyba wyrazem serdeczności.

- Tylko martwię się, jak pani przewiezie to przez granicę.

Przewiozła zwyczajnie, w bagażach.

Komandor Roman Rakowski kończy 100 lat. Wielka feta w Dworze Artusa

Elegancko do donosicielki

Trzy dekady pracy w gdańskich szkołach, w tym - w Technikum Mechaniczno-Elektrycznym. Była wymagającą nauczycielką, ale i wspierającą uczniów. Była przede wszystkim wobec młodzieży uczciwa i szczera. Na lekcjach Krystyny Rzewuskiej nie słuchało się kłamstw peerelowskiej propagandy, powielanych w podręcznikach. Już w latach 70. mówiła jasno o wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku, o Piłsudskim, o sowieckiej napaści 17 września 1939 roku, o zbrodni katyńskiej. Na 11 listopada, organizowała dla kręgu uczniów spotkania z okazji Dnia Niepodległości. 

Gdy w roku 1980 wybuchł Sierpień, była częścią tłumu pod Stocznią Gdańską, Zaczęła działać, została współzałożycielką sekcji oświaty NSZZ Solidarność. 

Była jedną z tysięcy osób, które pomogły przetrwać demokratycznej opozycji beznadzieję lat 80. Nosiła “bibułę”, chodziła na manifestacje, uczestniczyła w mszach za Ojczyznę.

Co ciekawe, nikt z uczniów nie doniósł na panią od historii, że na lekcjach porusza zakazane tematy. Kłopoty przyszły dopiero pod koniec 1984 roku. Zbliżała się Wigilia, Krystyna Rzewuska zrobiła w klasie spotkanie opłatkowe dla uczniów. Dyrektorowi N. doniosła o tym jedna z nauczycielek. Krystynę Rzewuską w styczniu 1985 roku wyrzucono dyscyplinarnie z pracy. Była to nadgorliwość władz oświatowych, ponieważ z zasady nie usuwano nauczycieli w trakcie roku szkolnego. Sprawa była też paskudna pod względem czysto ludzkim - wszyscy w tym czasie wiedzieli, że Krystyna Rzewuska ma ciężko chorego, umierającego, męża.

Znajomi ze studiów sprawili, że władze partyjne się ugięły - wyrzuconej nauczycielce pozwolono pracować w zakładowej szkole Unimoru.

Do nauczycielki, która doniosła dyrektorowi N., Krystyna Rzewuska wysłała prywatny list. Ponieważ nie cierpiała poniżania ludzi, starała się o sprawie napisać w sposób elegancki. Słowa “donosicielka”, “konfidentka” - odpadały. Sięgnęła po słownik, by znaleźć coś odpowiedniego. Napisała: “Wiem, że jest pani delatorką”. Odpowiedź nigdy nie nadeszła.

Odeszła Irena Wronkowska ps. „Pestka”, żołnierka Armii Krajowej

Z Wilnem w sercu

Przykre sytuacje w oświacie wynagradzali Krystynie Rzewuskiej uczniowie. Dziś mają po 60 lat, niektórzy zbliżają się do siedemdziesiątki. Do ostatnich tygodni pytali o stan zdrowia pani profesor. Przez wszystkie lata chętnie ją odwiedzali: Rysiek, Sławek, Witek, Józio. Marek co roku na Boże Narodzenie przynosił garnek osobiście przygotowanych śleżyków. Mirek zapraszał do USA, gdzie znalazł nową ojczyznę i zrobił karierę - dzięki niemu była w Stanach dwa razy.

Działała w Związku Sybiraków.

Nigdy nie przestała tęsknić za Wilnem. Odnalazła tam swoje szkolne koleżanki, Lalę i Jagodę. Jeździła póki zdrowie pozwalało. Gdy szło się z nią przez Kolonię Wileńską, mówiła: - Tutaj mieszkał Tadeusz Konwicki, a tam Antoni Gołubiew. Tam dalej, przy torach, nasi chłopcy z AK stoczyli bitwę z pociągiem pancernym. Groby poległych są na wzgórzu, przy kościółku.

Wiosną w Kolonii Wileńskiej lubiła słuchać śpiewu słowików - świat się zmienił, a one wciąż były w miejscach, które pamiętała z dzieciństwa. Zawsze szła do Ostrej Bramy odwiedzić Matkę Boską i na cmentarz na Rossie. W maju 1936 roku jako uczennica była z klasą na pogrzebie serca Józefa Piłsudskiego: przeżycie podniosłe i traumatyczne zarazem, bowiem w tym czasie w domu kot dostał się do klatki, pożarł ukochanego kanarka Krysi.   

Uwielbiała prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza, który też był z wileńskiej rodziny. Raz natknęła się na niego przypadkowo w Domu Polskim w Wilnie, i choć na co dzień była powściągliwa, krzyknęła: “Mój prezydent!”. Adamowicz podszedł, przywitał się serdecznie. Kresowiacy tacy właśnie są.

Bardzo bolał ją podział Polski na dwa plemiona i zbyt wiele w życiu widziała, by mieć wątpliwości, kto osobiście jest za to odpowiedzialny. Nie umiała pogodzić się z tym, że Kościół katolicki - tak wspaniały i mądry w czasach PRL - teraz pogubił się w swojej roli, przyłożył rękę do zaostrzenia konfliktu.

Gdy zamordowano prezydenta Pawła Adamowicza, przed gmachem ECS - gdzie wystawiona była trumna - czekał wielotysięczny tłum. By się osobiście pożegnać, stała w kolejce całe pięć godzin. Była styczniowa noc, zimno, padał śnieg, wiatr chwilami przynosił zadymkę. Miała wówczas 90 lat. 

Krystyna Rzewuska odeszła w niedzielę, 21 kwietnia, w wieku 95 lat.

Była żoną Janusza, mamą Hani i Iwony.

 

Rodzina dziękuje pracownicom i pracownikom Hospicjum im. ks. Eugeniusza Dutkiewicza w Gdańsku, za okazaną pomoc, opiekę, takt i dobroć.

Uczestnicy pogrzebu proszeni są o nieprzynoszenie kwiatów, a zamiast tego - wpłaty na konto Hospicjum im. ks. Eugeniusza Dutkiewicza: 

  • 72 1540 1098 2001 5562 4727 0001
  • 87 1540 1098 2001 5562 3339 0001

Pogrzeb Krystyny Rzewuskiej-Sakowicz 

odbył się w piątek, 26 kwietnia 2024 roku

o godz. 15, na Cmentarzu Srebrzysko.

 

Mszę św. żałobną odprawiono tego samego dnia,

o godz. 12.00 w kościele p.w. Matki Boskiej Bolesnej, ul. Głęboka 1 w Gdańsku.

 

TV

Święty Mikołaj przyjechał do Świbna