Rocznik 1908. Urodził się na Wileńszczyźnie i mieszkał tam jeszcze przez czternaście lat po wojnie. Do Gdańska przyjechał z rodziną w 1959 r. - ostatnim transportem repatriacyjnym z ZSRR.
Mieszkał w Śródmieściu, przy ul. Stare Domki. Był kochającym, troskliwym i bardzo spokojnym człowiekiem. Jak podkreśla jego córka, Jadwiga Siemaszko, całe życie spędził aktywnie, “w ruchu”. Pracował fizycznie, zajmując się różnymi profesjami. Był m.in. cieślą, agronomem, a także palaczem kotłów wysokoprężnych.
- Tata ładnie śpiewał. Aktywnie udzielał się w jednym z przykościelnych chórów. Ale nie pamiętam już, który to był kościół. To było dawno temu... - wspomina córka pana Stanisława.
Najstarszy mieszkaniec Gdańska miał dwoje dzieci, jedną wnuczkę i dwoje prawnuków.
- Byłyśmy twardo wychowywane, każde z nas wiedziało, co ma robić. Ale mój tata nigdy nas nie bił. W naszym domu był szacunek i kultura wobec innych. Nigdy nie słyszałam też, by któreś z moich rodziców kiedykolwiek używało przekleństw. Między sobą też się nie kłócili - opowiada pani Jadwiga.
Pan Stanisław nie palił papierosów, nigdy nie stosował żadnej diety. Cieszył się za to dobrą formą. Co robił, by dożyć tak pięknego wieku?
- Unikał lekarzy i lekarstw - uśmiecha się Jadwiga Siemaszko.
Swoim dzieciom od najmłodszych lat wpajał szacunek wobec osób starszych, pod każdym względem. Dlatego pani Jadwiga nie potrafi dziś np. zrozumieć, jak to możliwe że młodzi ludzie pyskują bądź zachowują się niegrzecznie wobec rodziców czy dziadków.
Dom państwa Siemaszko był domem otwartym. Goście byli tu zawsze mile widziani, a gospodarze dbali o ciepłą atmosferę. Ogromną wagę przywiązywano tu do utrzymywania kontaktów rodzinnych. Pamiętano i spotykano się przy najróżniejszych okazjach - czy były to urodziny, imieniny krewnych, czy też święta kościelne.
- Rodzice dbali o nas. Mieli na uwadze, by nas wykształcić, byśmy miały lżej w życiu. Oni żyli w innych czasach. Trudno było wtedy o zdobycie wyższego wykształcenia - podkreśla pani Jadwiga. - Tata, kiedy byłyśmy dziećmi, a nawet kiedy już dorosłyśmy, lubił i czytał co wieczór książki na głos. To była taka rodzinna "rozrywka". Telewizora wtedy nie było. Były za to piękne, wspólne chwile... - mówi córka pana Stanisława.
W Gdańsku mieszka obecnie 55 osób, które liczą sobie sto i więcej lat. Większość z nich, bo aż 47, to kobiety. Pan Stanisław poniekąd był więc wyjątkiem.