Zakopany U-Boot. Niezwykłe znalezisko w Stoczni Gdańskiej

Przyjrzeli się stoczniowemu schronowi i nie mają wątpliwości: zbudowano go z elementów konstrukcyjnych niemieckiego okrętu podwodnego z czasów II wojny światowej. Jest plan, by to wszystko teraz wykopać i przetransportować w pobliże Twierdzy Wisłoujście - jako turystyczną atrakcję.
22.03.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Wnętrze schronu na terenie Stoczni Gdańsk, czyli... witajcie w brzuchu U-Boota.

Koparki są już przygotowane do pracy. Mariusz Krużyński, właściciel spółki Hydro Marp, nie ukrywa, że z takim zleceniem nie miał jeszcze do czynienia: - Obiekt jest naprawdę duży. Trzeba najpierw zdjąć z niego nasyp, potem będziemy musieli podkopywać się, żeby można było go wyjąć. Jesteśmy firmą remontowo-wyburzeniową. Różne rzeczy nam się zdarzały przy robocie: jakieś miny, amunicja z czasów wojny, nawet drewniana łódka. Ale żeby U-Boot? Nie, coś takiego to po raz pierwszy.

Mają zacząć kopać we wtorek, 22 marca, lub w środę. Prace potrwają co najmniej dwa dni. Koparki nie ze wszystkim mogą sobie poradzić. Na schronie do niedawna rosły drzewa, ale je wykarczowano. Bardzo prawdopodobne, że konieczne będzie wprowadzenie do akcji ludzi z łopatami. Ilu? Nawet dziesięciu.

 

Sporo tego pod ziemią

Marcin Westphal, historyk z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, stara się studzić emocje:

- To nie jest wielka sensacja - mówi. - Raczej ciekawostka. Byłem  tam na miejscu. Tak, do budowy tego schronu rzeczywiście posłużyły sekcje konstrukcyjne kadłuba okrętu podwodnego. Z pomiarów, jakie wykonałem, wynika, że chodzi o U-Boota typu VII. W części środkowej schronu znajduje się wejście, trzeba zejść po drabince w dół. Na prawo i lewo od włazu mamy dwie komory. Jedna liczy około 12 metrów długości i zwęża się, jakby to była część dziobowa. Druga ma blisko 15 m długości, bez końcowego zwężenia, coś jakby środkowa część kadłuba.

Tak wygląda miejsce, w którym znajduje się schron.

U-Booty VII to największa seria okrętów podwodnych, jaką kiedykolwiek wyprodukowano na świecie. Było ich ok. 700, stanowiły trzon hitlerowskich sił uderzeniowych na morzach i oceanach - to przede wszystkim one pływały w „wilczych stadach”. Wyprodukowano kilka wariantów, które różniły się m.in. gabarytami. Można je obejrzeć doskonale zachowane w kilku muzeach na świecie, służyły bowiem po wojnie - m.in. w RFN i Norwegii - do 1970 r.

Typowy U-Boot VII powinien liczyć ok. 67 m długości.

- To jasne, że nie mamy do czynienia z całym okrętem podwodnym, ale z jego fragmentami - podkreśla Marcin Westphal, który jako historyk zajmuje się hitlerowskimi okrętami podwodnymi. Jest autorem książki „Walka o panowanie w głębinach”.

Schron znajduje się w pobliżu bramy nr 4 Stoczni Gdańsk, dojeżdża się tam ul. Na Ostrowiu.

- Podejrzewam, że zbudowano go w latach 50., najpóźniej 60. - mówi Marcin Westphal. - Zimnowojenne nastroje sprzyjały tego typu przedsięwzięciom. Schron nie był raczej używany. Wnętrze jest w dobrym stanie.

Właz do schronu. Wystarczy zejść na dół, by znaleźć się we wnętrzu kadłuba U-Boota.

- Już od dobrych kilku lat wiedzieliśmy, że to U-Boot - podkreśla Andrzej Buczkowski, kierownik działu infrastruktury Stoczni Gdańsk. - Informowaliśmy o tym poprzedniego konserwatora zabytków, także aktualnego. Wszystko bez odpowiedzi, ale teraz sprawy ruszyły na nowo. Jesteśmy gotowi oddać tego U-Boota na cele muzealne. Wykopiemy go, oczyścimy, zakonserwujemy i pomożemy przetransportować na wskazane miejsce, drogą wodną lub lądową.

Najpierw myślano o tym, żeby znalezisko stało się atrakcją w nowo budowanym Muzeum II Wojny Światowej, ale okazało się, że przy tych gabarytach jest to niemożliwe. Tak więc głównym adresatem stało się Muzeum Historyczne Miasta Gdańska, które jest gotowe postawić odkopany obiekt przy Twierdzy Wisłoujście, jako atrakcję turystyczną.

Kierownik Buczkowski nie ukrywa, że Stocznia Gdańsk z chęcią pozbędzie się tego schronu ze swojego terenu: - Stoi niewykorzystany, co roku płaci się podatek jak od innych obiektów. Gdybyśmy chcieli coś w tym miejscu wybudować, to póki co jest to niemożliwe.


Nie wszystko wywieźli

- Tak naprawdę nie jesteśmy do końca pewni, z czym mamy do czynienia, bo ówczesna Schichau Werft Danzig produkowała różne typy U-Bootów  - zauważa Marcin Westphal. - Dopiero trzeba wszystko odkopać, dokładnie obejrzeć.

Gdy w 1945 r. zbliżała się Armia Czerwona, Niemcy ewakuowali w kierunku zachodnim wszystko, co pływało - nawet niewyposażone jeszcze kadłuby okrętów, które jednak mogły już płynąć i nadawały się do odholowania.

Rok 1945 - radzieccy oficerowie w gdańskiej Stoczni Schichaua fotografują się przy U-Boocie, którego nie zdążyli zwodować Niemcy.

Na pochylniach, w halach produkcyjnych, znajdowało się jednak jeszcze sporo niedokończonych okrętów, elementy do ich budowy i specjalistyczne maszyny. Gdy na teren stoczni weszli Sowieci - wywieźli do ZSRR prawie wszystko, a szczególnie to, co miało związek z produkcją militarną.

Dla Rosjan najbardziej interesujące były wówczas supernowoczesne U-Booty typu XXL. Bardzo szybkie i zwrotne pod wodą, silnie uzbrojone. Hitler uważał je za jedną ze swoich „Wunderwaffe” - miały uratować sytuację na morzach i oceanach. Do produkcji weszły jednak zbyt późno i szczęśliwie dla aliantów nic nie zdziałały.

- Okręty XXL były tak ważne, że na ich rzecz zarzucono produkcję U-Bootów VII, nawet najbardziej zmodernizowanej wersji VIIC/42 - tłumaczy Westphal. - Nic z nich nie zostało, a wiadomo, że takie jednostki w początkowej fazie budowy na pewno znajdowały się w Gdańsku. Gdyby jakimś cudem okazało się, że do budowy schronu posłużył jakiś element konstrukcyjny z U-Boota VIIC/42, to nie ukrywam, że dla mnie jako badacza byłaby to duża rzecz.

Przełącznik prądu wyprodukowany w czasie wojny przez firmę AEG na potrzeby przemysłu stoczniowego III Rzeszy.

Na razie wiadomo więc jedynie, że pod ziemią, na terenie Stoczni Gdańsk, znajdują się duże fragmenty niemieckiego okrętu podwodnego z czasów II wojny światowej. Wstępne oględziny sugerują, że całość może być w dobrym stanie, ziemia bowiem „konserwuje”. Wewnątrz schron jest wymalowany na biało, tak jak zwyczajowo malowane były tego typu jednostki. Poza tym jest tylko trochę oryginalnego sprzętu elektrycznego - kable, przełączniki - niemieckiej firmy AEG, która produkowała na potrzeby przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy.

Jeśli schron kryje jakiekolwiek niespodzianki - zapewne uda się je odkryć w najbliższym czasie, gdy już całość zostanie odkopana.

Do dziś zachowały się kable i lampy, jakie montowane były w U-Bootach.


TV

Dolne Miasto rozświetla już dzielnicowa choinka