“Żabusia” Gabrieli Zapolskiej - najnowsza premiera Teatru Wybrzeże - 22 sierpnia
Oto XIX wieczny salon i idealna rodzina. Helena zwana Żabusią to żona Jana, którego nazywa Rakiem i mama córeczki - pieszczotliwie wołanej “Nabuchodonozor”. Żabusię (Agata Bykowska) kochają wszyscy: mąż (Piotr Łukawski), rodzice (Marzena Nieczuja - Urbańska i Jerzy Gorzko), służba (Justyna Bartoszewicz), przyjaciółka (Katarzyna Z. Michalska), bo dla każdego ma mnóstwo czułości. Chce być i za taką się uważa - idealną panią domu: “Wszystko na czas, i obiad, i bielizna, i froter, i rachunek…” Jest tylko małe “ale”. Żabusia nie przecenia walorów monogamii. Kieruje się impulsem, kaprysem, a jej niefrasobliwość doprowadzi wkrótce do momentu, w którym bohaterowie będą musieli wybrać między wiernością swoim zasadom a kłamstwem w imię miłości. A ich rodzinna idylla okaże się ułudą.
Autorka sztuki, Gabriela Zapolska (1857 - 1921) była emancypantką. Wywoływała skandale i w życiu, i w twórczości. Zafascynowana Freudem, opisywała tematy obyczajowe, piętnowała obłudę, dwulicowość i podwójne standardy w mieszczańskich relacjach. Jej szczerość budziła najczęściej oburzenie, a najbardziej znana sztuka "Moralność pani Dulskiej" wciąż grywana jest z powodzeniem w teatrach.
Reżyser Tumidajski przed premierą przekonywał, że problemy omawiane w komediodramacie “Żabusia”, wydanym w 1897 roku, są równie aktualne. Jednak nie obronił tezy, choć ma ta sopocko-gdańska inscenizacja wspaniałe momenty.
W zawiązującej intrygę, wprowadzającej części spektaklu, poznajemy sprytną figlarkę Żabusię, jej relacje przyjacielskie i rodzinne. Jednak te wynurzenia okazują się mało zajmujące. Podobnie jak typy omawianej tam kobiecości - radosnej “jak wiosna” szczebiotki, uroczej bałamutki zestawiony z prawdomówną, skromną, zatopioną w książkach Marią. Agata Bykowska broni swojej postaci, pokazuje drugą jej twarz - nie tylko manipulantki czy bezmyślnej egoistki, ale i zagubionej kobiety kierującej się przewrotnym kodeksem etycznym, który otrzymała w spadku po “dziaduniu” (okazuje się bowiem, że zasadę “zdradzać można, tylko tak, ażeby to na wierzch nigdy nie wyszło” od lat stosuje skutecznie jej ojciec - ale jej rozterki nie poruszają.
Niewielka w tym wina aktorów, raczej koncepcja dramatu małżeńskiego wynikającego z obowiązującego pełnego fałszu kodeksu obyczajowego dziś już jest passe, jak i diagnoza Zapolskiej, iście młodopolska, że to co wartościowe: proste, szczere i życzliwe pochodzi ze wsi (szlachetni: Jan i jego siostra Maria tam się wychowali), a ich przeciwieństwa rodzą się z miejskiej gnuśności (tu żyją rodzice Heleny) - już nie.
Inscenizacyjne próby przełamania staroświeckiej farsy współczesnymi rekwizytami - służąca Franciszka (pełna wdzięku Justyna Bartoszewicz) wpadająca do salonu ze słuchawkami na uszach i odkurzaczem w dłoni czy Helena przebierająca dziecku pieluszkę Pampers oraz współczesne muzyczne cytaty - wypadają blado. Niestety, najbardziej, w założeniu, pikantna scena wyuzdanej gry erotycznej, którą prowadzi Helena z kochankiem, również. Pomysł ciekawy - w oczekiwaniu na kochanka Żabusia fantazjuje o silnym facecie, którego nie prowadziłaby (jak męża) na pasku, ale który by ją tym pasem związał i zdobył.
Teza upatrująca w niespełnionej seksualności przyczyny moralnego dualizmu bohaterki brzmi kusząco: Żabusia wepchnięta w gorset słabej i głupiutkiej kobietki dopasowuje się do roli, której oczekuje od niej społeczeństwo i musi uciekać się kłamstw, by wyrażać siebie.
Ale już realizacja sceny ocierająca się o pastisz “Pięćdziesięciu twarzy Greya”, w zestawieniu z kolejną, gdy prawdziwy kochanek okazuje się rozgorączkowanym niezdarą, budzi bardziej zażenowanie niż rozbawienie.
I tak, zniechęceni, zerkając na świetną, przewrotną scenografię i równie przemyślane kostiumy Mirka Kaczmarka (tu eklektyczne formy bronią się znakomicie) dochodzimy do momentu przełamania, gdzie czeka nas nagroda za cierpliwość.
Oto w mężu safandule budzi się “real men”. Sytuacja, w której odkrywa kochanka (żony? sąsiadki? - jeszcze tego nie wie,) na balkonie, zmusza go do działania. To już nie śmieszny, poczciwy Rak, ale stający na wysokości zadania - choć wciąż jeszcze manipulowany przez żonę - Jan. Budzi go do życia Piotr Łukawski, który buduje w sztuce najciekawszą rolę. Przemiana Jana ze zdominowanego przez żonę safanduły, w zdecydowanego mężczyznę a potem złamanego prawdą, zrozpaczonego człowieka jest poruszająca.
Szczególnie finał spektaklu, w którym okaże się, że prawda potrafi zabić, a kłamstwo ocalić - zagrany został w mistrzowski sposób przez aktorski zespół i warto na niego czekać dobrą godzinę. Budzi respekt znakomity pojedynek (również aktorski) dwóch rywalek do serca Jana - “Żabusi” i siostry Mani (ciekawa rola Agaty Woźnickiej), w którym Żabusia dostaje lekcje przyspieszonej dorosłości, a Maria lekcję pokory. A reakcja Jana, który z czarnej otchłani rozpaczy, gdy staje w prawdzie, wraca powoli do życia za cenę kolejnych kłamstw, zostanie z nami na długo po wyjściu z teatru. Jak i temat do dyskusji: czy bywają kłamstwa złe i dobre w zależności od intencji.
Na Scenie Kameralnej w Sopocie zobaczymy “Żabusię” jeszcze w piątek, 21 sierpnia. Premiera na Scenie Letniej w Pruszczu Gdańskim odbędzie się 22 sierpnia 2020 r. Sztuka znajdzie się w repertuarze teatru we wrześniu.
Gabriela Zapolska
ŻABUSIA
Reżyseria i opracowanie muzyczne: Jarosław Tumidajski
Scenografia i kostiumy: Mirek Kaczmarek
Projekt plakatu: Kaja Renkas
W spektaklu występują: Agata Bykowska - Helena, Piotr Łukawski - Bartnicki, Agata Woźnicka - Maria, Marzena Nieczuja Urbańska - Milewska, Jerzy Gorzko - Milewski, Katarzyna Z. Michalska - Maniewiczowa, Grzegorz Otrębski - Julian, Justyna Bartoszewicz - Franciszka.