Marta Lisowska już nie płacze. Tylko czasem poleci jej łza na wspomnienie tego, co zastała w piątkowy poranek po powodzi.
Dziś - w czwartek, 18 sierpnia - ma 27. urodziny. Weszła na swój profil na Facebooku, by zobaczyć życzenia od znajomych, a przy okazji obejrzeć inne zdjęcia.
- Ostatnio wrzucałam głównie z powodzi, i jak je obejrzałam, znów mi się oczy zaszkliły - mówi.
Gabinet protetyki słuchu “Słucham”, przy al. Grunwaldzkiej 148, był w lipcu doszczętnie zdewastowany. Woda zniszczyła drogi sprzęt diagnostyczny, aparaty słuchowe, meble, ściany, podłogi. Straty liczono w grubych tysiącach złotych. Lisowska miała wtedy wahania nastroju: od załamania do przypływu energii, gdy wracała wiara i chęć działania.
Wtedy, wraz z mężem Łukaszem Kowalczykiem, postawili przed ich zalanym gabinetem tablicę, na której Lisowska napisała kredą: “Nie poddajemy się mimo powodzi! Bądźcie z nami”.
Portal gdansk.pl od początku opisywał historię Lisowskiej i Kowalczyka: jak przebiega remont i jak młode małżeństwo radzi sobie z trudnościami. Urząd Miejski od razu zadeklarował pomoc. 22 lipca z wizytą u nich, i u innych powodzian, był prezydent Adamowicz.
Miasto obiecało wtedy konkretną pomoc, bo lokal należy do gminy. Dlatego ekipa remontowa Gdańskiego Zarządu Nieruchomości Komunalnych (GZNK) pracowała w gabinecie “Słucham” kilka tygodni. W tym konkretnym lokalu było to zerwanie tynku, wymiana regipsu, wymiana wełny, położenie nowej podłogi i nowych płytek na ścianie. W sumie koszt kilkunastu tysięcy złotych. Prócz tego, miasto na dwa miesiące zawiesiło Lisowskiej i Kowalczykowi czynsz.
Podobnie w innych miejscach we Wrzeszczu: w sklepie rowerowym Wysepka ekipa miejska kilka dni sprzątała zalaną piwnicę. W sklepie komputerowym Esc.pl pojawiły się potrzebne osuszacze. Właściciele sklepu z elektroniką chcą jednak sami zrobić remont, a jego koszty odliczyć później od czynszu. Miasto prawdopodobnie na to pójdzie.
Podobnie w mieszkaniu państwa Borysewiczów we Wrzeszczu przy al. Grunwaldzkiej 148: tu też ekipa GZNK pracuje od kilku tygodni. Wymiana tynków na ścianach, nowe kafle na podłodze. Miasto dostarcza ekipę, Borysewiczowie płacą za materiały. Na razie poszło z ich kieszeni kilka tysięcy złotych. Mają też nową, elegancką lodówkę, bo koleżanki pani Doroty Borysewicz z pracy zrzuciły się na nią. Póki co lodówka stoi jednak w salonie.
Jeszcze tylko stojący przed domem nissan micra spisany jest na straty: - Za diabła już nie ruszy! - mówi pan Wiesław.
W czwartek Adamowicz poszedł sprawdzić, jak idą prace, ale też pogadać od serca z powodzianami.
Lisowska: - Bardzo, bardzo dziękuję, nie spodziewałam się tego.
Dorota Borysewicz: - Ekipa miejska zasuwa! Uwijają się jak w ukropie. To aż nienormalne! Jesteśmy wdzięczni!
Prezydent Adamowicz powiedział, że wpadnie do Borysewiczów na parapetówkę, jak tylko skończą remont. - A to zapraszamy, moja żona robi świetne nalewki, to troszkę posiedzimy - mówił Wiesław Borysewicz.
Podobnie radosna atmosfera panowała w zakładzie "Słucham" u Lisowskiej i Kowalczyka. Jako, że Lisowska miała akurat 27 urodziny, Adamowicz przyszedł z tortem, wuzetką. Lisowska grzecznie podziękowała za życzenia. Adamowicz zapowiedział też, że kiedy remont się skończy, przyjdzie do tego zakładu ze swoim 88-letnim ojcem. - Niedosłyszy na jedno ucho - mówił Adamowicz. - Będziecie mieli nowego klienta.
Rzeczywiście, w czasie rozmowy z gdansk.pl, Łukasz Kowalczyk przyznał, że od momentu zalania miał właściwie tylko kilka wizyt domowych u stałych klientów, a poza tym skupiał się na remoncie gabinetu, więc nie zarabiał. Nowi klienci się przydadzą.
Kowalczyk mówi, że specjalistyczny sprzęt trzeba będzie wysłać na przeglądy do producentów do Anglii i Danii. To na przykład audiometr oraz tympanometr do badania ucha środkowego.
- Wężyki do aparatów słuchowych też popłynęły - mówi Lisowska - Każdy taki wężyk to 15 złotych. Ze sto ich popłynęło. Tu 5 zł, tu 10 zł i cały zapas do wyrzucenia. Nie licząc drogiego sprzętu elektronicznego, który po osuszeniu już nie zaskoczył, albo się włączył i pokazuje “błąd”.
W sumie straty zniszczonego sprzętu małżeństwo ocenia na kilkanaście tysięcy złotych. Ale i tak są szczęśliwi, że miasto im pomogło i że zrobiło to tak szybko. Lisowska, która ostatnio płakała na parapecie przed gabinetem, teraz była uśmiechnięta.
- W sumie jak stare meble popłynęły, to zastanawiam się czy teraz nie zmienić trochę koncepcji kolorystycznej wystroju wnętrza - mówi pani Marta.
Adamowicz podkreśla, że było dobrym pomysłem stworzenie miejskiej ekipy remontowej w ramach GZNK, z ludzi, którzy wcześniej byli na bezrobociu. Ci pracownicy będą zajmować się głównie remontami pustostanów, ale przydali się także przy usuwaniu skutków powodzi. To ekipa kilkudziesięciu osób.
Pytany, jak odniesie się do zarzutów opozycji, że miasto nie było przygotowane na kolejną powódź, Adamowicz powiedział: - W porównaniu z ulewą sprzed 15 lat, skutki tej ostatniej były o wiele mniejsze. Zbudowaliśmy wiele nowych zbiorników retencyjnych. Planujemy budowę kolejnych pięciu. Musimy zwiększyć retencyjność wzdłuż ulicy Słowackiego. Widać, że to musi być zrobione, bo przyroda, np. w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, sama sobie nie poradzi z wchłanianiem wody deszczowej przy takich opadach. Musimy ustalić z ekspertami, co jeszcze zrobić. Czy na przykład nie poszerzyć stawów w Parku Oliwskim, na co od lat nie pozwala nam Wojewódzki Konserwator Zabytków mimo naszych petycji. Musimy też zacząć rozmowy i konsultacje z mieszkańcami Gdańska na temat zmian klimatycznych, skutkiem których są takie powodzie. Zaczniemy je w październiku. Obywatele muszą zrozumieć, czym są zmiany klimatyczne i że każdy na własnym podwórku może się przygotować. Musimy mieć wielką retencję i małą retencję.