• Start
  • Wiadomości
  • Z miłości, dla korzeni, pracy, teściów - gdańscy imigranci uczą się polskiego

Z miłości, dla korzeni, pracy, teściów - gdańscy imigranci uczą się polskiego

“Uczę się, żeby nie mieszkać obok gdańszczan, a z nimi”, “Kiedy znasz język, luźniej się czujesz”, “Ludzie szanują mnie za to, że mówię po polsku” - motywacji do nauki naszego języka jest przynajmniej tyle, ilu słuchaczy na kursach polskiego przy Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek w Gdańsku.
06.04.2018
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Matti Jalkanen z Finlandii rozprawia się z przyimkami statycznymi i dynamicznymi w języku polskim. Kibicuje mu Denis da Silva z Brazylii


Europejski system opisu kształcenia językowego dzieli znajomość języków obcych na trzy podstawowe poziomy A, B i C, wyróżniając w każdej z nich jeszcze po dwie kategorie (np. A1, A2). Obcokrajowcy, którzy uczą się polskiego na kursach Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek (CWII) w Gdańsku również dobierani są w grupy według tej skali. Postanowiliśmy zajrzeć do wybranych grup z poziomów A, B i C, zobaczyć jaki idzie im nauka i jakie motywacje - poza oczywistą: z powodu miejsca zamieszkania - sprawiły, że uczą się języka polskiego.

O motywacje zapytaliśmy także lektorki - dlaczego postanowiły uczyć obcokrajowców naszego języka?

Jarek, Olga, Wiktoria, Irina i lektorka Dominika Latoch. Zajęcia w grupie najbardziej zaawansowanej z języka polskiego

C1 - To co umiem, to za mało

Temat lekcji: piosenki i literatura piękna poświęcone wybranym miastom. Lektorka Dominika Latoch rozdała uczniom teksty piosenki “Warszawa” zespołu T.Love i pyta, czy wszystkie słowa są zrozumiałe.

Co to jest “obłok”, a co “Żoliborz” - pytają kursanci. Reszta słów jest jasna, może jeszcze zwrot “wypity alkohol uderza w tętnice” wymaga wyjaśnień. Dłuższa dyskusja wywiązuje się przy słowie “kamienica”, wszyscy zastanawiają się czy tak można nazwać tylko stary, zbudowany z cegły budynek. W końcu Jarek sięga po telefon i pyta “dr. Google`a”, który potwierdza to przypuszczenie.

Grupa na najwyższym wśród kursów CWII poziomie spotyka się od listopada ubiegłego roku. Uczniowie trafili tu na podstawie wyników testu kwalifikacyjnego, większość wcześniej nie uczyła się języka polskiego w sformalizowany sposób. Wszyscy poza jedną Białorusinką i Rumunem przyjechali z Ukrainy.

- Jesteśmy w takiej zaawansowanej grupie, a tak naprawdę nie jesteśmy zaawansowani - śmieje się Elena. - Jako Słowianom jest nam po prostu łatwiej uczyć się polskiego.

Dlaczego więc chodzą na kursy, skoro nie mają żadnego problemu z porozumiewaniem się z Polakami?

Jarek: - Znam wielu ludzi z Ukrainy, którzy przyjechali do Gdańska tylko do pracy i w ogóle nie znają polskiego. Dla mnie to bez sensu. Jeżeli tutaj mieszkasz, powinieneś uczyć się języka, żeby mieć lepszą pracę i lepiej się komunikować, żeby ci nie mówili, że jesteś obcokrajowcem.

Wiktoria, Irina i Dominika Latoch: temat lekcji często staje się pobocznym wątkiem, a w trakcie zajęć toczą się zażarte dyskusje po polsku

- To co umiem to za mało. Uczę się, żeby nie mieszkać obok gdańszczan a z nimi, żeby uczestniczyć w życiu miasta, zająć się wolontariatem - dodaje Irina. - Chcę czytać książki po polsku, interesuje mnie kultura polska, bez dobrej znajomości języka niemożliwe by ją poznać. Nigdy się polskiego nie uczyłam, a niedługo będą trzy lata od kiedy przyjechałam z mężem do Gdańska. Może na teście poszło mi tak dobrze, bo w biurze w którym pracuję są poza mną sami Polacy. Ludzie wokół dużo dają, ale lepiej, szybciej, będzie doskonalić polski tutaj.

Elena: - Wszyscy wokół są zachwyceni, gdy mówisz po polsku. Znajomi wiedzą, że się uczysz i chcesz mówić lepiej, to poprawiają. I bardzo dobrze.

Jarek: - W kwietniu będzie półtora roku od kiedy jestem w Gdańsku, trafiłem tu przypadkiem, agencja znalazła mi tu pracę. Przyjechałem, żeby zdobyć kartę stałego pobytu, mam polskie korzenie. Teraz marzę o obywatelstwie. Kiedy je zrobię, nie będę już postrzegany jako ktoś z innego kraju, Ukrainiec, ale raczej jako Polak. A dalej? Na sto procent studia, jeszcze nie wiem jakie. Na razie pracuję w firmie produkującej pergole i markizy. Nie zamierzam się wyprowadzać. Tutaj jest fajnie, mam znajomych i przyjaciół.

Olga: - Ja przyjechałam tu za mężem prawie dwa lata temu. Zawód mam taki, że z ukraińskim dyplomem pracy nie znajdę, siedzę w domu. Ciągle szukam czegoś dla siebie i dużo się uczę polskiego, bez tego nigdy się tu nie odnajdę.

Elena: - Na początku mieszkaliśmy z mężem we Wrocławiu, ale przeprowadziliśmy się specjalnie do Gdańska, bo tam nie ma czym oddychać. Nigdzie nie jest doskonale. W Gdańsku mało słońca, deszczowo, wietrznie… Jesteśmy tu od dwóch lat, a ciągle nie wiem jak się ubrać wychodząc z domu. Z jednej strony przeprowadzka do innego państwa to nowa karta życia, a z drugiej realia. Żeby mieć satysfakcję z pracy musi minąć sporo czasu i nie wiesz czy będziesz dobry w tym zawodzie. Jestem absolwentką ekonomii, w Gdańsku kończę szkołę policealną, żeby nie musieć nostryfikować ukraińskiego dyplomu. Czekam na wyniki egzaminu zawodowego, mam praktykę w księgowości. Jest ciężko, zastanawiam się czy to dla mnie.

Jarek, Olga, Wiktoria i Irina


Wiktoria z Białorusi: - Byłam w różnych miastach w Polsce, ale zachwyciłam się Gdańskiem. Może z uwagi na moje wykształcenie? Mam dyplom z turystyki i z ekonomii. Nie wiem jak będzie dalej, ale na razie chcę tu zostać. Sprzedaję słodycze w Bałtyku, ale może w przyszłości znajdę zajęcie w turystyce. Żeby tak było, muszę przede wszystkim bardzo dobrze mówić po polsku i na tym się teraz skupiam.

- Uczenie osób dorosłych języka polskiego to ogromna przyjemność - uważa polonistka Dominika Latoch, lektorka grupy C1. - Przez całe zawodowe życie uczyłam dzieci i młodzież w szkołach. Spontanicznie zgłosiłam się do CWIiI, bo pomyślałam, że może to być ciekawe doświadczenie. To zupełnie co innego niż praca z dziećmi, które uczą się, bo muszą chodzić do szkoły - tłumaczy. - Dorośli domagają się wręcz pracy domowej, im więcej tym lepiej i dużo uczą się sami, szybko widać efekty. Raduje się moje nauczycielskie serce, a poza tym bardzo zżyliśmy się ze sobą w ramach grupy, także na stopie prywatnej. Podobnie jest z drugą grupą, którą uczę.

Nauczycielka podkreśla, że w pracy z tak zaawansowaną grupą zaplanowany temat zajęć często staje się wątkiem pobocznym: - Kursanci opowiadają o swoich doświadczeniach w Gdańsku, pytają o kwestie dotyczące życia codziennego w Polsce. Spontanicznie odbywają się zażarte dyskusje na bardzo zróżnicowane tematy.

Kurs języka polskiego na poziomie B1. Pierwsza z prawej Julia Polakowa i jej syn Daniło, czwarty - Iwan i jego żona Wiktoria, szósta - Juliana, siódma Joanna Dunajska, ósmy - Jesús Carrasco Gomez

B1 - nawet Jesús mówi po polsku

Temat zajęć: Czasowniki ruchu. W rękach kursantów kserówki z ćwiczeniami do wypełnienia (Ułóż zdania z czasownikami “pływać”, “lecieć”, “iść”, i słowami “zwykle”, “nigdy”, “często”), a obok zasady, tabele, zwroty…

W grupie B1 uczy się kilkunastu Ukraińców i hiszpański rodzynek.

- Jak się mówi? Jadę do wioski? - pada pytanie.

- Jadę na wieś, wieś - wiejski - odpowiada lektorka Joanna Dunajska.

- Jak serek wiejski! - rzuca ktoś.

Państwo Polakowie przyjechali do Polski z Lwowa ponad rok temu, od czterech miesięcy są w Gdańsku, na kurs chodzą całą rodziną. Julia jest psychologiem, jej mąż kowalem artystycznym, syn Daniło uczy się w II klasie gimnazjum.

Julia Polakowa: - Największy problem mam z pisaniem. Zadzwoniłam na infolinię żeby zrezygnować z internetu: “proszę napisać rezygnację”. Kurde - napisać… Powiedzieć to nie ma problemu. Polacy rozumieją, co ja mówię, końcówkę słowa powiem “jąąlm”, ukryję, bo nie wiem jeszcze jaka powinna być, ale napisać? Od razu widać błędy, a poza tym te alfabety. U nas “kyrylyca”, u was “latynyca”.... A pisanie ważne, choćby żeby sms do koleżanki Polki ułożyć tak, żeby zrozumiała o co chodzi. Niby języki podobne, ale u was “dzień dobry”, u nas “dobry dzień”. Dziękuję pani Asi, bo jak nas uczy, dodaje dużo “mentalitetu” polskiego: modne zwroty i żarty, których możemy nie zrozumieć.

Jej syn nastoletni Daniło po przyjeździe do Polski od razu został rzucony na głęboką wodę, poszedł do gimnazjum zupełnie nie znając języka kolegów z klasy.

- Koledzy ciągle go o coś pytali, na początku uczyli się nawzajem przekleństw po polsku i ukraińsku. Rozmawiali po angielsku. Dowiedziałam się, że mój syn dobrze zna ten język, nie wiedziałam - śmieje się Julia Polakowa. Często w zdumienie wprowadzają ją polskie słowa, które napotyka w podręcznikach pomagając synowi w nauce. - Ostatnio ciekawa była dla mnie “biesiada”. Myślałam, że to znaczy rozmowa, jak po ukraińsku. Po naszemu takie rycerskie spotkanie przy stole to “piry”.

`Danie instant`, `Gwiżdżę na ciebie` - Joanna Dunajska wprowadza nowe słownictwo

Czasy problemów językowych Daniły to już przeszłość. Niedawno dostał w szkole piątkę z plusem z polskiego z recytacji inwokacji z “Pana Tadeusza”: - Na początku próbowałem nauczyć się bez zrozumienia, ale nie wyszło. Jak recytuję, chcę oddać atmosferę wiersza - tłumaczy chłopak.

- To naprawdę wielkie osiągnięcie, bo przecież tam “dzięcielina pała” i inne tego typu wyrażenia… - chwali Joanna Dunajska. - Dyskutowaliśmy później o tym na zajęciach, bo fragment nam zaprezentowałeś. Początek “Litwo, ojczyzno moja” wzbudził dużą wesołość w grupie...

- Kiedy lepiej znasz język, luźniej się czujesz. Nie musisz za każdym razem robiąc zakupy zaczerpywać oddechu, bo wiesz że teraz trzeba coś wytłumaczyć. Nie wiesz czy starczy ci słów, a sprzedawca nie zawsze chce poczekać i pomóc ci. Niektórzy mówią: “No… Co? Co?!?” Po kursach nie mam już tego problemu - cieszy się mama Daniły.

- Chcę stać o schodek wyżej, dlatego uczę się polskiego - oświadcza Juliana i wspomina pierwszy wyjazd do Polski cztery lata temu.

- Przyjechałam do pracy w szwalni w Ostrowie Wielkopolskim. Ukraińcy mieszkali tam wszyscy razem. “Dobrze”: pomyślałam z ulgą - opowiada Juliana. - Brygadziści byli przystosowani, bo nie my pierwsi z Ukrainy: “chodź pani ze mną, czerwony guzik stop, zielony start i robisz tak “brzszsz” (pokazuje ruch rękoma przed siebie i z powrotem - red.). Kiedy jesteś szwaczką, wiesz co to maszyna przemysłowa, właściwie nie musisz o nic pytać.

Juliana (w środku kadru) po kilku latach pracy w Polsce zdecydowała się na naukę polskiego

Z Ostrowa Juliana trafiła do Turka i tam do każdej zakładowej ekipy przydzielono już tylko po jednym pracowniku z Ukrainy.

- Polki zagadywały na przerwach “no mówcie coś dziewczyny, inaczej nie będziecie znać języka”. Na palcach sobie tłumaczyłyśmy albo pokazując zdjęcia w telefonie. One nie miały pojęcia o rosyjskim, a z nas nikt angielskiego nie rozumiał - wspomina Ukrainka.

Wiktoria i Iwan są małżeństwem i ramię w ramię rozwiązują zadane ćwiczenia. Mąż podpowiada żonie w niektórych kwestiach. Jest w Polsce dłużej, od 2016 r., w Gdańsku od lutego ubiegłego roku. Ona przyjechała w ślad za nim pięć miesięcy temu, jest nauczycielką muzyki, gry na pianinie oraz historii.

- Bez sensu zarabiać pieniądze na rodzinę, jak rodzina jest gdzie indziej - uważa Iwan, który z zawodu jest hydraulikiem, ale w Polsce póki co w zawodzie nie pracuje. - Przyjeżdżając bez znajomości języka trudno jest uprawiać zawód taki jak mój, bo póki co nie dogadam się z klientami. Jak “bateria” czy “zawór” też jeszcze nie wiem. Podejmowałem się różnych prac od kiedy jestem na terenie Rzeczpospolitej, ale to hydraulikę mam w sercu. Więc chodzę na kursy polskiego. Także dlatego, że raz oszukali mnie tu Ukraińcy mówiący po polsku.

Wiktoria chciałaby uczyć w szkole muzyki, dlatego chodzi na kurs polskiego: - Jestem nauczycielką gry na pianinie. Od kilku tygodni uczę polską dziewczynkę i nie wiem, czy to się uda, bo na razie trudno mi wytłumaczyć jej “muzyczne rzeczy”.

Julia Polakowa uważa, że po skończonym ogólnym kursie języka polskiego obcokrajowcom pomogłyby bardzo także, choćby miesięczne, kursy języka branżowego.

- Żebyśmy mogli porozmawiać z gdańskimi psychologami czy hydraulikami. Dopytać o branżowe słownictwo. Wyszukiwanie tłumaczeń konkretnych pojęć w internecie trwa za długo i nie zawsze się udaje - tłumaczy Lwowianka.

Dlaczego mieszkają właśnie w Gdańsku?

Iwan mówi, że nawet płacąc 1,5 tys. zł za wynajem mieszkania i w sytuacji gdy póki co tylko on ma stałą pracę i tak lepiej żyje im się tutaj, niż na Ukrainie. - U nas ceny wielu towarów podobne, a zarobki nieporównywalnie niższe niż w Polsce - tłumaczy.

Juliana przyjechała do Gdańska przypadkiem, przejęła pracę po znajomej, która musiała wracać na Ukrainę z powodów rodzinnych. Dwa lata temu znalazła zajęcie w drukarni i jest ze swojej pracy bardzo zadowolona.

Julia Polakowa: - Najpierw mieszkaliśmy w województwie pomorskim, ale chcieliśmy do centrum. Bardzo mi się podobają gdańszczanie, bo mają dużo “wartliwości”, są dumni, także ze swojego miasta. Nie tylko znają swoją cenę, ale liczą cenę innych… Nie wiem, jak to powiedzieć...

Juliana przytakuje jej i rzuca: - Gdańszczanie to cenniki!

Joanna Dunajska śmieje się do łez i mówi: - Super, to mi się podoba, uwielbiam tę pracę! Chciałaś chyba powiedzieć, że cenią siebie i innych.

Jesús Carrasco Gomez (w środku) i Joanna Dunajska - Mickiewiczem nie będę, ale poziom C1 osiągnę

Hiszpański rodzynek w grupie B1 nazywa się Jesús Carrasco Gomez. Kiedy zaproponowałam mu, że mój tekst będzie nosił tytuł “W Gdańsku nawet Jesús mówi po polsku” śmiał się, ale ostatecznie stwierdziliśmy wspólnie, że nie jest to najlepszy pomysł.

- Uczę się cztery lata i mam średni poziom, ale w mojej grupie są tacy co mieszkają sześć miesięcy w Gdańsku i już mają albo taki sam poziom, albo wyższy. Wiem, że język podobny i oni bardzo chcą się integrować, ale ja też - opowiada urodzony w Castellon w okolicach Walencji Hiszpan.

Jego marzeniem jest by nauczyć się polskiego tak dobrze, jak jego polska narzeczona zna hiszpański. Codziennie rozmawiają po polsku i oczywiście to ukochana Lidia uczyła go podstaw, ale regularnie uczy się języka od pół roku, w grupie pani Asi.

- Jestem prawnikiem i pracuję w biurze jednej z korporacji w Olivia Business Centre. Mogę tam mówić po angielsku i hiszpańsku i nie miałem z początku potrzeby poznawania polskiego. Ale później, jak już tu zamieszkałem na stałe, trochę było bez sensu ze wszystkimi rozmawiać po angielsku. Teraz jak mówię po polsku, ludzie chcą więcej ze mną rozmawiać, szanują mnie za to - podkreśla Jesús.

Z Lidą, która pochodzi z Suwałk są parą od blisko siedmiu lat. Poznali się właśnie w Gdańsku. W lipcu biorą ślub. - To będzie typowe wesele w Suwałkach. Nad jeziorem, romantycznie, ale i z disco polo. Obie rodziny nie mogą się już doczekać - podkreśla.

W przyszłości chciałby studiować media i fotografię na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, ale studia są tylko po polsku, co dodatkowo motywuje go do “szlifowania” języka.

Jego sposobem na naukę polskiego są rozmowy i czytanie.

- Czytam napisy na bilbordach i Pudelka, pani Asia mi poleciła, a także komiksy - wylicza. - To bardzo pomaga. Pewnie Mickiewiczem nie będę nigdy, ale za pięć lat chcę być na poziomie C1.

 

Joanna Dunajska z pierwszego wykształcenia jest polonistą, później zdobyła uprawnienia do nauczania angielskiego, a jeszcze później ukończyła studia kierunkowe nauczanie języka polskiego jako obcego na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Uczy angielskiego w Szkole Podstawowej nr 16 na Oruni, gdzie pełni także rolę szkolnego mentora i opiekuna uczniów z doświadczeniem migranckim.

- Mam dużo znajomych obcokrajowców, którym czasem dawałam korepetycje i to dzięki nim zauważyłam potrzebę i zdecydowałam się na te trzecie studia - wspomina lektorka grupy B2. - Czwarty rok będzie mi chyba leciał w CWII, jestem zupełnie wkręcona. Prowadzę teraz grupy słowiańskie, ale z przyjemnością pracuję też z niesłowiańskimi, bo tam jest zupełnie inna robota!

Joanna Dunajska uważa, że Ukraińcy świetnie radzą sobie z nauką polskiego, bo są mocno zmotywowani ekonomicznie i politycznie.

- Są też silną grupą wspierającą, widzę jak sobie nawzajem pomagają - opowiada nauczycielka. - Podziwiam ich za to, że często po 12 godzinach roboty przychodzą na zajęcia i są w stanie aktywnie brać w nich udział. Są mili, uprzejmi, jeszcze się razem pośmiejemy, jeszcze w autobusie po drodze do domu pogadamy. Warto pamiętać, że nostryfikacja dyplomu w niektórych zawodach jest bardzo zależna od języka. Wszyscy bardzo by chcieli pracować w swoim zawodzie, ale póki co muszą wykonywać inne prace.

Gdańska nauczycielka podkreśla także, że ułatwienie w postaci podobieństwa naszych języków bywa złudne: - Na przykład do pań mówię często “am am”, jak do małych dzieci, bo zapominają dodać polskiej końcówki: po ukraińsku mówią przecież “ja zrobyla”. Są też niebezpieczne czy śmieszne podobieństwa słów, jak np. nasz dywan i ich diwan (kanapa). Wcale nie tak prosta jest także polska odmiana, przenoszą końcówki i wydaje im się, że potrafią coś odmienić, a niekoniecznie tak jest.

Denis da Silva przy tablicy


A2 - dla przyszłych teściów i odległych korzeni

Dylematów w zakresie podobieństw końcówek nie ma natomiast w grupie niesłowiańskiej, nie do końca słusznie zwanej anglojęzyczną, której kursanci są obecnie na poziomie A2 i jest to najbardziej zaawansowana niesłowiańska grupa w CWII.

Temat zajęć: przyimki statyczne i dynamiczne, czyli np. “idę do”, “jestem w”. Nauczycielka grupy Marta Gołyszny rozpisała na tablicy cały szereg zadań związanych z tematem, kursanci muszą więc zastosować “idę” i “jestem” do słów: jezioro, las, wieś, bar itp.

Dobranie odpowiedniego przyimka idzie im całkiem dobrze. Jednak gdy dochodzi do przypasowania odpowiedniej końcówki dla rzeczownika w ruch idą tabele pełne wyjątków i reguł dla osoby polskojęzycznej zupełnie niepotrzebnych. Jest to ciężka praca, ale nastrój w kameralnej, czteroosobowej grupie i tak jest świetny.

- Mam w Gdańsku pracę, jestem team leaderem w dziale obsługi klienta w firmie AirHelp, zajmujemy się odszkodowaniami lotniczymi. Mieszkałem w Krakowie cztery lata, a później przeprowadziłem się tutaj z moją dziewczyną krakowianką - mówi Matti Jalkanen z Finlandii. - Tam było źle, jest smog, nie lubię go. Tutaj jest więcej natury, morze, las, jeziora, jak w Finlandii. Jesteśmy w Gdańsku półtora roku.

W Krakowie w nauce polskiego wytrwał tylko trzy miesiące. W Gdańsku uczy się od kiedy się tu przeprowadził. Dlaczego jest taki wytrwały?

- Rodzice mojej dziewczyny nie bardzo mówią po angielsku. Robię to dla przyszłych teściów odpowiada.

Czy lubi się uczyć polskiego?

- Tak, to bardzo ciekawe, ale zależy od tematu, to bardzo trudny język. Zakupy umiem zrobić po polsku, ale ludzie w Gdańsku mówią po angielsku, to w sumie niedobrze dla mojej nauki. - stwierdza Fin.

Denis da Silva jest Brazylijczykiem, kolegą Matti Jalkanena z pracy: - Także mam dziewczynę Polkę. Poznaliśmy się w Łodzi, gdzie mieszkałem najpierw ponad dwa lata. Później przyjechałem do Gdańska, dwa lata w kwietniu będzie. Czasami mówimy z moją dziewczyną po polsku w domu, czasem w pracy też, w moim teamie są też Polacy. Czasami rozmawiamy tam po angielsku, a czasem po polsku, bo jesteśmy w Polsce.

Dla Polaków oczywista oczywistość, ale dla Brazylijczyka, Amerykanki czy Fina...

Amerykanka Elizabeth Peck, przez Martę Gołyszny nazywana Elą, sama jest nauczycielką, tylko że języka angielskiego.

- To nie był mój pierwszy wybór, praca nauczyciela. Chciałam być analitykiem, studiowałam europeistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale kiedy skończyłam nie wyrobiłam sobie wizy pracowniczej. Dowiedziałam się, że łatwiej ją dostanę jeśli będę uczyć języka angielskiego. Myślałam, że to będzie tymczasowe, ale to było prawie pięć lat temu - opowiada Elizabeth Peck.

W Krakowie rynek pracy dla native speakerów był wówczas kiepski. Zatrudnienie znalazła w Gdańsku, przez trzy lata uczyła w szkole podstawowej piąte i szóste klasy (też miało być na chwilę). Praca nauczyciela spodobała jej się i postanowiła uczyć dorosłych, założyła działalność gospodarczą.

- Lekcje prywatne, angielski dla biznesu, klienci od studentów i prezesów po gospodynie domowe. Łatwo mi o pracę, native speaker działa jak “czary mary” - wylicza. - Bardzo podoba mi się Gdańsk i Polska w ogóle. Mam nadzieję, że biegle będę mówić po polsku z czasem. Mam polskie korzenie, ale dawne bardzo. Prapradziadek? Stanisław, Lemański chyba. Nie wiem skąd przyjechał. Były jakieś dokumenty w rodzinie, ale nie wiemy gdzie są. Miał farmę i uprawiał kukurydzę, gdzieś w pobliżu Chicago. Uznałam, że nauka polskiego to ciekawe, że przecież to moja historia, ale to ciężki język.

Czy w języku polskim jest cokolwiek, co nie sprawia im problemu?

- Mamy takie same słowa po portugalsku: foka, fabryka, mapa, peruka, lupa, żyrafa - odpowiada Denis da Silva.

- Wcześniej uczyłam się rosyjskiego i teraz wydaje mi się, że to te same słowa, ale to nieprawda. Widziałam psa na ulicy w Polsce i mówiłam “sobaka”. “ Nieee, to nie sobaka, odpowiadali Polacy” - wspomina Amerykanka. - Esemesować, googlować, mailować to są łatwe dla mnie słowa,

Matti Jalkanen: - Dla mnie zero nadziei, nic łatwego.

- Chciałby mieć minimum poziom B1, ale oczywiście to jeszcze nie teraz. Mam tymczasową kartę pobytu w Polsce. Mogę mieć stałego pobytu na 10 lat, ale muszę zdać egzamin z polskiego właśnie na B1. Zobaczymy - mówi Brazylijczyk. - Mieszkam w Polsce, bo generalnie mi się tu podoba, zazwyczaj jest taniej niż w Brazylii, podróże tańsze, jedzenie też, ale nie owoce, elektronika też. W Gdańsku morze i plaża, jak w moim kraju.

Lektorka Marta Gołyszny: ucząc polskiego świetnie się bawię

Marta Gołyszny jest jedyną lektorką języka polskiego na kursach CWII, która nie ma przygotowania merytorycznego do nauczania. Pracuje jako analityk danych i systemów w firmie Jeppesen.

- Ale moja babcia była polonistką! - śmieje się Marta Gołyszny, która “polonistką” została przypadkowo. - Kiedy dwa lata temu przez Polskę przelewała się fala nienawiści wobec imigrantów, bardzo mnie to wewnętrznie rozdrażniło. Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek organizowało wtedy wolontariackie grupy wokół różnych zagadnień związanych z migrantami w Gdańsku. Wybrałam uczenie polskiego, ponieważ najbardziej pasowało do mojego rozkładu tygodnia i umożliwiało bezpośredni kontakt z ludźmi. Wydawało mi się, że to świetna opcja, żeby moi kursanci zobaczyli, że nie wszyscy tu w Polsce są źle nastawieni do imigrantów. Teraz, po blisko dwóch latach uczenia, ja się tu po prostu świetnie bawię, po ośmiu godzinach pracy w biurze to super sprawa!

Marta Gołyszny przyznaje, że czasem jest jej ciężko. Żeby wyjaśnić swoim uczniom niektóre zasady musi odkopywać wiedzę, którą sama posiadła jeszcze w podstawówce.

- Gdzieś ta wiedza w głowie jest, trzeba ją sobie tylko przypomnieć - tłumaczy. - Oni wiedzą, że nie jestem polonistką. Godzą się na to, że czasem powiem “nie wiem” i są wtedy bardzo zadowoleni. Pewnie ciężej byłoby mi uczyć grupy słowiańskie, ale w naszej skupiamy się na komunikacji, opowiadamy sobie o urlopach, o tym co się wydarzyło w weekend i w pracy. Są dumni, jeśli uda im się porozmawiać po polsku z taksówkarzem, czy sprzedawczynią. Oczywiście moi uczniowie twierdzą, że polski to najtrudniejszy język jakiego się uczyli, a mówią często nawet w czterech. Trwają przy tym przede wszystkim ze względu na związki z Polakami. Ja sama czasem mam wrażenie, jakbym po raz drugi uczyła się swojego języka. Jest bardzo trudny, na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy.

 

Kursy języka polskiego w Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek rozwijały się wraz z rozwojem samego centrum, które istnieje od sześciu lat. Pierwsze zajęcia prowadziły dwie nauczycielki wolontariuszki.

- Na początku nauka polskiego nie była sformalizowana, zajęcia były organizowane spontanicznie, staraliśmy się przy ograniczonych siłach uczyć chętnych na wszystkich poziomach - mówi Anna Kwaśnik, koordynatorka kursów języka polskiego w CWII.

Profesjonalizacja nauczania przyszła wraz z udziałem CWII w partnerskim projekcie z Fundacją Ocalenie z Warszawy (wrzesień 2015 - sierpień 2017 r.), która od kilku lat zajmowała się nauczaniem obcokrajowców języka polskiego i przygotowywała merytorycznie nauczycieli - wolontariuszy.

- Nauczanie polskiego to trudna i specyficzna działka. Wcale nie wystarczy dobrze znać swojego języka, żeby kogoś go nauczyć - tłumaczy Anna Kwaśnik. - Dlatego postawiłam na stworzenie stałego zespołu lektorów, którzy dobrze to robią, chcą się z nami rozwijać i będą za swoją pracę otrzymywać wynagrodzenie. Wprowadziliśmy więc opłaty za kursy, ale w takiej wysokości, żeby nie były barierą i nie wykluczały ludzi, którzy mało zarabiają. Za semestr nauki płaci się 100 zł, zajęcia odbywają się dwa razy w tygodniu.

W dobiegającym końca semestrze zimowym było 19 grup słuchaczy (261 osób) na wszystkich poziomach zaawansowania, zajęcia prowadziło 14 nauczycieli. Chętnych do nauki polskiego przybywa z semestru na semestr, kursanci są coraz częściej zainteresowani kontynuacją nauki na wyższych poziomach.

Gros uczestników pochodzi z Ukrainy, Białorusi i Rosji.

Zajęcia są współfinansowane przez Miasto. Prowadzone są w różnych instytucjach na terenie Gdańska, które nieodpłatnie użyczają pomieszczeń na potrzeby kursów. Najwięcej lekcji odbywa się w Wyższej Szkole Bankowej, ale także w Europejskim Centrum Solidarności, w kilku filiach Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej i w Domu Sąsiedzkim “Gościnna Przystań” na Oruni.

TV

Nowe auta dla Straży Miejskiej